Historia pisana wierszem – Sanktuarium Świętej Rodziny
Share

Ewa i Bogumił Liszewscy

Wśród gęstych, nadpilickich lasów, przy szosie prowadzącej z Tomaszowa Mazowieckiego do Radomia leży wieś Poświętne, a w niej piękny barokowy kościół, którego patronami są: św. Filip Neri i Jan Chrzciciel. Obok świątyni jest klasztor należący do zakonników Kongregacji Oratorium św. Filipa Neri, zwanych potocznie filipinami lub oratorianami. Miejsce to od ponad trzech wieków cieszy się dużym rozgłosem i nadal jest celem pielgrzymów z terenów całej Polski. Poświętne zostało wydzielone z dawnej wioski Studzianna i obecnie stanowi oddzielną jednostkę administracyjną, i siedzibę gminy.

Obraz Świętej Rodziny z Nazaretu – wygląd oryginału. Fot. Sanktuarium M.B. Świętorodzinnej w Studziannie.
Umieszczony w tutejszym kościele wizerunek Świętej Rodziny z Nazaretu, namalowany farbami olejnymi na płótnie przyklejonym do deski, na początku drugiej połowy siedemnastego wieku zasłynął cudami. Obraz o wymiarach 95,5 x 115,5 cm, zwany obrazem Matki Boskiej Studziańskiej lub Świętorodzinnej, początkowo należał do rodziny ówczesnego właściciela wsi Albrychta Starołęskiego. Jego siedzibą był dwór w Nieznamierowicach, leżący dwadzieścia kilometrów na południowy-wschód od Studzianny.

Prospekt organowy bazyliki w Studziannie. Fot. z archiwum autorów.
Nie jest znany dokładny czas powstania obrazu, nie wiadomo też w jakich okolicznościach trafił on do domu Starołęskich. Być może został sprowadzony do Polski przez króla Władysława IV Wazę lub też przywieziony, jako posag przez jego żonę Cecylię Renatę. Twórca najprawdopodobniej inspirował się nieco większym, podobnym francuskim obrazem autorstwa lotaryńskiego malarza Jakuba Callota. Wizerunek przedstawiający siedzącego małego Jezusa i karmiącą go Maryję oraz stojącego przy nich św. Józefa, który podaje chłopcu kielich, wisiał początkowo w dworskiej jadalni, a następnie w kaplicy.
Szwedzi w okresie potopu obrabowali dwór zabierając m.in. też obraz. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności w pobliżu operował polski oddział, który zmusił ich do porzucenia taborów i ucieczki. Dzięki temu wizerunek Świętej Rodziny powrócił po różnych zawirowaniach do właścicieli.

Klasztor ojców filipinów. Fot. z archiwum autorów.
Ze względu na znaczne zniszczenia wojenne nieznamierowicki dwór nie nadawał się już do zamieszkania. Starołęscy przenieśli się więc do skromniejszego dworku w Studziannie, tam obraz został zawieszony w jadalni, obok drzwi prowadzących do sypialni. Jego pierwszą czcicielką była Helena Konstancja, trzecia żona Albrychta Starołęskiego. Zachowało się kilkanaście świadectw z tego okresu o doznanych łaskach, dzięki którym nieznany dotychczas szerszemu ogółowi wizerunek w ciągu kilkunastu miesięcy zyskał znaczną sławę.
Najgłośniejszym wydarzeniem związanym z obrazem było uzdrowienie zduna Wojciecha Lenartowicza, który zimą 1664 roku remontował w studziańskim dworze uszkodzony piec. Podczas wykonywania tej pracy ciężko zachorował. Według jego późniejszych zeznań wyzdrowiał dzięki wstawiennictwu Maryi przedstawionej na zawieszonym w jadalni wizerunku, obok którego leżał. Najświętsza Panna poprosiła go o wybudowanie w Studziannie kaplicy. Chociaż rzemieślnik nie dysponował wystarczającymi funduszami to swoją historią zainspirował innych do spełnienia tej prośby. Wyzdrowiał wówczas także śmiertelnie chory dworski rządca.
Po potwierdzeniu przez komisję prymasowską rzetelności zeznań osób, które doznały różnych łask, obraz udostępniono przybywającym coraz liczniej pielgrzymom. Zwabiony rozgłosem do Studzianny przyjechał także polski król Michał Korybut Wiśniowiecki. Pozostawił on w kościele liczne wota oraz uposażył zakon filipinów wioską Małoszyce.
Po śmierci Albrychta Starołęskiego majątek odziedziczyła jego córka Zofia Anna oraz dwoje pasierbów: Zofia Anna i Jan Stanisław Zbąski, późniejszy biskup warmiński. Jan podczas pobytu w Rzymie zetknął się ze zgromadzeniem księży filipinów, których później uczynił kustoszami w Studziannie. To on był głównym fundatorem obiektów sakralnych, które tutaj wkrótce powstały.
Sanktuarium Matki Boskiej Świętorodzinnej w Studziannie ustanowił dekret prymasa Polski Mikołaja Prażmowskiego z 1671 roku uznający cudowność wizerunku Świętej Rodziny. Sprowadzeni z Gostynia Wielkopolskiego księża filipini rozpoczęli pełnienie swojej posługi już dwa lata później. Do Studzianny pielgrzymowały dziesiątki tysięcy pielgrzymów z całej Polski. Byli wśród nich ludzie różnych stanów i profesji, magnaci, szlachta, chłopi, mieszczanie, a także duchowni. Sanktuarium było też przystankiem dla pielgrzymek z Mazowsza, Pomorza i Litwy zdążających do Częstochowy.

Kościół pw. św. Józefa w Studziannie. Fot. z archiwum autorów.
Największe nasilenie ruchu pątniczego przypadło na ostatnie lata siedemnastego i początek osiemnastego wieku, gdy Rzeczpospolita zaczęła powoli chylić się ku upadkowi. Ze starych kronik wiadomo, że pielgrzymów było niekiedy tak wielu, że kilkudziesięciu spowiedników obsługiwało penitentów przez kilka dni, pracując na zmianę w dzień i w nocy. Pozostawiali oni liczne, często bardzo kosztowne wota, drogocenne klejnoty, biżuterię, przedmioty liturgiczne, rycerskie szable i ryngrafy. Znalazły się wśród nich też srebrne kajdany ufundowane z wdzięczności za ocalenie z niewoli tureckiej.
Pod koniec siedemnastego wieku w Studziannie wybudowano dwa kościoły. Pierwszy, drewniany powstał na Panieńskiej Górze i do niego przeniesiono z dworu obraz Świętej Rodziny. Obecnie na jego miejscu stoi wzniesiona sto lat później murowana kaplica pw. św. Anny, z kopią cudownego obrazu. Drugą pomocniczą świątynią, przeznaczoną na potrzeby mieszkańców był, istniejący do dnia dzisiejszego, jednonawowy, barokowy kościół murowany pw. św. Józefa. Znajduje się on niedaleko miejsca, w którym stał, dzisiaj już nieistniejący, dwór Starołęskich. Otoczenie świątyni było plenerem dla trzech filmów wojennych. Na przykościelnym cmentarzu kręcono m.in. sceny do filmów: „Katyń”, „Bitwa Warszawska 1920” i „Jak rozpętałem II wojnę światową” oraz komedii „Honor dziecka”.
Pod koniec siedemnastego wieku rozpoczęto budowę dużego kościoła podniesionego później do rangi bazyliki mniejszej i klasztoru. Wykańczanie kompleksu trwało kilkadziesiąt lat. Trójnawową świątynię z transeptem, na planie krzyża rzymskiego, konsekrowano w 1748 roku, a obraz Świętej Rodziny znalazł się w niej w 1766 roku. Kościół ma długość czterdziestu czterech metrów, a jego maksymalna szerokość wynosi niemal trzydzieści metrów.
Sanktuarium Matki Boskiej Świętorodzinnej naznaczone jest silnym rysem patriotycznym. Tłumnie przybywali tutaj żołnierze, którym cudowny wizerunek był szczególnie bliski. Przed wyprawami wojennymi przyjeżdżały niekiedy całe chorągwie. W bazylice gościł także król Jan III Sobieski przed wyruszeniem na odsiecz wiedeńską. Była to jego druga wizyta, pierwszy raz odwiedził Studziannę w 1674 roku.
Sanktuarium pełniło przez wieki rolę ważnego ośrodka kulturotwórczego. Przy świątyni działała stale kilkunastoosobowa orkiestra, szkoła elementarna dla chłopców i dziewcząt, a także specjalna szkoła przygotowująca uczniów do studiów wyższych. Ośrodek był ważnym duchowym punktem oparcia dla konfederatów barskich, którzy Matkę Boską Świętorodzinną umieszczali na swoich ryngrafach. Przed miejscowymi kapłanami powstańcy styczniowi składali przysięgę wojskową. Filipini pomagali walczącym w różny sposób, udzielając im schronienia, opatrując rany, a nawet czynnie przewozili rozkazy i informacje. Kilku zakonników poniosło surowe konsekwencje tych działań, np. ksiądz Konstanty Piwarski został skazany na dziesięcioletnią katorgę na Syberii.
Ostatecznie w 1865 roku filipini zostali przez władze carskie wygnani ze Studzianny, a kongregacja uległa kasacie. Kościołem przez 68 lat opiekowali się kapłani diecezjalni. Oratorianie powrócili w to miejsce dopiero w 1928 roku.
Wielką reklamę zrobił Studziannie kręcony w tutejszej świątyni film Bohdana Poręby „Hubal”. Przedstawiono w nim wzruszające wydarzenie ze stycznia 1940 roku, kiedy to żołnierze Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego majora Henryka Dobrzańskiego, mimo niemieckiej okupacji, w pełnym umundurowaniu wzięli udział w noworocznym nabożeństwie. U stóp wzgórza, na którym stoi kapliczka św. Anny Niemcy złożyli też ciało majora Dobrzańskiego, zabitego w obławie 30 kwietnia 1940 roku w pobliskim Anielinie. Stąd na ciężarówce jego zwłoki wywieziono do Tomaszowa Mazowieckiego i dalej ślad po nich zaginął.
Filipinem był pierwszy kapelan żołnierzy Hubala, ksiądz Ludwik Mucha. O istnieniu oddziału dowiedział się w listopadzie 1939 roku podczas udzielania posługi jednemu z rannych żołnierzy. Od tego czasu zaczął dostarczać żołnierzom niezbędne produkty. Akces do służby zgłosił w czasie Świąt Bożego Narodzenia w 1939 roku, które hubalczycy spędzali w leśniczówce Bielawy. Przyjęcie poprzedziło słynne pytanie dowódcy: „Czy gra ksiądz w brydża?”, na które padła odpowiedź twierdząca. Faktycznie służbę swą ks. Mucha rozpoczął, gdy oddział przeniósł się do Gałek Krzczonowskich.
Jego zniknięcie z klasztoru zauważyli Niemcy, którzy zastosowali represje, aresztując pięciu współbraci. Najprawdopodobniej zostaliby rozstrzelani lub zesłani do obozu koncentracyjnego, gdyby nie dowódca więzienia w Opocznie, który jako gorliwy katolik wyjednał u swoich przełożonych zwolnienie zakonników. Do klasztoru powrócili po dwóch tygodniach. Ksiądz Mucha nosił mundur bez dystynkcji. W niedziele i święta celebrował nabożeństwa, udzielał też innych posług duchowych żołnierzom. Szczególnie zapamiętano jego żarliwe kazanie podczas Świąt Wielkanocnych w 1940 roku.
Brał udział w bitwach pod Huciskiem i w Szałasie Starym, udzielając sakramentów rannym i poległym. Na początku kwietnia zachorował poważnie na tyfus. Nie chcąc stanowić obciążenia dla oddziału początkowo ukrywał się w gajówce koło Oleszna, a później w innych miejscach. Do oddziału już nie powrócił, ale w służbie Armii Krajowej pozostawał do jej rozwiązania.
Sanktuarium Świętej Rodziny w Studziannie jest nadal chętnie odwiedzane zarówno przez pątników, jak i zwykłych turystów. To klimatyczne miejsce położone w niedalekiej odległości od Pilicy, wśród lasów, z dala od wielkich ośrodków przemysłowych pozwala na wyciszenie i wypoczynek. Przy klasztorze istnieje dom rekolekcyjny z własną bazą gastronomiczną. Można tutaj przyjechać na dni skupienia, warsztaty, rekolekcje, albo tylko po to, żeby zwyczajnie odpocząć od wielkomiejskiego hałasu i poszukać spotkania z absolutem.
Ewa i Bogumił Liszewscy
Zdjęcie ilustracyjne: Bazylika w Studziannie pw. św. Filipa Neri i św. Jana Chrzciciela. Fot. z archiwum autorów.