Beata Joanna Przedpełska – Echa Warszawskich Salonów
Share

BEETHOVEN I LITERATURA
Minęły święta, zakończył się Wielkanocny Festiwal van Beethovena – czas na podsumowanie. Zainicjowany w 1997 roku, od 2003 roku odbywa się w Warszawie i wpisał się na stałe w życie kulturalne stolicy. Dyrektor Festiwalu, Elżbieta Penderecka, jak zwykle zaprosiła znakomitych solistów i dyrygentów, najlepsze krajowe i zagraniczne orkiestry symfoniczne. W programie tegorocznego festiwalu znalazło się 8 koncertów symfonicznych, 3 recitale pieśni, 2 recitale fortepianowe oraz 2 koncerty kameralne. Hasło 29. edycji brzmiało „Beethoven i wielka poezja”, a źródłem inspiracji utworów, prezentowanych w Filharmonii Narodowej była literatura. Publiczność usłyszała kompozycje nie tylko Beethovena, ale także Ferenca Liszta, Gustawa Mahlera, Richarda Straussa, Maurice’a Ravela, Roberta Schumanna, Fryderyka Chopina i Krzysztofa Pendereckiego. Udało mi się uczestniczyć w większości koncertów i zapamiętałam je jako wydarzenia artystyczne, przyjęte entuzjastycznie przez melomanów.

Na rozpoczęcie festiwalu – IX Symfonia d-moll op. 125 Ludwiga van Beethovena w wykonaniu solistów, Chóru Filharmonii im. Karola Szymanowskiego w Krakowie i NFM Filharmonii Wrocławskiej, którą dyrygował Christoph Eschenbach. Urodzony w 1940 roku we Wrocławiu (jako Christoph Ringmann) ma w swojej biografii traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa z czasu wojny. Dorastał już w Niemczech; jako dziecko uczył się gry na fortepianie oraz dyrygentury, zdobywając liczne nagrody na konkursach. Pracował później m. in. z orkiestrą symfoniczną w Houston i Waszyngtonie. W 2016 roku we Wrocławiu odsłonięto pamiątkową płytę z jego nazwiskiem w tamtejszej Alei Gwiazd. Dużym wydarzeniem był recital charyzmatycznego francuskiego pianisty, którego biografia brzmi bardzo intrygująco. Lucas Debargue nie pochodzi z rodziny o tradycjach muzycznych: jego ojciec jest fizykoterapeutą, a matka – pielęgniarką. Jednak jako nastolatek interesował się muzyką i literaturą, ale na kilka lat porzucił naukę gry na fortepianie. Niespodziewanie został laureatem prestiżowego Konkursu im. Czajkowskiego, co zachęciło go do pracy w tym kierunku. Dziś można go spotkać w salach koncertowych całego świata. Publiczność doceniła również występ Orava Quartet (nazwa zespołu nawiązuje do słynnej kompozycji Wojciecha Kilara) z pianistą Łukaszem Krupińskim. Na łamach „The Australian” kwartet został uznany „przyszłością australijskiej muzyki kameralnej”, a magazyn „Limelight” pisze, że jest to „najbardziej ekscytujący młody kwartet w okolicy” i „jeden z najbardziej dumnych australijskich produktów eksportowych”. Bracia Daniel i Karol Kowalik działają w Brisbane, a z Davidem Dalseno i Thomasem Chawnerem reprezentują szeroki wachlarz stylistyczny. Podczas wieczoru w FN zagrali utwory Beethovena, Pendereckiego i Schumanna. Na zakończenie festiwalu – „Kaddish” w wersji Leonarda Bernsteina oraz Krzysztofa Pendereckiego: monumentalne dzieła zabrzmiały na scenie Teatru Wielkiego – Opery Narodowej. Tradycyjnie festiwalowi towarzyszyło wydawnictwo „Beethoven Magazine” z mnóstwem interesujących felietonów i wywiadów z wykonawcami oraz z autorką tegorocznego plakatu – Julitą Malinowską.
GRECKA WYCIECZKA
Niedawno świętowaliśmy Dzień Narodowy Grecji. Od przyjaciół, z którymi spędziłam uroczysty wieczór na zaproszenie Pani Ambasador J. E. Niki Kamba, otrzymałam ciekawą lekturę. Książka Tadeusza Czekalskiego pt. „Grecja” (Wydawnictwo TRIO) uzupełniła moją wiedzę o tym fascynującym kraju.

Przede wszystkim zaciekawiły mnie fakty, podane „w pigułce” już na wstępie. Państwo greckie tworzą: część kontynentalna, czyli półwysep oraz… aż prawie dwa tysiące wysp. Około 80 % powierzchni zajmują góry; w stolicy kraju – Atenach – i jej okolicy mieszka 40 % ludności państwa. I ciekawostka na temat greckiej flagi narodowej: dziewięć poziomych pasów (naprzemiennie cztery białe i pięć niebieskich) symbolizują sylaby hasła „Eleuteria i Thanatos” („Wolność albo śmierć”). Z przyjemnością przeczytałam, że ponieważ Grecy zaczynają dzień dosyć późno (z uwagi na zamiłowanie do nocnego życia, spędzania czasu na pogawędkach w kawiarniach i na zabawach), na śniadanie wybierają lekki posiłek: zazwyczaj kilka biszkoptów do kawy. I to nie obiad, ale kolacja jest tam najbardziej obfitym posiłkiem. No i oczywiście niezbędny dodatek do tłustych dań: wino. Tradycja uprawy winogron datuje się w Grecji od starożytności. Uwaga: spożycie wina przekracza w tym kraju 30 litrów rocznie na jednego mieszkańca, co należy do najwyższych wskaźników na świecie. Grecy chętnie podkreślają z dumą sukcesy swojej kultury: to oczywiście zabytki z czasów antyku, ale także twórcy współcześni. Listę otwiera reżyser Theodoros Angelopoulos, nagrodzony Złotą Palmą na festiwalu w Cannes za film „Wieczność i jeden dzień”. Słynna diva operowa Maria Callas, Melina Mercouri – aktorka i piosenkarka („Dzieci Pireusu”), która była również ministrem kultury, Nana Mouskouri (nagrała ponad tysiąc piosenek), Mikis Theodorakis – kompozytor, m. in. muzyki filmowej („Zorba”, „Serpico”, „Elektra”, „Fedra”), Vangelis (właściwie Evangelos Papathanasiou) – twórca muzyki elektronicznej, nagrodzony Oscarem za ścieżkę dźwiękową do filmu „Rydwany ognia”. Zapoznałam się też z rozdziałem „Kontakty polsko-greckie”, które mają bardzo długą tradycję. Już w X wieku handlowali na ziemiach polskich greccy kupcy, a w XII wieku na tereny Grecji docierali pierwsi polscy podróżnicy. W najnowszej historii zapisali się trenerzy: Kazimierz Górski i Jacek Gmoch, którzy prowadzili greckie drużyny piłkarskie. Sławny piosenkarz, Demis Roussos, nie tylko występował w Polsce, ale także przewodniczył jury Międzynarodowego Festiwalu Piosenki Greckiej w Zgorzelcu. Ogromną popularnością cieszy się u nas Eleni, Kostas Dzokas, Jorgos Skolias, Antymon Apostolis; zespoły Hellen, Prometeusz, Apollon, Orfeusz, Zorba (wszyscy mieszkają w Polsce). Melomani doskonale znają i podziwiają dokonania śpiewaka operowego, Paulosa Raptisa. A kinomani z pewnością pamiętają rewelacyjny film „Grek Zorba” (w roli głównej: Anthony Quinn, muzyka – Mikis Theodorakis) oraz urocze wakacyjne komedie: „Moje wielkie greckie wesele” i „Moja wielka grecka wycieczka”.
SZTUKA MAKIJAŻU
Paniom, korzystającym z dobrodziejstw kosmetologii, doskonale znane są przynajmniej dwie firmy: Max Factor oraz Helena Rubinstein. Oboje zrealizowali swój „amerykański sen”, odnosząc zawrotny sukces za Oceanem. Helena Rubinstein, urodzona w podkrakowskim Podgórzu, wyjechała w latach 90. XIX wieku do rodziny w Wiedniu; później wyemigrowała do Australii. Po powrocie do Europy otworzyła salony kosmetyczne w Londynie i Paryżu. W 1915 roku wyjechała do Nowego Jorku i mieszkała tam do końca życia, czyli 1965 roku. Opowiadał o niej spektakl słowno-muzyczny „Chaja & Edith”, grany na polskich scenach (Chaja – bo tak miała naprawdę na imię; Edith – bo drugą bohaterką opowieści była Edith Piaf). Nic dziwnego, że ogromnym zainteresowaniem cieszy się teraz musical „M. Faktor. Narodziny piękna” w reżyserii i wg scenariusza Agaty Biziuk, prezentowany w Teatrze Żydowskim w Warszawie. Bohaterem spektaklu jest oczywiście Max Factor, czyli urodzony w Zduńskiej Woli Maksymilian Faktorowicz. Jego biografia to niemal gotowy temat na fascynującą sztukę. Zanim wyjechał do Stanów Zjednoczonych by spełniać swoje marzenia, sprzedawał cukierki w holu teatru w Łodzi, był pomocnikiem aptekarza oraz dentysty, robił peruki. Później zatrudnił się w drogerii i eksperymentował, mieszając kremy i perfumy. Osiedlił się w Los Angeles, by zbliżyć się do przemysłu filmowego, który go fascynował. Produkował peruki, a przed wszystkim łatwo zmywalny makijaż dla gwiazd ekranu (wymyślił popularne wkrótce określenie make-up). Jego klientami stały się największe sławy „fabryki snów”: Ava Gardner, Jean Harlow, Mary Pickford, Pola Negri, Gloria Swanson, Judy Garland, Rita Hayworth, Ginger Rogers, John Wayne, Charlie Chaplin, Frank Sinatra, Rudolf Valentino. I Marlena Dietrich, której nostalgiczna piosenka „Where Have All the Flowers Gone?” kończy spektakl, a widzowie opuszczający teatr nucą ten słynny szlagier. Musical ukazuje Maksa w aspekcie zawodowym i prywatnym; akcja toczy się w studiu filmowym, pełnym zgiełku i bieganiny. Dynamiczna realizacja, znakomity ruch sceniczny (Krystyna Lama Szydłowska), muzyka (Stanisław Pawlak), scenografia i kostiumy (Marika Wojciechowska), światła (Maciej Iwańczyk), a przede wszystkim tytaniczna praca całego zespołu robi kolosalne wrażenie. Zapamiętajmy słowa bohatera tej historii: nikt nie rodzi się glamour, ale każda kobieta zasługuje na to, by wyglądać pięknie.

KIERUNEK PARYŻ
Camille Claudel (1864-1943) zapisała się w historii sztuki jako znakomita rzeźbiarka, o której Mathias Morhardt napisał: „Rzeźba jest jej gwałtowną namiętnością; narzuca ją despotycznie wokół siebie rodzinie, sąsiadom, nawet służbie”. A nie były to czasy łatwe dla kobiet: w Paryżu działało wówczas zaledwie kilka szkół artystycznych dostępnych dla pań. Claudel uczyła się u Alfreda Bouchera, a przede wszystkim u Auguste’a Rodina. Z czasem doszła do takiej perfekcji, że krytyk Octave Mirbeau zachwycał się entuzjastycznie: „Rewolta przeciw naturze! To kobieta – geniusz!”. Claudel przecierała szlaki innym utalentowanym kobietom i z pewnością była wzorem dla Polek, wiążących swoją przyszłość z tą dziedziną sztuki. Przez ten pryzmat oglądamy wystawę w Muzeum Rzeźby w Królikarni, która będzie czynna aż do końca października. Jest to opowieść o naszych artystkach, które na początku XX wieku studiowały pod kierunkiem słynnego francuskiego rzeźbiarza i pedagoga „Kierunek Paryż. Polskie artystki z pracowni Bourdelle’a” to wystawa, na której zgromadzono ponad dwieście dzieł: rzeźby, medale, obrazy, medale, obrazy, tkaniny i fotografie. Przygotowania do ekspozycji były bardzo precyzyjne i żmudne: poprzedziły je badania naukowe w poszukiwaniu informacji w archiwach muzealnych i dokumentach. Dwa lata temu w ramach projektu badawczo-wystawienniczego „Polskie rzeźbiarki” w Muzeum Narodowym w Warszawie przygotowano prezentację „Bez gorsetu. Camille Claudel i polskie rzeźbiarki XIX wieku”. Teraz przyszedł czas na uzupełnienie historii. Rzeźba zawsze była postrzegana jako dział sztuki zarezerwowany wyłącznie dla mężczyzn. Antoine Bourdell (1861-1929) odważył się otworzyć swoją pracownię także dla kobiet. Wykształcił ponad 500 uczennic i uczniów z całego świata: ze Stanów Zjednoczonych, Szwecji, Rosji, Anglii, Rumunii, Szwajcarii, Ukrainy i oczywiście z Polski, z którą łączyły go szczególne związki (m. in. był twórcą pomnika Adama Mickiewicza w Paryżu). Wśród jego uczennic były Olga Niewska (jej „Pelikan” zachwyca delikatnością i zarazem naturalnym wdziękiem), Zofia Trzcińska-Kamińska (za popiersie Bolesława Chrobrego uhonorowana złotym medalem na wystawie światowej w Paryżu w 1937 roku), Janina Broniewska (nagrodzona za rzeźbę „Słowianka”), Helena Głogowska, Jadwiga Bohdanowicz i wiele innych.

Uczennice Bourdelle’a po zakończeniu nauki realizowały zamówienia na pomniki i rzeźby w przestrzeni publicznej, popiersia znanych osobistości; wykonywały dekoracje z brązu, marmuru i gipsu. Warto zapoznać się z ich twórczością, bo kierunek Paryż nie był ich kaprysem, ale odważną decyzją, by realizować swoje marzenia.
BEATA JOANNA PRZEDPEŁSKA
Zdjęcie ilustracyjne – Freepik. Pozostałe zdjecia Autorki felietonów.