Jerzy Leszczyński – Od Europodów dla Antypodów – RATUJMY ŚWIĄTYNIĘ! (TEMPLARIUSZE)
Share

Europejczyk poszukuje Boga – 5
ŚWIĄTYNIĘ SALOMONA w stołecznej Jerozolimie zburzyli w roku 607 przed naszą erą Babilończycy, z nakazu swojego króla Nabuchodonozora (Nebukadnezara), zabierając z sobą co cenniejsze jej skarby nad Eufrat. Jerozolimską świątynię Żydzi odbudowali w latach 539 – 537 przed naszą erą, po powrocie z siedemdziesięcioletniej niewoli w Babilonie i taką zastał ją Chrystus. Świątynia została ponownie zniszczona w roku 70 naszej ery, tym razem przez Rzymian pod dowództwem generała Tytusa. Na jej ruinach i zgliszczach muzułmanie wznieśli swój meczet Al Aksa (Na Skale), kończąc dzieło w roku 705. Mahometański meczet stoi tam dumnie do dziś.
*
STRACONEGO przez Rzymian na Golgocie Jezusa Chrystusa złożono w wykutym w skale grobie, należącym do zamożnego Józefa z judejskiej Arymatei, potajemnego naśladowcy Jezusa, który „wyczekiwał Królestwa Bożego”, ale zarazem członka żydowskiego trybunału (Sanhedrynu) – tego, który Chrystusa skazał na śmierć. Po jego straceniu, być może targany wyrzutami sumienia, udał się do rzymskiego gubernatora Piłata z prośbą o zezwolenie na złożenie martwego ciała Chrystusa w skalnej mogile. Gubernator, przekonawszy się, iż Jezus rzeczywiście nie żyje, dał na to przyzwolenie. Z pomocą niejakiego Nikodema szlachetny Józef namaścił martwe ciało Chrystusa olejem sporządzonym z mirry i aloesu, poczem obaj zawinęli je „w płótna” i złożyli w wykutym w skale grobie, znajdującym się w pobliżu. Wejście zastawili wielkim kamieniem, ażeby nikt niepotrzebnie go nie niepokoił. Z tej mogiły Chrystus „wyszedł z grobu dnia trzeciego z rana”, jak o tym śpiewa się w wielkanocnym hymnie „Zwycięzca śmierci, piekła i Szatana”. Relację o złożeniu ciała Jezusa w grobie Józefa z Arymatei zapisał apostoł Jan, w 19. rozdziale swojej ewangelii, w wersetach od 38 do 42. Wspomniana pieśń wielkanocna kontynuuje zaś: „Grób ten próżny został, Pan z martwych powstał, Alleluja!” Owo ostatnie słowo oznacza tyle, co „Chwała Jah” („Chwała Jahwe” albo „Chwała Jehowie” – zależnie, jakiej formy imienia Bożego się użyje – w języku jidysz czy w ladino). To było pewne: Jezus został stracony i jego ciało złożono w grobie.
W późniejszych czasach chodziło o tenże grób Chrystusa, konkretnie o jego lokalizację w Jerozolimie. O wykutym w skale nowym grobie, w którym jeszcze nikogo nie złożono, wspominają wszyscy czterej ewangeliści; Mateusz (27: 57 – 60), Marek (15: 42 – 47) oraz Łukasz (23: 50 – 56) piszą bardziej ogólnie natomiast ewangelista Jan podaje nieco więcej szczegółów. Jan zapisał oto, iż na miejscu, gdzie uśmiercono Jezusa Chrystusa „był ogród, w ogrodzie zaś nowy grób, w którym jeszcze nie złożono nikogo. (…) Grób znajduje się w pobliżu” (miejsca stracenia Chrystusa) – Ewangelia według świętego Jana 19: 41, 42. Z relacji ewangelisty Mateusza dowiadujemy się, iż wykuta w skale mogiła była własnością szlachetnego Józefa z Arymatei. Sprawozdania innych ewangelistów informują, że w posabatni poranek, kiedy jeszcze na dobre się nie rozwidniło, do grobu zbliżyła się Maria Magdalena i zaraz zobaczyła, iż „grób ten próżny został”, natychmiast przeto zaalarmowała Piotra, który co rychlej przybył tam w towarzystwie innego, nieznanego z imienia ucznia. Dwaj aniołowie, siedzący u wezgłowia i u podnóża nieobecnego już w grobie Jezusa zgodnie oznajmili Marii Magdalenie, iż on powstał oto z martwych i wyczekiwanie przy grobie nie ma najmniejszego sensu. Chrystusowy, wykuty w skale grób z odwalonym na bok kamieniem, blokującym doń dostęp, ostał się pusty. Pan chrześcijan powstał z martwych.
Widząc, co się stało, żydowscy faryzeusze o zniknięcie Chrystusowego ciała obwinili straże, które sami polecili tam rozmieścić dla zapobieżenia jego wykradzenia. To w niewytłumaczalny dla nich sposób zniknęło, za co wina spadła na strażników, tak bowiem było najłatwiej. W rezultacie dostęp do ogrodu i do grobu, w którym złożone zostały zwłoki Chrystusa, Wysoka Rada zamknęła dla wszystkich. Wkrótce potem teren Golgoty gruntownie przebudowano. Teraz nikt już nie był w stanie ustalić, w którym ogrodzie i w którym grobie pochowano martwego Chrystusa. Dokładne miejsce ustalił wszystkowiedzący cesarz Konstantyn I, wskazując miejsce, w którym polecił zbudować imponującą Bazylikę Grobu Pańskiego, aktualnie zwaną Bazyliką Grobu Świętego. Jest ona najważniejszym celem chrześcijańskich pielgrzymek. Prawdopodobnie do wzniesienia bazyliki w owym miejscu przekonała cesarza Flawia Julia Helena, jego matka, wiele podróżująca po Ziemia Świętej śladami Jezusa Chrystusa i Jego apostołów.
*
JEROZOLIMA– Urbis beata dicta pacis visio (Miasto błogosławione, obrazem pokoju zwane) – tak oto nazwał Jeruzalem papież Urban II, pochodzący z francuskiego Châtillon sur Marne, wzywając podczas synodu w Clermont, w roku 1095 do wyruszenia w obronie Jerozolimy oraz mieszkających w niej chrześcijan spod jarzma muzułmańskiego. Miasto owo po raz pierwszy wspomina Pismo Święte w Księdze Rodzaju 14:18, 19 takimi oto słowy: „Melchizedek zaś, król Szalemu, wyniósł chleb i wino, a [ponieważ] był on kapłanem Boga Najwyższego, błogosławił Abrama” (według przekładu Biblii Tysiąclecia), powracającego po zwycięskiej bitwie przeciwko wojskom królów mezopotamskich. Abrama (Abrahama), późniejszego ojca Izmaela oraz Izaaka, protoplastów Arabów i Izraelitów zarówno jedni, jak też drudzy słusznie uważać poczęli za swojego ojca. W pierwszym wieku naszej ery do gry o Jeruzalem, owo miasto błogosławione, obrazem pokoju zwane, aktywnie włączyli się nominalni chrześcijanie, wznosząc w nim swoje świątynie, pośród nich Bazylikę Grobu Pańskiego, w domniemanym miejscu, gdzie miał się znajdować ów „Grób Pański”. O odbudowaniu świątyni Salomona nikt w tamtych czasach nawet słowem nie wspominał. Chodziło jedynie o to, żeby liczba przybywających do Ziemi Świętej pielgrzymów wzrastała, a broniącym ich zakonom z każdym rokiem żyło się dostatniej. W konsekwencji francuskiego pochodzenia papież Urban II postanowił wysłać na prowadzące ku Jerozolimie szlaki waleczne zastępy rycerzy pod znakiem Krzyża Świętego (krzyżowców), celem bronienia Urbis beata dicta pacis visio oraz dróg ku niej się kierujących. W okresie od roku 1095 do 1272 wypraw krzyżowych przeciw wyznawcom islamu pokojowi chrześcijanie wysłali z Europodów dziewięć, demonstrując prawdziwie Chrystusową miłość. Prócz mordowania ludzi chrześcijańscy rycerze w imię Boga rabowali co cenniejsze dobra, zwożąc je na Stary Kontynent.
Wyznawcy Allaha nie pozostawali dłużni, prąc ku nominalnie chrześcijańskiej Europie najpierw od zachodu (tą drogą dotarli przez Półwysep Iberyjski aż do francuskiego Poitiers), potem zaś od wschodu, docierając w XVII wieku aż do Wiednia, zagarniając po drodze Grecję, a prócz niej całe Bałkany. Kwestie Żydów konsekwentnie powracały na tapety historii wielokrotnie: w XII stuleciu w Wenecji i w Rzymie wydzielono dla nich pierwsze w historii getta. W końcu XV wieku katolicka (chrześcijańska?) para Ferdynand wraz ze swoją Izabelą tylko w pierwszym rzucie przegnali z Hiszpanii ponad 150.000 wyznawców religii Mojżeszowej. Po chrześcijańskich terenach innych krajów Europodów, pośród nich Polski uparcie tułali się Żydzi – tułacze. Wcale nie lepiej działo się tułaczom w krajach zdominowanych przez mahometan. Kwestia żydowska powróciła na arenę na nowo po drugiej wojnie światowej, kiedy okazało się, że chrześcijańscy wyznawcy idei Gott mit uns (Bóg z nami) posłali w przestworza przez krematoryjne kominy obozów ponad sześć milionów wyznawców owej religii. W ramach politycznej rekompensaty 14 maja w roku 1948 inni chrześcijanie – ci, którzy krematoryjnych kominów nie pobudowali, uroczyście proklamowali Państwo Izrael, ze stolicą w nadmorskim Tel Awiwie. Odległą od niej o niespełna 70 kilometrów Jerozolimę na razie pozostawiono nietkniętą. Do czasu, bowiem natychmiast upomnieli się o nią wyznawcy islamu. Organizacja Narodów Zjednoczonych w te pędy wygniotła z siebie oświadczenie, w którym nazwała Jerozolimę „miastem arabsko – izraelskim”, uznając Wschodnie Jeruzalem stolicą Palestyny. Od roku 1948 aż po 2022 Rada Bezpieczeństwa ONZ raczyła wydalić z siebie 19 deklaracji w podobnym tonie. Światem całym wstrząsnęła dopiero deklaracja rządu Izraela z listopada 2017 roku, w której to proklamowano Jerozolimę „wieczną i niepodzielną stolicą Izraela” i zachęcono rządy innych państw do przenoszenia tam swoich ambasad. Pierwszy na owo wezwanie, w dniu 6 grudnia 2017 roku odpowiedział pozytywnie, ówczesny, ale też aktualny prezydent Stanów Zjednoczonych, Mister Donald Trump, wstrząsając z posad bryłę świata. Od tamtego roku nic się w Jerozolimie nie zmieniło. Organizacja Narodów Zjednoczonych, umywszy rączki niczym Piłat w procesie Chrystusa, nikogo nie znajduje winnym, a błogosławione miasto pokoju uznaje za międzynarodowe i międzywyznaniowe. Chrześcijanie pozostali w nim ze swą Bazyliką Grobu Świętego, muzułmanie z Meczetem na Skale, Żydom zaś ostały się Lamentacje Jeremiaszowe, a w samej Jerozolimie słynna Ściana Płaczu, przy której lamentują. Teraz pora, żeby odpowiedzieć na pytanie: cóż cała owa długa historia ma wspólnego z Templariuszami? Okazuje się, że sporo, ponieważ w swoim czasie odegrali w niej kluczową rolę. Ano, zobaczmy.
*
MIŁE ZŁEGO POCZĄTKI …
W ROKU 2006, w ramach serii Les Grandes Heures de l’Hisroire de France (Wzniosłe godziny historii Francji) niemłody już historyk, Georges Bordonove, opublikował książkę zatytułowaną „La tragédie des Temoliers” (Tragedia Templariuszy), z treści której czerpać będę cenne informacje dla dzisiejszego artykułu. Templariusze zrodzili się bowiem we Francji, ale dotarli do wielu innych miejsc w Europie, pośród nich na tereny dzisiejszej Polski. Warto więc nimi się zainteresować.
Za inicjatora utworzenia zakonu uważa się rycerza Huguesa de Payns pochodzącego z feudalnego zamku Payns wzniesionego w okoicach Troyes, będącego własnością hrabiowskiego rodu. Rycerz de Payns po raz pierwszy towarzyszył swojemu pryncypałowi, hrabiemu Huguesowi de Champagne, w wyprawie do Ziemi Świętej w roku 1104, która trwała ponad trzy lata. W roku 1099, po zakończeniu zdobyciem Jerozolimy pierwszej wyprawy krzyżowej, utworzono Królestwo Jerozolimskie. W mieście działały już trzy zakony szpitalne: pod wezwaniem świętego Łazarza, świętego Piotra oraz świętego Jana – ten ostatni będący zakonem rycerskim. Przy każdym z nich powstały leprozoria, w których przebywali chorzy na trąd. Po siedmiu latach (1014) rycerz de Payns powrócił do Jerozolimy, gdzie spotkał się z Kanonikami Grobu Świętego. Wygląda na to, że rozmowy z nimi skłoniły 45-letniego Francuza do podjęcia prób założenia zakonu rycerskiego dla ochrony bezpieczeństwa pielgrzymów podróżujących do Jerozolimy, a też do innych miejsc Ziemi Świętej. Pomysłem owym zaraził Godfreya de Saint Omer, rycerza z dzisiejszego departamentu Pas de Calais, uczestniczącego w pierwszej krucjacie. Obaj spotkali się w roku 1018 z Baldwinem II, nowym królem Jerozolimy oraz z tamtejszym łacińskim patriarchą Gormondem de Picquigny. Jeszcze tego samego roku złożyli przed nim śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa.
Profesor Georges Bordonove za początek zakonu Templariuszy uważa rok 1118, w którym to rycerz Hugues de Payns, Godfrey de Saint Omer a wraz z nimi jeszcze siedmiu innych rycerzy złożyli śluby przed obliczem Gudmonda de Picquigny, który wkrótce zdążył dostąpić wysokiej cywilnej godności regenta Królestwa Jerozolimy, zakładając zbrojną Militia Pauvres Chevaliers du Christ et du Temple de Salomon – Milicję Ubogich Rycerzy Chrystysa i Świątyni Salomona, w skrócie nazwanych Les Templiers, czyli Templariuszami. Na przekształcenie formacji w zakon trzeba wszak im było poczekać jeszcze dwa lata, dokładnie do 23 stycznia 1120 roku, kiedy to na synodzie w Nablus oficjalnie zatwierdzono przerodzenie się milicji w rycerski zakon. Kronikarz Wilhelm z Tyru zanotował, że założycieli Zakonu Świątyni było „nie więcej niż dziewięciu”. Ubodzy rycerze – zakonnicy zobowiązali się do ochraniania wędrujących z Europy ku Jerozolimie pielgrzymów. Zanadto ubogimi rycerscy mnisi wszak nie byli. Wkrótce rycerski i cnotliwy Hugues de Payns ogłosił się Wielkim Mistrzem zakonu Templariuszy – pierwszym, lecz nie ostatnim. Jego zakon szybko zyskał protekcję samego papieża Kaliksta II, od dawna mającego na pieńku z muzułmanami. Templariusze coraz bardziej zdecydowanie umacniali się na swych pozycjach. Z nastaniem roku 1120, sprzyjający rycerskim braciom król Baldwin II, by nie czuli się aż tak ubodzy, przekazał im część kompleksu pałacowego w Jerozolimie, obok opuszczonego meczetu Al Aksa.
Waleczni bracia w zbrojach i habitach na tym nie poprzestali. Wielki Mistrz Hugues de Payns, w towarzystwie Godfreya de Saint Omer oraz trzech innych zaufanych mnichów, w roku 1127 wyruszyli w podróż na Zachód, w poszukiwaniu poparcia. W Rzymie spotkali się z samym papieżem Honoriuszem II. Papieżowi przedstawili dwa główne postulaty: oficjalne uznanie przez Kościół i wzięcie pod swoją opiekę Milicji Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona oraz uznanie owej formacji za zakon i zezwolenie takiemu na przejmowanie składanych dlań danin. Z Rzymu pięciu wysłanników udało się do Francji, stamtąd zaś jeszcze dalej do Anglii, by zakończyć w Szampanii. W styczniu 1129 roku dotarli do Troyes. Tu, w katedrze pod wezwaniem świętych Piotra i Pawła, zwołano synod, którego celem było zaakceptowanie albo odrzucenie żądań braci – milicjantów Templariuszy. Dzięki przychylności francuskiego kardynała Mathieu d’Albano i opata cysterskiego klasztoru Bernarda de Clairvaux, świątynni rycerze uznani zostali zakonem. Wielebny Bernard ułożył dla nich nawet klasztorną doktrynę. Dziesięć lat później papież Innocenty II podpisał bullę Omne datum optimum (Wszelki dar doskonały), w której zobowiązywał do składania na rzecz rycerskiego zakonu hojnych danin, zapewne w oczekiwaniu, że niebo hojnie się za to darczyńcom odpłaci. Dla rycersko-świątynnych braci skończyły się lata ubóstwa.
Hojne dary dla Templariuszy napływać poczęły natychmiast, z terenu całej katolickiej Europy. Szybko wzrastała też liczba członków zakonu. Dzisiejsze leksykony mówią o piętnastu do dwudziestu tysiącach Templariuszy. Profesor Georges Bordonove zdecydowanie obala owe liczby. „Zgodnie z ówczesną tradycją” – pisze – „nie ujawniano żadnych danych o klasztorach, nie sposób zatem ustalić jakichkolwiek liczb Templariuszy. Mogły ich być nie dziesiątki, lecz setki tysięcy, Rycerze Świątyni posiadali przecież swoje ziemie w całej Europie”. Dodam od siebie: tej Europie katolickiej bowiem na prawosławny Wschód się nie zapuszczali. Tam papieskie bulle nie docierały nawet na piechotę. Jeszcze w XII stuleciu świątynni rycerze posiedli ziemie na terenie dzisiejszej Austrii, Belgii, Czech, Hiszpanii, Holandii, Irlandii, Luksemburga, Niemiec, Polski, Portugalii, Węgier i Włoch. Opływający w przeogromne bogactwa ubodzy z racji swego ślubowania Rycerze Świątyni budowali warowne twierdze, które miały służyć im za schronienie na wypadek jakiegoś na nich ataku – przykładem Castellum Peregrinorum, potężna forteca zbudowana na skalistym cyplu tuzin kilometrów na południe od Hajfy, wizytówka militarnej wszechpotęgi Templariuszy.
Rycerski zakon szybko stał się bardzo ważną, ponadpaństwową instytucją, obmacującą swymi mackami pół Europy. Od samego powstania zbrojne oddziały świątynnych rycerzy-mnichów jako symbolu używały czerwonego, równoramiennego krzyża z rozszczepionymi na dwie strony końcówkami ramion, na białym tle, symbolizującym czystość i niewinność, jego czerwień zaś zbawczą krew Chrystusa. Wizerunek czerwonego krzyża pojawił się na beauceant – bojowej fladze rycerzy w białych habitach, w której tło w górnej połowie było czarne, w tej dolnej zaś – białe. Niektórzy widzą w tym kontrast pomiędzy wojną a pokojem, inni, pośród nich Georges Bordonove – pomiędzy fałszem a prawdą. Mnie zastanawia jednakowoż, dlaczego też czerń flagi góruje w niej nad bielą?

Krzyż zakonny
Czyżby przedstawiało to tryumf zła nad prawością? Templariusze posługiwali się różnymi herbami, ukazywanymi na pieczęciach. Najczęściej prezentowano w nich czerwony krzyż o rozszczepionych ramionach w otoczeniu okrągłego napisu: SIGILLUM MILITUM XRISTI co oznacza: PIECZĘĆ ODDZIAŁÓW CHRYSTUSOWYCH.

Pieczęć zakonu templariuszy
Intrygujący jest zwłaszcza wizerunek konia, cwałującego od prawej ku lewej stronie tarczy, dosiadanego przez dwóch jeźdźców z lancami skierowanymi ku nieprzyjacielowi, co podobno wyobrażać miało ubóstwo świątynnych rycerzy. Niektórzy widzą w tych postaciach jednomyślność i braterstwo, jeszcze inni – zbroję i habit. Za swoje motto Świątynni Rycerze – mnisi przyjęli biblijną wypowiedź z Psalmu 115:1, według przekładu łacińskiej Wulgaty: „Non nobis, Domine, non nobis sed nomini Tuo da gloriam” („Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę”) – to już zgodnie z Biblią Tysiąclecia. Templariusze zakładali na siebie białe habity z rozszczepionymi krzyżami na piersi, na nie zaś również białe płaszcze, bez żadnych ozdób. W roku 1147, wraz z rozpoczęciem drugiej wyprawy krzyżowej papież Eugeniusz III oficjalnie polecił przyozdabiać biały płaszcz Templariuszy ich krzyżem, umieszczanym z tyłu lewego ramienia. To wyróżniało ich na bitewnym polu.
Organizacja zakonu oraz jego finanse – Na czele Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona stał Wielki Mistrz, po którego śmierci trzynastoosobowe kolegium elektorów wybierało nowego. W 194-letniej jego historii zakonowi przewodziło dwudziestu trzech Wielkich Mistrzów. Dwóch z nich (Évrard des Barres i Philippe de Nilly) wycofało się z pełnienia owej funkcji, Armanda de Périgord zaś uznano za zaginionego w bitwie pod Gazą w roku 1244 – podobno zmarł w roku 1247, w muzułmańskiej niewoli. Najwyższym po Wielkim Mistrzu dostojnikiem zakonu był seneszal, faktycznie zastępujący Wielkiego Mistrza (w czasach Karola Wielkiego owo starogermańskie słowo oznaczało przełożonego nad wszystkimi sługami). Prócz nich zaszczytne stanowiska zajmowali: marszałek, nadzorujący kwestie wojskowe oraz komandor Królestwa Jerozolimy, czuwający nad sprawami finansowymi zgromadzenia ubożuchnych braci. Komandor Miasta Jerozolimy, mający do stałej dyspozycji dziesięciu rycerzy wraz z ich końmi i giermkami, odpowiedzialny był za przechowywanie i strzeżenie podczas bitew relikwii Krzyża Świętego, dopóki nie zabrali ich sobie muzułmanie w trakcie bitwy pod Hittin w lipcu 1187 roku, by pośpiesznie przerobić je sobie na ostrza dla swoich strzał. Do grona najważniejszych figur zakonu zaliczali się dodatkowo komandorzy Akki, Trypolisu i Antiochii. Na najniższym szczeblu owej drabiny stali kasztelani oraz komendanci klasztorów (!) Chwalić Pana na niebiosach! Przy szczeblu wojskowym ustanowili waleczni Templariusze cztery szczebelki. Najważniejsi w owej strukturze, co zrozumiałe, byli lokalni komandorzy i bracia rycerze, Brat rycerz na wyposażeniu miał trzy konie oraz jednego brata giermka z koniem tylko jednym. Szczebelek drugi okupowali bracia kapelani, zagrzewający na polu bitewnym rycerzy oraz giermków do walki w imię Boga (po germańsku Gott mit uns), a często podsuwając do ust umierającego krucyfiks do pocałowania. „Tylko koni, tylko koni, tylko koni, tylko koni żal” – śpiewała Maryla Rodowicz, jakby sama na żywo oglądała pole bitwy o Aszkelon. Szczebelek braci służebnych okupowali przede wszystkim bracia kowale i bracia kucharze, tych bowiem uznawano za wyjątkowo ważnych w militarnej strukturze. Do ostatniej braterskiej grupy zaliczono braci rzemieślników, na ten przykład krawców, szewców, stolarzy i takim podobnych. W białe habity i płaszcze bracia służebni ani rzemieślnicy przyodziewać się nie mogli. Przywilej ów dano jedynie tym braciom, którzy złożyli śluby zakonne.
Trudno obecnie choćby w przybliżeniu zrachować dobra, jakie należały do ubożuchnych braci na Bliskim Wschodzie oraz w Europie. Treść bulli Omne datum optimum papieża Innocentego II skutkowała znakomicie. Zamożni europejscy katolicy wręcz się prześcigali w składaniu rycerzom – mnichom „wszelkich darów doskonałych”, zaraz potem ustawiając się w kolejce do nieba. Braciom ofiarowano głównie urodzajne ziemie, najczęściej wraz z gospodarstwami, a byli i tacy hrabiowie, co to oddawali całe wioski razem z ich mieszkańcami, którzy zamiast aniołkami fruwającymi wokół tronu Pana, stawali się niewolniczymi parobkami, bez składania ślubów żyjącymi w ubóstwie. Przekazy darów doskonałych sporządzano na piśmie, żeby przypadkiem Piotr, odźwierny Bożego Królestwa nie pomylił się przy wpuszczaniu do Nieba, a usługujący w bramie aniołowie nie dali pary skrzydełek znienawidzonemu sąsiadowi zza miedzy, który żadnego daru Templariuszom nie dał. Oj, oj, nie przesadzam. W tamtych czasach wiarą i zbawieniem handlowano powszechnie. Profesor Bordonove wspomina, że informacje o darach trafiały do Jerozolimy, na terebintowy stół królewskiego komandora i zarazem skarbnika ubożuchnego zakonu. Podobno były skrupulatnie rejestrowane, niestety rejestry przepadły, kiedy Templariuszy wyrzucono z Jerozolimy. W książce „La tragédie des Templiers” doczytałem się oto, że w roku 1220 Templariusze posiadali tylko w Europie około pięćdziesięciu wielkich zamków. Liczbę europejskich rycerzy szacuje się na co najmniej trzydzieści tysięcy, a każdy z nich dysponował przecież ekipą „braci służebnych”. Nie wiadomo, ile świątynno-Salomonowych okrętów – zapewne nie pustych? – żeglowało pomiędzy Wenecją, Genuą, Marsylią, Barceloną i atlantyckim La Rochelle – portami, do których najczęściej takie zawijały. Na Wschodzie niezwykle intratnym interesem, od samego początku historii ubogich rycerzy, okazał się handel relikwiami oraz świętymi wonnościami. Wzięciem szczególnym cieszyły się relikwie Krzyża Świętego, sprzedawane w złotych szkatułeczkach – te w srebrnych pewnie tylko z okazji Wielkiego Piątku (w naszych czasach przypominającego Black Friday). Przybyłym z Zachodu pielgrzymom (za ochronę po drodze też rycerskim mnichom płacili) spieniężano wonności, tym najcenniejszym był masowo sprowadzany z syryjskiego Damaszku ten sam „szlachetny i drogocenny olejek nardowy”, którym Maria Magdalena natarła przed Ostatnią Wieczerzą stopy Jezusa i wytarła je własnymi włosami (Ewangelia według Jana 12:3). Naiwni pielgrzy-turyści zamiast za olejek nardowy płacili za zwykły olejek akacjowy z Persji, ale sakiewki Salomonowych braci pęczniały. Dla zapanowania nad całym owym ubóstwem mistrzowie i komandorzy utworzyli w Europie trzynaście prowincji: jedną w Portugalii, trzy na terenie dzisiejszej Hiszpanii, cztery na obszarze Francji, jedną w Niderlandach, takoż jedną na terenie Półwyspu Apenińskiego, jedną na Sycylii, jeszcze jedną obejmującą obszar Anglii, Szkocji i Irlandii i na koniec ostatnią, obejmującą rubieże Europy centralnej, dzisiejszych Niemiec, Austrii, Czech, Polski i Węgier – niczym za czasów krwiopijczego cesarza Kaliguli. Na Bliskim Wschodzie pozostało sześć innych. Czerwonokrzyskim rycerzom brakowało jedynie ziem północnej Afryki, ale tam mocno stawili swe golenie Arabowie. Bracia mieli zamiar zaatakować je od strony Majorki.
Na ziemiach dzisiejszej Polski francuscy Templariusze nie zbudowali żadnego znaczącego obiektu. Akurat w tym aspekcie lepiej powiodło się germańskim Teutonom, choć na terenach Królestwa Jerozolimy oba rycerskie zakony miecz w miecz walczyły przeciwko muzułmanom (o Teutonach napiszę w jednym z kolejnych artykułów). Polscy badacze historii doliczyli się wszak na terenie dzisiejszej Polski co najmniej pięćdziesięciu miejsc, w których zachowały się ślady bytności świątynnego, jerozolimskiego bractwa. Oto w roku 1226 Henryk I Brodaty, wrocławski książę – biskup wyekspediował do Jerozolimy trzech kandydatów na świątynnych rycerzy, w zamian oddając Templariuszom wioski Kleinoels (dziś Oleśnica Mała w gminie Oława) i Lietzen (aktualnie Leśnica w powiecie Strzelce Opolskie, pod Górą Świętej Anny). Wkrótce po nim książęta wielkopolscy przekazali Chrystusowym i Salomonowym braciom Myślibórz i Czaplinek. Mało co, by i wschodniej, czysto słowiańskiej Polsce się oberwało – och, pardon, oderwało. W roku 1257 książę Bolesław V Wstydliwy bezwstydnie zezwolił na osiedlenie się kilku niewiele znaczącym templariuszom w Łukowie, obiecując rychłe utworzenie tam biskupstwa. Przestraszeni słabą ostrością tamtejszych strzał jerozolimscy bracia-rycerze tak hojnego daru wszak nie przyjęli.
Rycerze w nieskalanie białych habitach uczestniczyli w ośmiu z dziewięciu wypraw krzyżowych – brakło im tylko tej pierwszej, podczas której przecie nie było jeszcze ich na świecie. Prócz krucjat habitowi rycerze sami planowali wyprawy wojenne, chcąc zdobywać nowe tereny, co z początku nawet się im udawało. Hossa trwała przez okres około stu dwudziestu lat. Z tego czasu odnotować należy spektakularne zdobycie Aszkelonu w roku 1150, otwierające drogę z Jerozolimy na Egipt. Templariusze aktywnie wspomagali również Koronę Aragońską i jej króla Jakuba I, pochodzącego z Montpellier w jego szarży na Majorkę w roku 1229 i trwającym niemal pół roku obleganiu wyspy, w którym udział brały ich okręty z Wenecji, Sycylii, Genui, Marsylii oraz z Barcelony. Wszystkim wówczas się zdawało, że kolejnym celem będzie muzułmański, afrykański Algier. Tymczasem nie, mości panowie! Afrykańskie zapędy natychmiast wyplenił z głowy Wielkiemu Mistrzowi Pierre de Montaigu jego rzymski nadzorca, papież Grzegorz IX, akurat mający w Oksytanii wielkie problemy z walecznymi albigensami (katarami). A poza tym dopiero co ponownie odzyskał Jerozolimę jako stolicę tamtejszego królestwa, teraz więc chciał owo urbis beata dicta pacis visio utrzymać za wszelką cenę, choćby za cenę utraty tam pacis (pokoju). Do tego potrzebował wszak Templariuszy. Ci natychmiast ustawili się w szyk bojowym – wszak to papieżowi ślubowali wierność i posłuszeństwo. Wielki Mistrz, Pierre de Montaigu, pokornie stuliwszy uszy, wycofał swoje wojska na z góry ustalone pozycje do pokojowej Jerozolimy. Pokój miał wszak trwać krótko, ubodzy rycerze przecież nie dla pokoju się szkolili. Walczyć trzeba!
… LECZ KONIEC ŻAŁOSNY.
Z gruntownej analizy historycznej wygląda na to, że prawdziwe problemy nastały, kiedy Ubodzy Rycerze zaczęli bronić Chrystusa i Świątyni Salomona z dala od Jerozolimy. Oto ciekawi świata Mongołowie, zamieszkujący swe jurty w Ułan Bator, półtora tysiąca kilometrów od najbliższego morza, które mieli na wschodzie, zapragnęli przekonać się na własnych koniach, jak też daleko znajdą morze, podążając w kierunku przeciwnym, na zachód. Po wielu dniach skośnoocy dotarli do państwa Polan, na początek zadowalając się Sandomierzem, a zaraz po nim Krakowem, gdzie dowodzący zastępami Bajdar, mistrz olimpijski w strzelaniu z łuku ostrą strzałą, uciszył na zawsze miejskiego trębacza, bo odgłos trąbki mierził go w uszy, stanął na rynku i przemówił: „Przeszlim Wisłę, przejdziem Wartę, bośmy Mongołami. Damy przykład Templariuszom, jak zwyciężać mamy!” Nie pomylił się. Pobożnego księcia Henryka wspierało na Legnickim Polu kilkuset Templariuszy i pomimo tego rycerstwo chrześcijańskie poniosło w bitwie pod Legnicą sromotną klęskę. Księcia Henryka Pobożnego nic wspólnego nie mający z islamem Mongołowie pojmali na polu bitewnym, urżnęli mu głowę i obwozili ją później, zatkniętą na kopii, wokół murów miasta. Owo przesławne lanie zmusiło habitowych rycerzy do ucieczki do Jerozolimy, pod habit swojego Wielkiego Mistrza Armanda de Périgord, zaginionego trzy lata później w bitwie pod Gazą. Wraz z Wielkim Mistrzem dla Templariuszy zaginęła w roku 1244 również Jerozolima z Bazyliką Grobu Świętego. Tron Królestwa Jerozolimy ponownie przeniesiono do Akki, z pozoru bezpieczniejszej.
Świątynni rycerze ponosili klęskę za klęską. Europejscy chrześcijanie z pomocą Templariuszy postanowili uderzyć na sułtanat Egiptu. Już pierwsza tego próba, podjęta w roku 1244, zakończyła się niepowodzeniem. Europejczycy, dowodzeni przez francuskiego monarchę Ludwika IX, ponieśli dotkliwą klęskę w październiku owego roku w bitwie pod Hiribią, przez Francuzów zwaną La Forbie, tracąc blisko trzech tysięcy wojowników. Trzydziestoletniego króla Ludwika niczego owa porażka nie nauczyła. Po pięciu latach postanowił powrócić do Egiptu, albowiem wyjątkowo się mu spodobały tamtejsze piaski i piramidy. Tym razem sułtan Turan-szach postanowił sprawić szachowi Francji tęgie lanie, żeby przyszły święty na zawsze zapamiętał sobie, że trzymać należy się swojego, a cudzego nawet jednym palcem nie tykać. Najpierw pokonał Francuzów w bitwie pod Al Mansurą, a wkrótce potem, w kwietniu 1250 roku, Ludwika-szacha położył na obie łopatki w bitwie pod Fariskur, biorąc go do niewoli, a razem z nim 12 tys. innych wojowników, z czego ponad połowę stanowili jerozolimscy habitowi rycerze walczący za Chrystusa i Salomonową świątynię. Na króla Ludwika IX nałożono okup w wysokości 400 tys. złotych dinarów, za każdego innego chrześcijanina Turan-szach zażyczył sobie skromnych dwunastu tysięcy. Astronomiczną sumę wypłacił z zakonnego skarbca Wielki Mistrz Reynald de Vichiers, który wielkomistrzowskich honorów dostąpił przed niespełna trzema miesiącami, po śmierci swego poprzednika Guillauma de Sonnac, poległego w bitwie pod Al Mansurą. Szkatułka Templariuszy nieoczekiwanie stawała się próżna. W niedzielę 8 maja 1250 roku egipski sułtan, nakazawszy wcześniej swoim emirom skrupulatne przeliczenie okupu – wszystko się zgadzało – wypuścił z niewoli króla Ludwika wraz z tuzinem tysięcy jego wojowników. Króla Ludwika IX zmusił przy tym do złożenia przysięgi, że nigdy więcej nie zagnie nawet jednego palca na Egipt, jeśli nie chce skończyć w piramidzie, bez zabalsamowania. A kiedy monarcha złożył pod tekstem przysięgi stosowną sygnaturę jego sułtańska wysokość nakazał obciąć mu wskazujący palec ręki, którą akt przysięgi podpisywał, po czym dobrotliwie oddał mu go na dozgonną pamiątkę, aby nigdy o swej przysiędze nie zapomniał. Po przybyciu do Akki przegrany władca Francji zmuszony został do złożenia jeszcze jednego podpisu: zobowiązania do zwrotu astronomicznej sumy okupu za siebie i swoich wojowników. Ludwik IX weksel podpisał, do dna ogołacając skarbiec Francji. Oskarżył o to egipskich muzułman straszliwie zadłużając skarb swojego królestwa u Ubogich Rycerzy. A historyczny palec dowiózł z sobą z Akki do śródziemnomorskiego portu w Aigues Mortes, nieopodal Montpellier i tam oddał go miejscowemu proboszczowi. Królewski paluszek każdy może sobie dziś obejrzeć w tamtejszym kościele parafialnym pod wezwaniem świętego Ludwika, w relikwiarzu zaprojektowanym przez katalońskiego artystę Josepa Marię Subirachsa. Ja sam wielokrotnie go tam kontemplowałem. À propos – Aigues Mortes otoczone jest potężnymi murami obronnymi, zbudowanymi za czasów króla Ludwika IX – mury przereklamowanego Carcassonne budowano właśnie wzorując się na nich.
Chcąc powetować sobie kolosalne straty nieszczęsnej wyprawy pod piramidy żądny zemsty, pięćdziesięcio-już-letni król Ludwik IX ponownie wybrał się do Afryki, tym razem wszak przez Sardynię, Sycylię (tu dołączyła nieznana liczba Templariuszy) i Tunezję. Tamtejszy sułtan Abūd ‘Abd Alllah Muhammad al-Mustansir z początku zdawał się być krzyżowcom ósmej już krucjaty przychylny, na nieszczęście dla armii europejskiej rychło zmienił zdanie. W takiej sytuacji król Francji zarządził oblężenie Tunisu. W piątek – święty dzień dla muzułmanów – 18 lipca 1270 roku krzyżowcy dotarli do Kartaginy i ją zajęli nie napotkawszy najmniejszego oporu. Król Ludwik chciał jak najszybciej rozpocząć blokadę Tunisu, jednakże nieoczekiwanie krzyżowcy napotkali bardzo poważny problem: nad Tunezję nadciągnęła od południa fala niezwykle wysokich upałów. Na domiar złego woda w tamtejszych cysternach nie nadawała się ani do spożycia, ani nawet dla codziennej higieny – podejrzewa się, że została przez mahometan zatruta zwłokami padłych zwierząt. Oba owe czynniki stały się przyczyną wybuchu śmiercionośnej epidemii dezynterii, na którą zmarła wielka liczba krzyżowców, pośród nich król Ludwik IX (miał 56 lat). Zaraz po śmierci monarchy (25 sierpnia 1270 roku) krzyżowcy pośpiesznie wycofali się z Afryki. W żadnych kronikach z VIII krucjaty nie zapisano liczby krzyżowców zmarłych na epidemię, wiadomo jednak, iż krucjata owa zakończyła się straszliwą klęską obrońców katolickiej wiary. Jednym z tych, którzy eskortowali zwłoki króla Ludwika IX do bazyliki w Saint Denis pod Paryżem, a też asystował w jego pogrzebie był angielski książę Edward zwany Długonogim, uczestnik ósmej krucjaty. Ten, powróciwszy do Anglii zaraz ogłosił kolejną crusade (wyprawę krzyżową) już dziewiątą, mając zamiar dotrzeć do Jerozolimy, utraconej przez krzyżowców przed dwudziestu ośmiu laty, w roku 1244. Podobno (brak precyzyjnych informacji) tylko z terenów Anglii i Szkocji udało się mu zebrać sześćdziesiąt tysięcy żądnych walki mężczyzn. Templariusze dołączyli w Trypolisie (to dziś drugie po Bejrucie najludniejsze miasto Libanu). Krzyżowcom powiodło się zawładnąć syryjskim Damaszkiem i Aleppo, niestety w drodze dalej na południe, ku Jerozolimie, potknęli się o kamień w niewielkiej wiosce Kakun (Qaqun), gdzie wyznawcy Allaha znów sprawili im tęgie lanie. Książę Edward czym prędzej uciekł na swych długaśnych kulasach do Akki, skąd 22 września w 1272 roku odpłynął na Cypr, a stamtąd do Anglii, gdzie 20 listopada koronowano go królem Edwardem I.
Najdotkliwszą porażką Templariuszy okazała się ta z roku 1291, kiedy to nie zdołali oni obronić Akki, stolicy Królestwa Jerozolimskiego przed atakiem muzułman, którymi dowodził egipski sułtan Al Malik al-Aszraf Salah ad-Din Chalil ibn-Qalawūn, krócej i łatwiej nazywany A-.Aszraf Chalilem. Oblężenie miasta trwało 52 dni (od 6 kwietnia do 28 maja). W czasie oblężenia Henryk II, dwudziestoletni król Jerozolimy, zdołał uciec z okrążonego miasta po czym przez morze przedostał się na Cypr, gdzie zmarł bezdzietnie 31 sierpnia w 1324 roku, mając 53 lata. Urodzony w roku 1271 w Nikozji, Henryk II był ostatnim z dwudziestu dwóch monarchów Królestwa Jerozolimy, ostatecznie upadłego 28 maja w 1291 roku. Z Nikozji słał listy do papieża Klemensa V, apelując o ogłoszenie nowej krucjaty, która pozwoliłaby katolikom odzyskać Jerozolimę. W oblężeniu Akki poniósł śmierć Guillaume de Beaujeu, wówczas Wielki Mistrz Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona, przebity w szyję muzułmańską strzałą. Po upadku twierdzy w Akce niektórzy Templariusze pośpieszyli na pomoc obleganemu przez Egipcjan Sydonowi. Był pośród nich Thibaud Gaudin, prawdopodobnie liczący sobie 62 lata. Wiadomo o nim tyle, iż pochodził ze szlacheckiej rodziny z Chartres i że śluby zakonne złożył w roku 1260. W Sydonie wybrany został Wielkim Mistrzem. Nominacji nie przyjął, czuł się bowiem odpowiedzialny za upadek Akki i z takim przeświadczeniem popłynął na Cypr, gdzie upadły król Henryk II oskarżył go o tchórzostwo. Niemniej jednak w październiku, kiedy Templariusze prócz Sydonu utracili jeszcze Tyr, Bejrut, Trypolis oraz Hajfę i pozostała im jedynie wysepka Arwad naprzeciw syryjskiego Tartús, Thibaud Gaudin został wybrany Wielkim Mistrzem chylącego się ku upadkowi rycerskiego zakonu. Jako taki żył zaledwie pół roku. Zmarł 16 lutego w 1292 roku. Cztery dni później nowym Wielkim Mistrzem zakonu świątynnych rycerzy wybrano Jacquesa de Molay, rodem z Burgundii.
*
AGONIA I ZGON ŚWIĄTYNNEGO ZAKONU – Po porażkach we wszystkich przed chwilą wymienionych miejscach Templariusze pozostali jedynie na niewielkiej wysepce Arwad (710 metrów długości i 515 szerokości), z warowną cytadelą, zajmującą czwartą część jej obszaru. W roku 1298 zdołali tam nawet odeprzeć atak Mongołów, co to doszukali się swojego morza na zachodzie. Jednakowoż nie oparli się najazdowi Egipcjan, którzy 26 września 1302 roku zmusili ich do poddania się i opuszczenia wysepki, darując im wszak życie. Większość obrońców Arwad udała się do Katalonii oraz do Aragonii, a też do francuskiego Narbonne, z tamtych ziem bowiem się wywodzili. Od roku 1302 zakon przeniósł swą kwaterę do Nikozji, ku niezadowoleniu króla Henryka II, który Jerozolimę był utracił, ale zachował tron cypryjski. A co do Jerozolimy: Wielki Mistrz Jacques de Molay proponował podobnym sobie wielkością mistrzom dwóch innych rycerskich zakonów: Teutońskiego oraz rycerskich Szpitalników Świętego Jana połączenie sił celem wspólnego odbicia Jerozolimy. Obaj odwrócili się od owej propozycji, wszystkim bowiem brakowało zarówno funduszy, jak również chętnych do walki rycerzy (wieści o porażkach nie tak dawno jeszcze potężnego zakonu odebrały Europejczykom wszelką chęć do chwytania za miecz).
Z braku muzułmańskiego a nawet skośnookiego, mongolskiego wroga Templariusze poszukali wroga swojego, chrześcijańskiego. W kwietniu 1306 roku wzięli udział w obaleniu cypryjskiego króla Henryka II, a osadzeniu na wyspiarskim tronie jego brata Amalaryka z Tyru. Nie na wiele się im to zdało. Frontalny atak na zakon Templariuszy, czego zapewne oni sami się nie spodziewali, przypuszczono z Rzymu, a zapewne uwziął się na białohabitowych braci sam Szatan Diabeł, w najczarniejszej swej postaci, na dodatek z trzema szóstkami. Oto 6.06.1306 roku mocarni mocarze nasłani prościutko z Wiecznego Miasta przez niejakiego Bertranda de Gota, pochodzącego z akwitańskiego Villandraut – to w cywilu, a służbowo papieża Klemensa V – stanęli przed drzwiami rezydencji w Nikozji, ażeby pojmać tam Wielkiego Mistrza Jacquesa de Molay wraz z otaczającymi go dostojnikami i jak najszybciej dostawić ich do trybunału w Poitiers. Z polecenia francuskiego króla Filipa IV, wnuka Ludwika IX, wówczas już świętego, krążącego z nimbem wokół głowy i z harfą w ręku nad Francją, tamtejszy trybunał wytoczył Templariuszom proces sądowy. Oskarżenia były bardzo poważne: nieposłuszeństwo, przekupstwo, marnotrawienie dóbr własnego zakonu, sprzeniewierzanie skarbu Królestwa Francji, potajemna kolaboracja z saracenami, rozpusta (głównie homoseksualizm), a do tego wszystkiego jeszcze herezja, bluźnienie papieżowi i innym dostojnikom Kościoła, a nawet plucie na Krzyż Święty. W czasie każdego przewodu sądowego, za przyzwoitą sumkę znajdzie się uczynny człowiek, gotów świadczyć na korzyść tego, który mu za to dobrze zapłaci. W Poitiers okazał się takim niejaki Esquieu de Floyran z Limoges, rycerz, którego do zakonu nasłał sam król Filip IV, żeby dlań Templariuszy szpiegował. Jeszcze w czasie trwania procesu w Poitiers, 3 kwietnia 1312 roku Jego Świątobliwość Clemens Quintus (Klemens V) przedstawił bullę Vox in Excelso (dosłownie: Głos z Wysoka), mocą której rozwiązał zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona. W odnalezionych w roku 2012 w Bibliotece Watykańskiej manuskryptach doczytano się, iż papież Klemens uwolnił ich od zarzutu herezji.
Trybunał inkwizycyjny w Poitiers nie okazał wszak Templariuszom nawet odrobiny litości, skazując ich na uwolnienie od ziemskich zmartwień. W dniu 18 marca 1314 roku Wielkie Mistrz Jacques de Molay, a wraz z nim 54 jego najbliższych współpracowników, zostali uroczyście spaleni na stosie. Ceremonii przez wielkie okna swojego salonu w Luwrze przyglądał się francuski monarcha Filip IV, nazwany Pięknym. Kiedy pod stosem zagasła ostatnia iskierka, odetchnął z przeogromną ulgą; teraz nikt już nie mógł żądać odeń spłacania rat długu zaciągniętego przez dziadka u Templariuszy. Osiem miesięcy po zagaszeniu ogniska przed Luwrem, 29 listopada 1314 roku miłujący łowy władca Francuzów, uganiając się za rączym jeleniem w lasach Fontainebleau tak wyprężył swą szyję, że inny myśliweczek bez trudu przebił ją solidną strzałą i monarcha złożył ducha Panu Bogu. Królewski duch liczył sobie 46 lat. Jeleń – nie wiem, ile lat miał – uciekł w buki. W moim Krakowie powiedziano by na to wszystko: Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy.
* * *
KSIĄŻKĘ „La tragédie des Templiers” zacnego Gerogesa Bordonove odkładam na bliską mi półkę w mej bibliotece, w której pisuję wszystkie moje artykuły. Zapewniam, że podane w tym dzisiejszym naprawdę są godne zaufania. W jej treści autor powołuje się aż na 94 teksty źródłowe a to niemało. Teraz wypracowanie sobie opinii o Templariuszach pozostawiam naszym Czytelnikom.
Jerzy Leszczyński
22 kwietnia 2025
Zdjęcie ilustracyjne: Bitwa pod Cresson. Jean Colombe Wikipedia
Pozostałe zdjęcia: Wikipedia