Jerzy Leszczyński – Od Europodów dla Antypodów – Mieczów Ci u nas dostatek (Krzyżacy)
Share

Europejczyk poszukuje Boga – 6
PRAWDY O BOGU, czego dowodzą całe dzieje ludzkości, rozgłaszano rozlicznymi sposobami. Tym najbardziej podstawowym było przekazywanie ich ustami. „Wpoisz je /owe prawdy/ swoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu. Przywiążesz je do twojej ręki jako znak. Niech one ci będą ozdobą przed oczami. Wypisz je na odrzwiach swojego domu i na twoich bramach” – takie oto polecenie dał Izraelitom Mojżesz, wyprowadziwszy ów naród z Egiptu, z górą półtora tysiąca lat przed Chrystusem (wypowiedź z Księgi Powtórzonego Prawa 6:7-9 zacytowałem podług katolickiej Biblii Tysiąclecia). Nakaz ów skierowany został do wszystkich mężczyzn będących w tamtych czasach głowami rodzin. Orężem zasadniczym w rozgłaszaniu prawd Bożych, zgodnie z postanowieniem samego Boga miały więc być słowa i spisane, w owych czasach na papirusie kopie Dekalogu, wpajanego przez ojców swoim dzieciom, kolejnym pokoleniom. Z biegiem czasu uznano je wszak za niewystarczające. Do obrony prawd Bożych prócz słów stosować zaczęto oręże znacznie ostrzejsze: miecze. Co o takiej postawie sądził sam Jezus Chrystus, dowiedzieć się można z 26 rozdziału ewangelicznej relacji według świętego Mateusza oraz z rozdziału 18 Ewangelii według św. Jana. Oto w czasie pojmania Jezusa w ogrodzie Getsemani jeden z jego apostołów (ewangelista Jan ujawnia, że był nim Szymon Piotr) dobył miecz z pochwy i uderzył nim niejakiego Malchosa, sługę arcykapłana Annasza, odcinając mu prawe ucho. „Schowaj miecz swój do pochwy” – rzekł na to Jezus, przywracając odciętą małżowinę na swoje miejsce – „bo wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną”.
Lekcja doprawdy pouczająca, i to nie tylko dla apostoła Piotra, lecz dla wszystkich naśladowców Wielkiego Nauczyciela. W nadchodzących stuleciach niestety miało się okazać, że europejscy jego uczniowie nie posłuchali Jezusowej rady. Chwycili za miecze, ażeby bronić świętych miejsc w Ziemi Świętej, w licznych wypadkach będących falsyfikacją tych prawdziwych, na ten przykład miejsca narodzenia Jezusa Chrystusa a też miejsca jego pochówku. Obrońcy owi zapomnieli w swej determinacji o tym, jak sam Jezus skomentował Piotrowi zdarzenie z mieczem: „Czy myślisz, że nie mógłbym poprosić Ojca mojego, a zaraz wysłałby mi dwanaście zastępów aniołów?” Anielskich zastępów europejscy, średniowieczni obrońcy prawd Boskich nie potrzebowali. Wybrali miecze a w owej sytuacji najbardziej intratnym zajęciem w Anglii, Francji oraz Germanii stało się wykuwanie ostrz dla łukowych strzał oraz obosiecznych mieczów – zupełnie podobnie jak w czasach obecnych wytwarzanie wszelkiego rodzaju bombek – no, może poza choinkowymi. Trzeba iść z postępem.
*
ZBYT NA MIECZE w średniowiecznej Europie był ogromny, zwłaszcza w Anglii, Francji oraz w Germanii, gdzie powstały przesławne rycerskie zakony, które przyjęły sobie za cel bez pomocy chociażby jednego zastępu anielskiego, za to z pomocą mieczów, bronić Chrystusa niczym porywczy Szymon Piotr w Ogrójcu. To w ówczesnych Europodach – Antypodów wówczas jeszcze tu nie znano – powstał z błogosławieństwem Gui I de Chatillon, wtedy już Jego Świątobliwości papieża Urbana II mieczowy zastęp rycerzy, wysłany na Bliski Wschód dla bronienia tam Ziemi Świętej, a głównie Jerozolimy. Samych Euro-rycerzy uzbierało się około pięciu tysięcy, prócz nich 32 000 jazdy lekkiej, też z obosiecznymi mieczami w swych rękach. Wielu z nich wywodziło się z ziem, w których na co dzień porozumiewano się po germańsku. Po trzech latach zmagań, 15 lipca 1099 roku europejska wyprawa pod sztandarem Krzyża Świętego zakończyła się chwalebnym zdobyciem Jerozolimy razem z wszystkimi jej miejscami świętymi. Muzułmanów przepędzono nawet z ich nie tak dawno zbudowanego Meczetu na Skale (Al Aksa), nie rujnując go jednak. Po zwycięstwie spora część europejskich zdobywców pozostała w Jerozolimie, układając w niej sobie nowe życie, z mieczami przypiętymi do pasa. Niemały ich procent stanowili germańscy obrońcy prawdziwej wiary pochodzący z Teutoburger Wald, rozległych lasów porastających doliny dzisiejszej Dolnej Saksonii oraz Północnej Nadrenii. Germańcy aktywnie zaangażowali się w działalność istniejącego w Jerozolimie już od dwudziestu dziewięciu lat zakonu szpitalnego pod wezwaniem świętego Jana. Źle się im nie działo, niemniej jednak, nabrawszy doświadczenia dążyli do założenia własnego, germańskiego zakonu szpitalnych rycerzy, żeby nie musieć opłacać usług tłumaczy germańsko – starofrancuskich oraz germańsko – staroangielskich, bowiem z terenów Francji i Anglii też zjechało do Jerozolimy sporo mieczowego rycerstwa, zainteresowanego w pokojowych warunkach medycyną, a już zwłaszcza opieką nad trędowatymi, których w owych czasach był ci na Wschodzie dostatek. W owym czasie oficjalnie działały już w Ziemi Świętej dwa zakony rycerskie: Suwerenny Rycerski Zakon Szpitalników Świętego Jana z Jerozolimy oraz Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona. Teraz na horyzoncie pojawiać się zaczął trzeci, na razie jeszcze bez nazwy.
Na sam początek kilku przedsiębiorczych teutońskich rycerzy z Lubeki i Bremy, w czasie oblężenia Akki przez muzułmańskie zastępy sułtana Saladyna sprytnie wydostało się z miasta i przez Hajfę oraz Tyberiadę dotarło do Jerozolimy, od razu zakładając tam polowy szpital w namiotach i powierzając go opiece Panny Marii. Po utracie Akki (wojska Saladyna zajęły twierdzę bez walki), a po niej Hajfy i Tyberiady zastępy europejskie wycofywały się w kierunku Wzgórz Golan. Trzeciego i czwartego lipca 1187 roku stoczono krwawą bitwę pod Hittin, którą krzyżowcy dowodzeni przez Gwidona I, króla Jerozolimy sromotnie przegrali, tracąc dziesięć tysięcy ludzi. Cztery i pół tysiąca Europejczyków trafiło do saraceńskiej niewoli, pośród nich król Gwidon i liczni jego dostojnicy, między nimi książę Renald de Chatillon, głównodowodzący armią krzyżowców. Sułtan Saladyn polecił zmusić królewskich dostojników do przyjęcia islamu. Odmowa natychmiast karana była ścięciem. Króla Gwidona, Gérarda de Rideforta – Wielkiego Mistrza Templariuszy oraz księcia de Chatillon sułtan Saladyn kazał doprowadzić do swojego namiotu. Książę Renald de Chatillon podarował tam sułtanowi złoty kielich, żywiąc nadzieję, że kupi tym sobie jego łaskawość. Tymczasem to jego Saladyn wyprowadził z namiotu na zewnątrz i przed oczyma wszystkich obecnych osobiście ściął mu głowę. Okazało się, że w trakcie bitwy książę de Chatillon napadł ze swym oddziałem na przejeżdżającą w pobliżu karawanę, z którą w stronę Jeziora Galilejskiego podążała jakaś niebiedna kobieta. Szlachetny książę dobrotliwie darował podróżującym życie, ale polecił zabrać wszystkie ich kosztowności. Miał pecha: niebiedną kobietą okazała się Dina, siostra sułtana. Podarowany mu przez księcia de Chatillon złoty kielich prawdopodobnie pochodził z jej kuferka. Wojskowy dowódca króla Gwidona zapłacił zań własną głową. Samemu królowi, a też Wielkiemu Mistrzowi Templariuszy, sułtan podał kielichy z orzeźwiającą wodą, co oznaczało, że daruje im życie (podejrzewa się, iż Wielki Mistrz zakonu Templariuszy potajemnie współpracował z muzułmanami). Teutoński namiotowy szpital Dziewicy Marii z Jerozolimy już tam funkcjonował. Wkrótce jednak również germańscy szpitalnicy przenieśli go do nadmorskiej Akki. Na wieść o sromotnej porażce chrześcijańskiego rycerstwa i utracie Jerozolimy papież Urban III, liczący sobie 67 lat, zasłabł był podczas swojego pobytu w Ferrarze, a 20 października 1187 roku zmarł tamże na zawał serca. Szczególnie dotknęła go wiadomość, że w bitwie pod Hittin przepadły relikwie Krzyża Świętego. Wszystkie owe bolesne straty postanowił powetować Europejczykom papież Klemens III, dobywając ze swej pochwy nowy miecz i ogłaszając kolejną, trzecią już wyprawę krzyżową. W owym zbożnym dziele całym sercem wspierał go z palatynackiego, a w takim razie również teutońskiego Kaiserslautern, cesarz Fryderyk I Barbarossa, liczący sobie wówczas 65 lat.
Uporne starania o uzyskanie statusu rycerskiego zakonu kosztowały germańskich Teutonów niemal stulecie. Przychylność okazać im raczył dopiero niejaki Giacinto Orsini, sam pochodzący z Rzymu i tam piastujący godność papieża Celestyna III, który podpisał bullę zezwalającą na ustanowienie zacnego Domus Hospitalis de Sanctæ Mariæ Teutonicorum Hierosolymitanorum, czyli Zakonu Szpitalnego Najświętszej Marii Panny Domu Teutońskiego w Jerozolimie, z germańska nazwanego krócej Teutscher Orden. Akt założycielski zakonu podpisali w 1190 roku król Jerozolimy Gwidon I, sam pochodzący z ziem francuskich, oraz Herakliusz, podówczas łaciński patriarcha Jerozolimy. Osiem lat później nowy papież, Innocenty III, podniósł teutońskich szpitalnych mnichów do godnej rangi zakonu rycerskiego, nakazując nowym habitowym braciom przywdziewanie na swe zbroje białych płaszczów ozdobionych z tyłu wielkim, czarnym krzyżem ze srebrzystą obwódką. I tak na arenie historii pojawili się Krzyżacy, z którymi Polsce przyszło biedzić się przez dwa stulecia. Ale o tym ze szczegółami napiszę nieco dalej. Na razie trzymać się będę chronologii, ta zaś zobowiązuje do zajmowania się wydarzeniami z obszaru Ziemi Świętej.
*
Z POCZĄTKU wszystko wyglądało normalnie, co znaczy bojowo. Zaledwie sześć lat minęło od zakończenia trzeciej wyprawy krzyżowej (1192), kiedy wojowniczy niczym Szymon Piotr w Ogrodzie Getsemani jego domniemany następca, papież Innocenty III, dobył z pochwy miecz i ogłosił kolejną, czwartą krucjatę (1202), tym razem skierowaną przeciwko Konstantynopolowi. Otto von Kerpen, drugi z kolei Wielki Mistrz teutońskiego zakonu zamiast, jak mu papież Celestyn przykazał pilnować w Jerozolimie szpitala Świętej Marii wraz z jego leprozorium, posłał daleko na północ (dziś jest to 1900 kilometrów, wówczas mierzyło się inaczej) swoich czarnokrzyskich rycerzy dla wspierania z lądu wściekłego szturmu 220 chrześcijańskich okrętów na nieprzyjacielski Konstantynopol. Wkrótce sam Wielki Mistrz też podążył nad Bosfor, bo okazało się, że Saraceni przedostali się na teren Europy i trzeba było, zamiast atakować Konstantynopol, bronić dostępu do Bałkanów. Taki oto był pierwszy pokaz odwagi świętomaryjnych teutońskich braci – rycerzy.
Podczas owej wyprawy krzyżowej na odwagę i brawurę teutońskich rycerzy w białych płaszczach z czarnymi krzyżami na plecach zwrócił uwagę młody książę András z węgierskiego rodu Árpad. Zapewnił Wielkiego Mistrza krzyżackiego zakonu, że kiedy zostanie królem Węgier i Chorwacji, zaraz przydzieli Teutonom ziemię na terenie swojego królestwa, żeby wznosili tam sobie warowne twierdze. Spełnienia obietnicy doczekał w roku 1211 Wielki Mistrz zakonu Hermann von Salza, kiedy 35-letni dawny książę Árpadi András już od lat sześciu zasiadał na tronie jako II. András, Magyar Király czyli Król Andrzej II Węgierski. Ów, mający siedmioletnią córkę Annę Marię na wydaniu przypomniał sobie, że dostojny Hermann von Salza, przed dwoma laty wybrany Wielkim Mistrzem teutońskiego zakonu, ma syna, o trzy lata od niej starszego, który potrafił już podźwignąć normalny miecz, choć ten przerastał go jeszcze o pół rękojeści. Obaj panowie pośpiesznie podpisali dla swego potomstwa traktat małżeński, w zamian za co madziarski monarcha oddał walecznym Teutonom ziemię na terenie Transylwanii, gdzie szybciutko zbudowali oni ogromne zamczysko Schloβ Bran, trzydzieści kilometrów na południe od Braszowa. Zamek zachował się do dziś.
Z nastaniem roku 1218 świątobliwy, ale zarazem zadziorny Ojciec Święty, Honoriusz III, spojrzał do pochwy i dostrzegł sterczący z niej własny, bezużyteczny miecz. Zamiast, idąc za upomnieniem Jezusa, danym w Ogrojcu Szymonowi Piotrowi, żeby go głębiej schować w pochwie, schwycił go oburącz i wezwał do nowej krucjaty, już piątej. Zaraz też wezwał na dywanik Hermanna von Salza, podówczas Wielkiego Mistrza teutońskiego zakonu, nakazując mu stanowczo bezzwłoczne przekształcenie kongregacji z przytuliska dla chromych, cherlawych i trędowatych w formację zbrojną, sprawnie wymachującą mieczami. Wielki Mistrz von Salza zrozumiał po mistrzowsku. Teraz poczuł się kimś naprawdę ważnym, nie lada szpitalnikiem. Przecież prawdziwe łupy dzielą po bitwie jej zwycięzcy, sanitariuszom dostają się jedynie okruszyny, nieprawdaż? Problem okazał się niestety taki, że bitwy zwycięskie jakoś nie nadchodziły. Krzyżowcy, a wraz z nimi Krzyżacy, sromotnie przegrali piątą wyprawę, a zaledwie siedem lat później szóstą, tę z nakazu kolejnego mieczowego papieża, Grzegorza IX, prowadzoną przez króla Fryderyka II z rodu Hohenstaufów, teutońskiego ziomka Wielkiego Mistrza von Salza. Niemiecki król przekonał niemieckiego Mistrza do zbudowania gdzieś na terenie Ziemi Świętej, najlepiej jak najdalej od Egiptu, warownej twierdzy i uczynienia z niej centralnej siedziby zakonu. Wielki Mistrz posłuchał. Jeszcze w roku 1228, na samej północy Izraela, w zalesionych, skalistych terenach, zaledwie 18 kilometrów od granicy z Libanem, rozpoczęto rozbudowywanie otrzymanej jako darowiznę od Fryderyka II, wówczas również króla Jerozolimy potężnej twierdzy Festung Montfort (znanej również pod nazwami Franc-Chastiau, Starkenberg albo arabskią Qala ‘at al-Qarn), w której wkrótce ulokowano sztab generalny Teutscher Orden. Długo tam wszakże nie wytrwał. Jesienią roku 1266 muzułmanie przypuścili szturm na fortecę rzekomo nie do zdobycia. Niemieccy gospodarze bez trudu ich atak odparli. Arabowie musieli odstąpić od oblężenia masywnych murów i się wycofać. Czego jednak Teutoni nie zauważyli, koncentrując się na pilnowaniu twierdzy od południa i zachodu, którędy prowadziła bardzo ważna droga łącząca Hajfę, Jerozolimę, a nawet Gazę i Egipt z Libanem, Arabowie przedostawszy się na tyły fortecy, do gęstych, niemal niedostępnych skał ukrytych w gęstwinie ciernistych lasów, właśnie tam rozpoczęli drążyć tunel, żeby przekopać go pod potężnymi murami zamczyska i dostać się przezeń do środka. Kosztowało to ponad cztery lata pracy. Zaraz z nastaniem wiosny 1271 roku waleczni islamscy wojownicy zdołali przez szeroki podkop wedrzeć się do wnętrza Festung Montfort. Wobec nieoczekiwanego ataku Wielki Mistrz zakonu, Anno von Sangershause, zamiast walki zarządził natychmiastową ucieczkę do Akki, gdzie znalazł schronienie. Twierdzę nie do zdobycia Arabowie przecie zdobyli, po czym całkowicie zburzyli, pozostawiając Krzyżakom niewielki fragment jej zewnętrznego muru, niczym Rzymianie Żydom Ścianę Płaczu w Jerozolimie w 70 roku naszej ery. Dociekliwi turyści do dziś mogą ją sobie tam oglądać.
Przegrywając w Ziemi Świętej i na całym Bliskim Wschodzie z muzułmanami mieczowi, teutońscy rycerze z czarnymi krzyżami na płaszczach postanowili poszukać nowego wroga w Europie – byle tylko miecze im nie tępiały. Jeszcze pod koniec 1227 roku Wielki Mistrz zakonu, Hermann von Salza, otrzymał w swej rezydencji w Castrum Montfort list polecony z zupełnie mu nieznanego Płocka. Niejaki Conrad de Mazovia, X – taki widniał u dołu podpis, owo X znaczyło zaś tyle, co Xiążę – proponował mu logistyczną przeprowadzkę jego zakonnych rycerzy wraz ze wszystkimi ich mieczami i płaszczami daleko na północ, na Ziemię Chełmińską, tam bowiem nastała paląca potrzeba bronienia chrześcijańskich mieszkańców Mazovii od pogańskich Prusaków, nijak nie dających przechrzcić się, nawet z pomocą ognia i mieczów na prawdziwą wiarę, a do tego jeszcze ci wredni Prusacy zabraniają Mazowianom i wszystkim trzymającym się prawdziwej wiary pozostałym Polanom dostępu do Morza Wschodniego, po teutońsku Ostsee. Koniecznie trzeba z tym coś począć, Sehr Geehrter Hochmeister (Najdostojniejszy Wielki Mistrzu). Wielki Mistrz von Salza (ma swój pomnik na dziedzińcu zamku w Malborku) nie przejął się treścią listu ani trochę. Miał na Wschodzie dość problemów z Saracenami, a w Transylwanii z Madziarami.
Dwadzieścia pięć lat – pomiędzy rokiem 1266 aż po 1291 – okazało się dla Zakonu Teutońskiego okresem ogromnych strat. W tak krótkim czasie mieczowi bracia oprócz Festung Montfort stracili jeszcze sześć innych zamków i do tego dwie mniejsze posiadłości. Już w 1266 roku zostali wyparci przez muzułmanów z twierdzy Amouda w Osmaniye na terenie dzisiejszej Turcji, a zaledwie cztery lata później z pobliskiego zamku Düziçi. W owym okresie zmuszeni też zostali do usunięcia się z dwóch posiadłości w pobliżu Sydonu. W roku 1271 prócz twierdzy Montfort łupem mahometan padły jeszcze dwa zamki: Castrum Regis i Judin na północy Ziemi Świętej, zaś w 1291 forteca Toron na granicy z Libanem i Kafarlet, w pobliżu Hajfy. Najdotkliwszym ciosem okazała się wszak utrata Bran w Transylwanii. Węgierski monarcha, Andrzej II, zaangażowany nader aktywnie w piątą wyprawę krzyżową, straszliwie się na nią zadłużył u węgierskiej szlachty. Prawdę powiedziawszy to on, na polecenie papieża Honoriusza III, dowodził katolicką armią. Z wyprawy powrócił w roku 1221, przegrany i tonący w długach. Co gorsza, po powrocie zdał sobie sprawę, że Wielki Mistrz teutońskiego zakonu, Hermann von Salza, od lat spiskował przeciwko niemu, dążąc do utworzenia w Transylwanii niezależnego krzyżackiego państwa z ośrodkiem władzy w zamku Bran. Krewki Madziar zadziałał natychmiast. Jeszcze w tym samym roku, ażeby zerwać wszelkie związki z Wielkim Mistrzem Hermannem von Salza wydał swą siedemnastoletnią córkę Annę Marię za bułgarskiego cara Iwana Asena II. Mocno przyparty do muru, węgierski monarcha powziął jeszcze jedną ojcowską decyzję: eksmitował z zamku Bran teutońskich rycerzy, samo zaś imponujące zamczysko przekazał dziewiętnastoletniemu synowi, Árpadi Béli, mianując go arcyksięciem Transylwanii. W taki oto sposób mieczowi rycerze Szpitala Najświętszej Marii Panny w Jerozolimie utracili bardzo ważny swój przyczółek w Europie. Stało się to w roku 1225.
W Akce tymczasem poczęło robić się ciasno. W mieście rozpanoszyli się bowiem Templariusze, wielcy przegrani siódmej i ósmej wyprawy krzyżowej – tej, w czasie której w sierpniu 1270 roku zmarł na dyzenterię król Ludwik IX. Pretensje o swoje miejsce w cieniu tutejszej twierdzy świętego Jana donośnie zgłaszali również suwerenni, mieczowi rycerze Zakonu Szpitalników Świętego Jana z Jerozolimy. W takiej sytuacji, ażeby nie dostarczać jeszcze nie narodzonemu przewielebnemu biskupowi Ignacemu Błażejowi Franciszkowi Krasickiemu herbu Rogala łatwego tematu dla jego Monachomachii, szlachetni dostojnicy zakonu rozmyśliwali nad wycofaniem się z pozornie spokojnej Akki w jakieś jeszcze od niej spokojniejsze miejsce. Ułatwili im to muzułmanie w roku 1291, swoimi mieczami zdobywając Akkę. Wielcy Mistrzowie trzech rycerskich zakonów w te pędy salwowali się ucieczką na spokojny Cypr. Konrad von Feuchtwangen, Wielki Mistrz zakonu teutońskiego w owej sytuacji okazał się nie tylko Wielkim Mistrzem, lecz prawdziwym arcymistrzem. Z Cypru natychmiast popłynął wraz ze swymi dostojnikami do Wenecji, nie czekając w Nikozji aż pojmą go tam papiescy szpiedzy, co przytrafiło się Wielkiemu Mistrzowi Templariuszy (proszę powrócić do poprzedniego artykułu z serii Europejczyk poszukuje Boga – 5) i doprowadzą na jakiś płonący stos, niekoniecznie w Paryżu, może w Bremie, może w Lubece albo nawet, za przeproszeniem, w Kaiserslautern rodu Hohenstaufów.W stolicy Republiki Weneckiej dostojnicy Teutscher Orden znajdowali się pod opiekuńczymi skrzydłami papieża Mikołaja IV.
W gondolowej metropolii Wielcy Mistrzowie utrzymywali swą generalną siedzibę przez osiemnaście lat, coraz częściej wszak zapędzając się na teren Prus. Zimą 1292 roku nowy Wielki Mistrz zakonu, Konrad von Feuchtwangen, w swej ocieplanej weneckiej rezydencji przeglądał z nudów dokumenty przywiezione z Akki w zamkniętym na kłódkę kuferku. „Meine Brüdern kommen sie hier!” („Bracia moi!, przyjdźcie no tutaj!”) – wykrzyknął zerwawszy się na równe nogi z otomany, w ręku trzymając nieco pożółkły list – ten sam, który w roku 1225 Xsiążę Konrad Mazowiecki wysłał był za radą innego Xsięcia, Henryka Brodatego pod adres a raczej do rąk własnych Hochmeistera Hermanna von Salza. Wielki Mistrz w te pędy wezwał przed swe oblicze niejakiego Richarda von Halle, brata geografa i głównego kartografa rycerskiego zakonu. Ten zaraz pokazał mu stosowne mapy ogólne całej Europy a zaraz potem te bardziej szczegółowe terenów nadbałtyckich: dzielnic Polski, Pomorza, Prus oraz Liwonii – księstwa zajmującego niewielki obszar dzisiejszych Estonii i Łotwy, niedawno podbitego przez Zakon Kawalerów Mieczowych, działający na zlecenie biskupów ryskich. Wielkiego Mistrza szczególnie zainteresowały Prusy i właśnie owa Liwonia. Niejaki Philipp von Halle, dziadek zakonnego kartografa, Richarda von Halle, jeszcze w roku 1226 przewodził teutońskiemu poselstwu, które gościło na zamku księcia Konrada I Mazowieckiego w Płocku, gdzie najbardziej rozsmakował się w dorodnych mazowieckich czereśniach, bo akurat krzyżaccy posłowie trafili tam na ich sezon. Swojemu wnukowi zacny Philipp opowiadał o żyznych mazowieckich ziemiach i o lasach pełnych zwierzyny. Słysząc to wszystko Wielki Mistrz von Feuchtwangen zapałał nieodpartą ochotą udania się na północ i wyszukania tam dla siebie miejsca na nową rezydencję generalną, godną jego ambicji. Z takim zamiarem dwukrotnie odwiedzał Prusy. W czasie drugiej podróży, w 1296 roku odwiedził zamek w Golubiu, niedawno przebudowany przez jego współkrzyżaków a przy tym zajadał się czereśniami ponieważ trafił akurat na szczyt ich zbiorów. Ogromnie spodobał się mu Malbork i postanowił tu zlokalizować swą okazałą rezydencję. Niestety, podczas gdy powracał do Wenecji z owej drugiej wyprawy, zajechał po drodze do Wrocławia, a potem do Pragi. I tam dopadła go Kostucha z ostro wyostrzoną kosą. Trzynasty Wielki Mistrz teutońskiego zakonu rycerskiego Najświętszej Marii Panny z Jerozolimy skończył żywot 4 lipca 1296 roku w Pradze. Jego zwłoki spoczęły najpierw w klasztorze cysterskim w Drobovicach koło Kutnej Hory, ale potem przewieziono je do Trzebnicy.
*
DRANG NACH NORDEN – Po śmierci trzynastego Wielkiego Mistrza krzyżackiego zakonu nastał mistrz czternasty, a po nim Hochmeister piętnasty. Tym czternastym był Gottfried von Hohelohe, bardzo bliski współpracownik Konrada von Feuchtwangena. Ten urząd Hochmeistera sprawował z górą siedem lat, do października 1303 roku, kiedy to kapituły kłajpedzka, a po niej elbląska, pozbawiły go zaszczytnej funkcji, zarzucając mu zbyt małe zaangażowanie w politykę Prus i Inflant. Zaraz potem udał się do Niemiec, gdzie najpierw osiadł w bawarskim Ulm, potem zaś w Mergentheim na terenie Wirtembergii. Tam też zmarł w roku 1310, licząc sobie zaledwie 45 lat. Na mistrzowski tron wstąpił po nim Siegfried von Feuchtwangen, syn kuzyna nieżyjącego już Konrada von Feuchtwangena, podobnie jak tamten pochodzący z frankońskiego Würzburga. Ten dopiero zainteresował się poważniej wschodnimi Prusami, ciągle jeszcze na wpół pogańskimi. Szczególnie upodobał sobie niewielki, ale mocno obwarowany Malbork, malowniczo położony nad Nogatem, wschodnią odnogą Wisły. Aktywny Wielki Mistrz nakazał rozbudować Wysoki Zamek i w nim, w cieniu monumentalnego kościoła Najświętszej Marii Panny, ulokował swą okazałą rezydencję. W roku 1309 Malbork stał się siedzibą Wielkich Mistrzów zakonu, a też stolicą utworzonego na tych ziemiach Państwa Krzyżackiego, jednego z najpotężniejszych w średniowiecznej Europie. W tych stronach muzułmanie Teutonom nie zagrażali. Po trwającym z górą sześć lat krzyżackim Drang nach Norden (napieraniu na północ) pannomaryjny, mieczowy zakon osiągnął cel. O powrocie do Ziemi Świętej, żeby tam bronić świętych miejsc już nie myślał.
W taki oto sposób Królestwu Polskiemu, na tronie którego w owym roku zasiadał w Krakowie Władysław I, zwany Łokietkiem, nieoczekiwanie wyrósł nowy wróg i to swój, chrześcijański, zanoszący te same modły do Boga, tyle że w innej mowie. Państwo Polan stało się też w XIII stuleciu celem ataków mongolskich, a jego południowo – wschodnie rubieże również trzech najazdów muzułmańskich, tatarskich. A problemy z rycerzami Teutońskiego Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny z Jerozolimy zaczęły się nie w roku 1309, lecz na wiele lat wcześniej. Oto zaraz w roku 1234 zacny Hermann von Salza, znany nam już z wcześniejszych stron niniejszego artykułu, zaprosił do pomocy w walkach z Prusakami swojego przyjaciela Heinricha, margrabiego saksońskiej Miśni. Ten zaproszenie przyjął z niezmierną ochotą, bo od dawna nie używane miecze mu śniedziały. Mało wszak obeznany z mapami, dotarłszy nad rzekę Wisłę saksoński margrabia najpewniej wydumał sobie, że tak szeroko rozlana rzeka z całą pewnością musi być graniczną, a to miasto po jej drugiej stronie, otoczone niskimi murami, zapewne należy do Prusaków i wściekle je zaatakował, a ponieważ było zimno, dla rozgrzewki podpalił katedrę. Tymczasem rzeką, bynajmniej nie graniczną, okazała się Vistula (Wisła), miastem zaś po jej drugiej stronie Płock, stolica Księstwa Mazowieckiego. Trzeba nam usprawiedliwić zacnego margrabię: w szkole zawsze dostawał minus dostateczny stopień z geografii. Na to wszystko Książę Konrad I Mazowiecki, w szkole celujący orzeł z geografii, dowiedziawszy się, że nieuk Henryk jest przyjacielem Wielkiego Mistrza von Salza, z wielkiej wściekłości odebrał im podarowane przed ośmiu laty Ziemię Chełmińską i do tego jeszcze Dobrzyńską. I tu trafiła kosa na kamień. Zdesperowany Konrad I Mazowiecki nie zdawał sobie sprawy, że teutońskich mieczowych braci chroniła Złota Bulla podpisana przez papieża Grzegorza IX za wstawiennictwem samego cesarza Fryderyka II. Książę Konrad usiłował jeszcze uwikłać Krzyżaków w zabójstwo w listopadzie roku 1227 w Gąsawie koło Żnina krakowskiego Księcia Leszka Białego, ale okazało się, że tego zasztyletowali tam germańscy Pomorzanie, kiedy w gęstej mgle, podczas polowania na jelenie w towarzystwie księcia wielkopolskiego, Władysława Laskonogiego, zapędził się spod Gniezna za daleko na północ. Uciekający jeleń we mgle przeżył.
Rozgłaszanie mieczami prawd Bożych wschodnim Prusakom zajęło walecznym Krzyżakom niemal pół stulecia. Na zdobytych terenach wznosili zamczyska, zamki, a nawet z pozoru niewiele znaczące zameczki, żeby móc bronić przed pogaństwem okoliczną ludność, przede wszystkim zaś samych siebie. Nigdy nie zapominając, że najlepszą obroną jest atak, atakowali. Na początek Litwę, po niej inflanckie księstewka dzisiejszej Łotwy i Estonii. Na Smoleńszczyznę ani na Moskwę nie ośmielali się zapuszczać pamiętając pewnie, że nową stolicę carów przed niemal dwoma stuleciami (1147) założył Kniaź Jurij Dołorukij – z Rosjanami woleli nie zadzierać, żeby ci czasem nie odwrócili się na zachód i nie dosięgli ich swoimi długimi rękoma. W takiej sytuacji kolejni Wielcy Mistrzowie, żeby nie śniedziały im miecze, szybciutko poszukali sobie wroga znacznie bliższego choć jak oni rzymskochrześcijańskiego: Królestwo Polskie. Na początek odmówili Władysławowi Łokietkowi korzystania z portu w Gdańsku, zamykając Polsce dostęp do Morza Bałtyckiego, potem zaś regularnie urządzali wypady na polskie miasta i sioła, zwłaszcza na Mazowszu, nie zapominając wszak o Ziemi Sandomierskiej, a nawet Krakowskiej. Na tronie w Krakowie zasiadała Jadwiga Andegaweńska, pochodząca z naddunajskiej, węgierskiej Budy. Dziecince owej, córeczce Ludwika, króla Węgier i Polski wciśnięto w wawelskiej katedrze koronę na główkę 16 października 1384 roku, kiedy miała niespełna jedenaście latek, poczem zaraz poczęto szukać dla niej męża (w dzisiejszych czasach takie zachowanie zaklasyfikowano by do kategorii pedofilii!) Opolski książę Władysław Opolczyk, blisko związany z ówczesnym Wielkim Mistrzem zakonu Najświętszej Marii Panny, Konradem Zöllnerem von Rothenstein, zaraz wysunął kandydaturę habsburskiego księcia, Wilhelma Habsburga, o trzy lata starszego od koronowanej młódki. Polscy panowie wiedeńską kandydaturę wszak odrzucili, chcąc bliżej związać się z pogańską Litwą. W rezultacie królową Jadwigę wydano za Jogailę, wielkiego księcia litewskiego, prawdopodobnie urodzonego w roku 1362 w Wilnie, tak więc starszego od Jadwigi o dwanaście lat. Warunkiem zawarcia korzystnego dla obu stron małżeństwa było przyjęcie przez wielkiego księcia Jogailę wiary katolickiej. Akt chrztu dokonał się w dniu 15 lutego 1386 roku, w katedrze na Wawelu. Dwudziestoczteroletni litewski monarcha Jogaila przyjął chrzest, którego udzielił mu krakowski biskup, Jan Radlica herbu Korab, pochodzący z podkaliskich Radliczyc. Nowy chrześcijanin przyjął na chrzcie polskie imię Władysław, węgierskie László, zaś swoje litewskie dostosował nieco do słowiańskiej formy Jagiełło. Trzy dni później w tej samej katedrze poślubił dwunastoletnią Jadwisię, zaś w sobotę 4 marca w 1386 roku, przewielebny krakowski biskup, Jan Radlica z Radliczyc koło Kalisza, koronował go polskim królem Władysławem II Jagiełło – Władysławem I był przecież wspomniany przed chwilą Łokietek. Letnie wakacje para spędziła w Bodzentynie, na zamku biskupów krakowskich.
Zmiana wyznania oraz ożenek wielkiego księcia Jogaily z młodziuteńką polską królową skłonił niektórych królewskich dworzan litewskiego pochodzenia do przejścia na katolicyzm, większość litewskiej szlachty jednakże, która pozostała na terenie Litwy, zachowała praktyki pogańskie, zaś inni woleli wybrać moskiewskie prawosławie. Sytuacja owa przysporzyła ataków rycerstwa zakonu Najświętszej Marii Panny z Jerozolimy na Litwę, a też wzmogła najazdy na ziemie polskie, przede wszystkim na Mazowsze chociaż Krzyżacy poczęli upominać się również o Ziemię Kielecką, Sandomierską, a nawet o Kraków. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Zacząć trzeba od tego, że Konrad Zöllner von Rotenstein, pochodzący z Birkenfeld w Dolnej Frankonii, od roku 1382 do 1390 dwudziesty trzeci Wielki Mistrz teutońskiego zakonu, oficjalnie nie uznał małżeństwa pogańskiego wielkiego księcia litewskiego Jogaily argumentując, iż jego przejście na katolicyzm było nieszczere i że skrycie w dalszym ciągu Litwin celebrował rytuały pogańskie. W gruncie rzeczy Krzyżacy zaczęli przypuszczać ataki na Litwę i Żmudź już od roku 1383, jednak od objęcia władzy przez Zöllnera von Rotensteina nasiliły się one z mocą szczególną – za czasów owego Wielkiego Mistrza odnotowano ich 75, podczas gdy litewskich przeciwko zakonowi tylko 44. Ginęli ludzie, płonęły miasta i mniejsze osady, gwałcono kobiety i dziewczynki. Mieczy nie trzymali też w pochwach zbrojni jeźdźcy z ogromniastymi czarnymi krzyżami na śnieżnobiałych płaszczach, kierowani przez Konrada von Wallenrode, kolejnego Wielkiego Mistrza wyznającego ideę nie tylko zdecydowanego Drang nach Norden, ku Inflantom, ale też Drang nach Osten, czyli parcia na wschód, ku prawosławnej Czarnej Rusi (tereny Grodna i Nowogródka w dzisiejszej Białorusi).
Najgorsze miało wszak nadejść z nastaniem dwóch braci von Jungingen: najpierw Konrada (1393–1407), a po jego śmierci młodszego odeń o pięć lat Ulricha. Konradowi, starszemu z braci, udało się podbić Żmudź i tym sposobem połączyć Inflanty z Prusami, a dalej, przez Ziemię Gdańską, z germańskim Pomorzem, aż po ujście Odry do Morza Bałtyckiego. Upominał się też u króla Władysława Jagiełły o Ziemię Dobrzyńską, a nawet o Kujawy, przypominając mu, iż z górą sto siedemdziesiąt lat wcześniej tereny owe przyznał Zakonowi Krzyżackiemu Konrad Xiążę Mazovii, zapominając wszakże, iż na mocy podpisanego w 1343 roku Pokoju Kaliskiego inny Wielki Mistrz, Ludolt König von Wattzau, zrzekł się owych terenów na rzecz polskiego króla Kazimierza III Wielkiego, dla siebie zatrzymując Ziemię Chełmińską wraz z Michałowską, a do tego jeszcze Pomorze Gdańskie. Do otwartej wojny polsko-krzyżackiej w samym końcu XIV stulecia wszak nie doszło. W roku 1398 Konrad von Jungingen w swym Drang nach Norden zdecydował się przeć jeszcze dalej na północ, zabierając Małgorzacie Valdemarsdotter, królowej Szwecji, Danii i Norwegii, wyspą Gotlandię, pod pozorem zwalczania tam bałtyckich piratów. Co zrozumiałe, postępek ów doprowadził do zaostrzenia konfliktu z oboma państwami skandynawskimi oraz z Danią. Wszystkim się zdawało, że nic nie zdoła powstrzymać walecznego szwabskiego Konrada od parcia jeszcze dalej na północ. Tymczasem – był rok 1407 – pewnego dnia do jego reprezentacyjnej komnaty w malborskim zamku zakołatała jakaś wychudzona, odziana całkowicie na czarno jejmość (nawet pończochy i grzebień wpięty we włosach miała czarne). Nie wiadomo, o czym rozmawiali, ale na odchodne czarna dama pozostawiła Wielkiemu Mistrzowi (Konrad liczył sobie niespełna 52 lata) słoiczek z tajemniczą zawartością i jeszcze czarniutką kopertę, poczem, nie niepokojona przez straże, opuściła zamek i rozpłynęła się we mgle. Wielki Mistrz Konrad von Jungingen, powodowany ciekawością uchylił wieczko słoika, w którym był jakiś płyn. Spróbował. Smak był niezgorszy. W czarnej kopercie znalazł wizytówkę z imieniem i nazwiskiem czarnej damy: Schwarzer Tod, poniżej zaś adres: Hl. Anna Kapelle, Schloβ Marienburg, Preuβen – co należało rozumieć: Kaplica św. Anny, zamek Malbork, Prusy. Tajemniczą czarną damą okazała się Czarna Śmierć nazywana też Dżumą, a w niewielkim słoiczku przyniosła zarazki, które natychmiast zadomowiły się w trzewiach zacnego Konrada, powoli ssąc mu soki życiowe. Ostatnią ich kroplę wyssały zeń 30 marca 1407 roku. Wcześniej zacny Konrad zdążył ostrzec swoich dostojników, żeby czasami nie przyszło im do głów wybrać jego następcą na tronie, porywczego brata Ulricha. „Dieser Mann ist dumm” („Ten mąż jest głupi”) – zdążył szczerze wyznać na łożu śmierci. W środę 1 kwietnia 1497 roku, po łacinie w prima aprilis, doczesne szczątki Wielkiego Mistrza Konrada von Jungingen złożono w podziemiach kaplicy Hl. Anna (Św. Anny) malborskiego zamku. Jego miejsce zajął mąż głupi.
Ulrich von Jungingen, czterdziestosiedmioletni i przez swego starszego brata nazwany mężem głupim, oprócz tej zalety miał jeszcze jedną: był zadziorny i napastliwy. Takim zapamiętano go jeszcze w rodzinnej Szwabii, gdzie po wypiciu piwa uwielbiał walczyć na kufle i nie spoczął dopóty, dopóki nie roztrzaskał masywnego kufla na głowie któregoś z rywali. Pomimo przestróg jego starszego brata, wyrzeczonych na łożu śmierci, zakonna kapituła wybrała go nowym Wielkim Mistrzem. Ów pozostawił w spokoju szwedzko – duńsko – norweską królową Margaritę, córkę Waldemara wraz z boską wyspą Gotlandią, przyjrzał się za to wnikliwiej królestwu polsko-litewskiemu i jego litewskiemu monarsze, ochrzczonemu w wawelskiej katedrze wielkiemu księciu Jogaili (Jagielle) – ten po trzynastu latach małżeństwa z Jadwigą Andegaweńską, zmarłą z powodu gorączki połogowej cztery dni po urodzeniu ich jedynej córki Elżbiety, która przeżyła jedynie 21 dni, owdowiał. Po śmierci umiłowanej Jadwigi król Władysław Jagiełło pocieszył się jeszcze trzema żonami. Ta trzecia, ostatnia, Zofia Holszańska dała mu dwóch synów, z których pierwszym był urodzony w Krakowie 31 października 1424 roku Władysław III nazwany Warneńczykiem.
Nowy Wielki Mistrz od samego początku, podobnie jak jego trzej poprzednicy, nie zaakceptował chrystianizacji Litwy, w dalszym ciągu uważając ją za teren pogański, a w takim razie za obiekt swych ataków, a te wraz z jego panowaniem wyraźnie się nasiliły. Na sam początek waleczny Ulrich von Jungingen zajął bronione przez wielkiego księcia litewskiego Witolda Kiejstutowicza tereny Księstwa Żmudzkiego, dla zapewnienia Państwu Krzyżackiemu połączenia z jego odnogą inflancką, tym samym odcinając Litwie oraz sprzymierzonej z nią Polsce dostęp do Morza Bałtyckiego. Nie zaniechał też wypadów na samą Litwę. Z końcem roku 1408 Wielki Mistrz spotkał się z królową Danii, Szwecji i Norwegii Margaritą I (Małgorzatą I) Valdemarsdotter, proponując jej odkupienie od habitowych braci Gotlandii, na co ta ochoczo przystała tym bardziej, że zaproponowana cena jej odpowiadała. Od początku roku 1409 Gotlandia powróciła do Szwecji.
Wszystkie owe posunięcia Wielkiego Mistrza teutońskiego zakonu niezmiernie zaniepokoiły polskiego i litewskiego króla Władysława II Jagiełłę, zwłaszcza że Państwo Zakonne zająwszy Żmudź zaraz z wiosną 1409 roku otworzyło trzy nowe fronty, wszystkie nakierowane na Polskę, atakując Kujawy, Ziemię Dobrzyńską oraz Mazowsze, napierając od strony Dobrzynia nad Wisłą ku Warszawie, z zamiarem zdobycia Czerska, w owych czasach siedziby książąt mazowieckich. Na owe poczynania król Jagiełło zebrał jazdę ciężką, prócz niej tę lekką, a nawet artylerię i rozpoczął swój Drang nach Norden. W dniu 14 sierpnia 1409 roku atakiem zakonu na Dobrzyń rozpoczęła się wojna nazwana Wielką Wojną Polski z Zakonem Krzyżackim, która miała potrwać 535 dni, do 31 stycznia 1411 roku. Z początku Krzyżacy odnosili w niej zwycięstwo za zwycięstwem: zdobyli po kolei Rypin, Lipno i Bobrowniki. Wojska litewskie, dowodzone przez wielkiego księcia Witolda, zajęte były w tym czasie obroną Żmudzi. Niemal rok trwały zmagania na Kujawach, ciągle po zachodniej stronie Wisły. W czerwcu 1410 roku król Władysław Jagiełło zdecydował się na zgrupowanie swoich wojsk w okolicach Śladowa, naprzeciw Czerwińska nad Wisłą i w tym miejscu sforsowanie rzeki. Manewr się powiódł. Jagiełło skierował swe siły dalej na północ by po tygodniu dotrzeć z nimi do Płońska, a po kilku dalszych dniach w okolice Żuromina, gdzie przyłączyły się do nich zastępcy wielkiego księcia Witolda Kiejstutowicza. Na granicy Państwa Teutońskiego stanęło razem 39 tysięcy walecznych mężczyzn i co najmniej trzykrotnie więcej mieczów. Król Jagiełło nakazał przekroczenie granicy koło Lecbargsa (aktualnie Lidzbarka Warmińskiego), z zamiarem zdecydowanego Drang nach Norden (parcia na północ), ku Marienburgowi (Malborkowi). Ani odrobinę nie przestraszyło to Wielkiego Mistrza Ulricha von Jungingen. Ten zgromadził na równinach Grunwaldu, niepodal Osterode (dziś Ostródy) równie liczne zastępy walecznych wojów ale za to pięciokrotnie więcej mieczów. Przewga zdawała się być po jego stronie, tym bardziej że od początku Wielkiej Wojny wspierali go książęta pomorscy i śląscy a też możny, zawsze przyjazny wobec Polski król czeski Wacław IV Luksemburski.
Niedziela 15 lipca 1410 roku na Warmii, tak więc również na równinach Osterode i Tannenbergu (dziś Stębark), po nocnej burzy rozpoczęła się chłodnawo i deszczowo. Zaraz z rana przed polsko – litewskim obozem zjawił się wysłannik Wielkiego Mistrza (podobno był nim niejaki Heinrich von Schwelborn, kontur tucholski), przywożąc dwa miecze – podarunek od Ulricha von Jungingena, zwiastujący rychłe rozpoczęcie bitwy a też przypominający mieczową przewagę czarnokrzyskiego rycerstwa. „Mieczów ci u nas dostatek” – miał na to odrzec król Jagiełło – „ale i te przyjmuję jako wróżbę zwycięstwa” (cytuję za Wielką Encyklopedią PWN). Bitwa na polach Grunwaldu pod Stębarkiem trwała zaledwie kilka godzin. Jeszcze przed wieczorem poczęto zliczać poległych. Dorachowano się ponad czterech tysięcy wojów polskich i litewskich, strona germańska swych strat nigdy nie ujawniła. Wiadomo jedynie, że pośród 211 rycerzy (każdy dysponował trzema końmi i pięcioma mieczami) znaleziono martwego Wielkiego Mistrza Ulricha von Jungingena i wszystkich jego najbliższych współpracowników. Pośledniejszymi wojami ani padłymi końmi nikt sobie głowy nie zawracał w przekonaniu, iż na Sądzie Bożym i tak dokładnie się ich porachuje. Bitwa pod Grunwaldem okazała się najbardziej decydującą o losach całej wschodniej Europy.
Król Władysław Jagiełło postanowił po zwycięskiej bitwie nie podejmować kolejnych ataków na Marienburg (Malbork). Wpływ na to mogło mieć wycofanie przez wielkiego księcia Witolda, zaraz po zwycięskiej bitwie pod Grunwaldem litewskich wojsk na teren Litwy, dla obrony Żmudzi. Kolejnych pięciu Wielkich Mistrzów teutońskiego zakonu rezydowało więc spokojnie w Malborku, nie zawracając sobie a też Europie głowy Litwą ani Polską. W roku 1467 Wielki Mistrz Ludwig von Erlichshausen przeprowadził się wraz ze wszystkimi swoimi dostojnikami do nowej rezydencji: ukończonego w 1255 roku zamku Regiomontrum, z niemiecka nazwanego Königsberg, po polsku zaś Królewiec. W rezultacie sromotnie przegranej bitwy pod Grunwaldem dawniej jedno z najpotężniejszych państw Europodów wielce upadło również ekonomicznie a dary dlań, nawet od rodu czeskich Luksemburgów przestały napływać. Mieszek stawał się coraz bardziej pusty.

Nieistniejący dzisiaj zamek krzyżacki w Królewcu. Ilistracja z ok. 1895 r. Fot. Wikipedia.
Dzięki przeniesieniu do Königsberga (Królewca) siedziby Wielkiego Mistrza miasto zaczęło szybko się rozwijać. Liczące w początkach XV wieku około dziesięciu tysięcy mieszkańców, do końca owego stulecia potroiło swą populację. Jego przewaga nad Malborkiem wynikała z położenia nad Zalewem Wiślanym, dającym łatwiejszy dostęp do otwartych wód Morza Bałtyckiego. Sprawiło to, iż w roku 1525 Wielki Mistrz Albrecht Hohenzollern Ansbach postanowił zmienić charakter państwa zakonnego i przekształcić je w księstwo świeckie o nazwie Herzogtum Preuβen, po polsku nazywane Prusami Książęcymi, uzależniając je od Korony Królestwa Polskiego. Zrezygnował przy tym z godności Wielkiego Mistrza teutońskiego zakonu, który przecie nie został przez ówczesnego papieża Klemensa VII rozwiązany. W dniu 10 kwietnia 1525 roku pierwszy pruski książę złożył na krakowskim Rynku hołd lenny polskiemu królowi Zygmuntowi I, co zakończyło ponad dwustuletni okres problemów Polski z teutońskimi Krzyżakami. W styczniu 1888 księstwa Prus i Brandenburgii przekształciły się w Królestwo Prus, które przetrwać miało do 9 listopada 1918 roku, do końca przegranej przez Niemcy I Wojny Światowej. Zakon i tę przetrwał.
W Königsbergu (Królewcu) waleczni teutońscy bracia przetrwali zaledwie 58 lat, do roku 1525, nie wadząc nikomu. W roku 1526 nowy Wielki Mistrz rycerskiego zakonu, pochodzący z Hesji Walter von Kronberg przeniósł siedzibę Wielkich Mistrzów konwentu do Mergentheim na terenie niemieckiej Wirtembergii, dopóki nie wyłuskał ich stamtąd arcyksiążę Maksymilian Habsburg i nie usadowił walecznych braci w modrym, naddunajskim Wiedniu. W roku 1923 arcyksiążę Eugeniusz Ferdynand Habsburg zrezygnował z rangi zakonu rycerskiego, pozostawiając Krzyżakom zaledwie status niewinnego zakonu kleryckiego i przenosząc jego siedzibę do niewielkiego miasta Bruntál na terenie czeskiego Śląska. To tu rezyduje Frank Bayard, oficjalnie sześćdziesiąty szósty Wielki Mistrz Rycerskiego Zakonu Najświętszej Marii Panny z Jerozolimy. Nominalną jego siedzibą jest austriacki Wiedeń. Oprócz Bruntál pozostałe dwie delegatury niegdyś potężnego zgromadzenia zakonnego znajdują się w czeskiej Opawie oraz w niemieckim Frankfurcie nad Menem.

Wielki Mistrz Zakonu Krzyżackiego, Frank Bayard. Fot. Wikipedia.
*
NA TERENIE POLSKI zachowały się do dziś 34 zamki Zakonu Krzyżackiego Marii Panny z Jerozolimy. Toż to prawdziwe bogactwo! A niektórzy historycy podążający tropami teutońskiego, mieczowego zakonu utrzymują, że w czasach największego rozkwitu kongregacji było ich więcej niż dziewięćdziesiąt. Nie wolno wszak zapomnieć, że kiedy czarnokrzyscy zakonni rycerza je budowali, owe ziemie (Warmia, Mazury, Pomorze a nawet Śląsk) nie były polskimi, a jeśli nawet, to sporą ich część naiwniutki książę Konrad I Mazowiecki oddał Teutonom, w zamiast zyskując jedynie problemy, a sprowadzając jeszcze większe. Najpewniej to jego miał na uważaniu zacny Jan Kochanowski, kiedy niewiele później pisał w cieniu swej podzwoleńskiej, czarnolaskiej lipy: Nową przypowieść Polak (Konrad) sobie kupi: że i przed szkodą, i po szkodzie głupi. Bez komentarza. A szkód czarnokrzyscy bracia-rycerze Najświętszej Marii Panny z Jerozolimy wyrządzili Polakom mnóstwo, co najbardziej boli, z błogosławieństwami Świętych Ojców, przyglądającym się z Rzymu. Dodatkowych trzydziestu pięciu zamków doliczono się na terenach Litwy, Łotwy i Estonii, dawnej Żmudzi i Inflantów. Rzadko gdzie napotkać można w Europie podobne mnóstwo warowni.
Żal mi troszeczkę, że w roku 1997 przeszlachetna UNESCO zamaszyście wpisała krzyżacki kompleks zamkowy w Malborku na listę Światowego Dziedzictwa Kultury. Żal dlatego, że ówczesne Ministerstwo Kultury i Sztuki z panem ministrem Zdzisławem Zbigniewem Podkańskim na czele, zamiast rzetelnie przedstawić przybyłym z Paryża delegatom światowej kultury kilka imponujących krzyżackich zamczysk, pokazało jedynie Malbork. Na przesławnej liście mogłaby mieć Polska nie jeden krzyżacki zamek a cały ich szlak, jak na przykład tacy Francuzi mają zamki nad Loarą albo Niemcy nad Renem. Mogłyby się na niej znaleźć na przykład jeszcze Kwidzyn, Chełmno i Gniew. Gniewam się przeto na dawnego ministra i jego urzędników. Usprawiedliwia ich chyba jedynie okoliczność, że Krzyżaków wraz z ich mieczami to większość z nich poznała jedynie z filmu zacnego Aleksandra Forda, zrealizowanego w roku 1960. Czasem nawet kino pomaga w uczeniu się historii, niemniej o wiele lepiej czerpać ją z bardziej wiarogodnych źródeł. Proszę się na mnie nie gniewać za to, co napisałem. Mam moralne prawo tak postąpić, w czasach mej młodości bowiem poznałem dokładnie wszystkie zamki krzyżackie w Polsce – nawet takie, z których pozostały do dziś dwa kamienie na trzecim. I powiem: naprawdę warto było. Najserdeczniej zachęcam przy okazji najbliższej wyprawy do Polski odwiedzić kilka teutońskich zamków,
Jerzy Leszczyński
6 maja 2025