Jan Kisielewicz – Wielki to zaszczyt być zaproszonym na szczyt?
Share

Dzień dziewiątego maja 2025 roku jest o tyle szczególny dla historii stosunków polsko- francuskich, że najbardziej polskiemu miastu we Francji, czyli Nancy, przypadł zaszczyt podjęcia się zorganizowania spotkania między prezydentem Francji Emmanuelem Macronem, a premierem Polski, Donaldem Tuskiem. Zasadniczym celem szczytu, jak popularnie w żargonie dziennikarskim nazywa się bezpośrednie spotkania polityków wysokiej rangi, było podpisanie «Traktatu o przyjaźni i pogłębionej współpracy między Francją a Polską».Już na początku roku krążyło wiele pogłosek o ważnym wydarzeniu politycznym w stolicy Lotaryngii pod koniec maja. Domniemywano na przykład, że spotkają się prezydenci Francji i Polski, lecz po kilku dniach pogłoski te rozwiewał wiatr, napięcie opadało, a nadzieja na wzięcie udziału w tym wydarzeniu odchodziła w niepamięć…
Środki bezpieczeństwa
Aż tu ni stąd ni zowąd, lokalny poczytny dziennik «L’Est Républicain» ogłosił na początku maja 2025 artykuł, w którym oficjalnie potwierdził wolę obu rządów na doprowadzenie do podpisania traktatu w Nancy, z tym, że zamiast prezydenta RP, Andrzeja Dudy przyjechał do Francji ww. Premier polskiego rządu. W «Jour J», czyli w piątek 9 maja 2025, poziom mobilizacji wszystkich rodzajów sił policyjnych, porządkowych oraz «les Compagnies Républicaines de Sécurité» znanych pod skrótem CRS, czyli formacji do tłumienia rozruchów i zamieszek, osiągnął prawdobodobnie swoje apogeum w ostatnich latach w tym mieście. Funkcjonariusze CRS „zaryglowali” wszystkie ulice prowadzące do «Place Stanislas», a więc zarazem do Merostwa, i głośno krzycząc i gestykulując, kierowali w inne ulice osoby idące na Plac.
By móc przekonać funcjonariusza, że jesteśmy zaproszeni na szczyt konieczne było użycie najwyższych figur i form perswazji i retoryki, które przynosiły ograniczony skutek. Dopiero łut szczęścia, czyli zapewnienie ze strony innego policjanta, że nas zna, pozwoliło dostać się na Plac. Pomimo tych restrykcji, wokół pomnika Stanisława Leszczyńskiego zgromadził się spory tłum falujący pod wpływem rzucanych głośno haseł: «Przyjechali!», «Nie przyjechali!», «Przyjadą samochodem czy helikopterem? »Wreszcie obaj politycy wśród szpaleru żołnierzy Gwardii Narodowej z obnażonymi szablami i „bagnetem na broni” dostojnie przemaszerowali ok. 13.30 po czerwonym dywanie rozścielonym na Placu wywołując nieopisany aplauz publiczności.
High tech w barokowym wnętrzu
Osoby zaproszone mogły więc wejść do siedziby merostwa, ale dopiero po uprzednim sprawdzeniu na trzech punktach kontrolnych, że są wpisane na listę gości. Ceremonia podpisania traktatu miała miejsce w «Grand Salon de l’Hôtel de Ville», którego barokowy wystrój został uzupełniony na te okazję przez ultranowoczesny sprzęt multimedialny: w ażurowej metalowej bramie zamontowano kamery TV, każdy fotel posiadał słuchawki z 2 kanałami w 2 językach, dodatkowo Polsat założył swoje własne stanowisko do filmowania. Salon aż roił się od dziennikarzy telewizyjnych i prasowych z Francji i z Polski. W holu wejściowym i w salonie snuli się dyskretnie «smutni panowie» z francuskiego BOR, którzy co chwila coś szeptali do klap swoich marynarek lub odbierali wiadomości od kolegów.
Politycy postanowili jednak wystawić na próbę cierpliwość publiczności, gdyż godziny upływały a oni nie kwapili się by zająć miejsca za stołem honorowym. Po prostu poszli na obiad – należy wyrazić nadzieję, że do restauracji „A la table du bon roi Stanislas”. Wreszcie, nieco wcześniej poznany ochroniarz półgłosem powiedział «ils arrivent!« i około 16.15 przybyli w osobach własnych ww. mężowie stanu uprzednio znani tylko z ekranu TV. Tak więc część oficjalna mogła się rozpocząć.Na rozpoczęcie konferencji prasowej, Prezydent Emmanuel Macron oświadczył, że zaciskanie więzi z innymi krajami Europy nie oznacza ich osłabiania z innymi członkami NATO (czytaj USA)i że możliwa jest „trzecia droga”, czyli dobre i zrównoważone relacje zarówno z krajami UE jak z USA. Dodał też, że Francja gotowa jest do solidarności z jej partnerami z Europie, że posiada znaczący potencjał wojskowy i odpowiednie narzędzia militarne, by wspomóc swych sojuszników w sytuacjach kryzysowych. W ostrych słowach potępił “putinizm”, czyli współczesną wersję carskiego imperializmu.
„Lepiej późno niż wcale”
Ze swej strony Premier Donald Tusk przypomniał, że pochodzi z Gdańska gdzie rozpoczęła się tragiczna dla Europy II wojna światowa. Wyraził satysfakcję, że mimo wszystko Europa Zachodnia, choć późno, wyciąga wnioski z tragicznej przeszłości, by budować bezpieczną przyszłość. Kilka zdań poświęcił programowi polskiego rządu budowania silnej armii, która solidarnie będzie bronić napadniętych krajów sojuszniczych, licząc wzajemnie na ich pomoc w razie potrzeby. W jego słowach zabrzmiał też „marsowy akcent”: każdy potencjalny agresor Polski musi się liczyć ze zdecydowaną i bezwzględną reakcją naszej armii i społeczeństwa.Na koniec stwierdził, że dziś w Nancy nie chodzi o recytowanie pięknych frazesów o więzach historycznych czy tradycyjnej przyjaźni, lecz o konkretne stwierdzenie hic et nunc, że po prostu jesteśmy przyjaciółmi, którzy mogą na siebie liczyć w złych i dobrych terminach
Poczynając od przepięknej aury, poprzez życzliwą obecność publiczności zgromadzonej wokół pozłacanych bram „Place Stanislas”, a kończąc na burzliwych oklaskach dochodzących z tarasów kawiarni, wszystkie potrzebne ingrediencje umiliły ten dzień utwierdzając francuskich i polskich sterników polityki UE, że obrali dla Starego Kontynentu „dobry kurs”. „Traktat w Nancy” – jak będzie oficjalnie nazywany przez politologów i historyków, pieczętuje przyjaźń między obu krajami, której konkretnym wyrazem będzie współpraca w gospodarce, w polityce obronnej, w obszarze energii nuklearnej oraz high tech: energia kwantowa, IA, bezpieczeństwo cybernetyczne. Pozwólmy sobie w tym miejscu na małą dygresję. W artykule opublikowanym w “Tygodniku Polskim” w 2024 roku “Mer Nancy biografem Stanisława Leszczyńskiego”( https://www.tygodnik-polski.com.au/mer-nancy-biografem-stanislawa-leszczynskiego/) padło kilka zdań o tym, że polski król poprzez swą biografię, pisma i czyny był w pewnym sensie prekursorem i wizjonerem ewolucji politycznej w Europie uwieńczonej powołaniem do życia UE, co bardzo dobrze zrozumiał mer Nancy, André Rossinot. Czyż można wyobrazić sobie piękniejszy hołd dla jego myśli politycznej niż „Traktat w Nancy”? Choć Stanisław już dawno temu od nas odszedł, jego duchowy testament wcielany jest w życie po prawie trzystu latach przez polskich i francuskich praprawnuków!
Nowe rozdanie między starymi partnerami
Nawet dla początkującego politologa nie trudno dostrzec, że w stosunkach polsko-francuskich wraz z podpisaniem „Traktatu w Nancy” pojawiła sie nowa jakość. Choć oficjalnie i tradycyjnie Polska i Francja zawsze były sobie bliskie, mniej oficjalnie stosunki te przechodziły przez różne fazy. Polacy dobrze pamiętają kompromisową politykę tego wielkiego mocarstwa względem III Rzeszy, brak woli francuskiej opinii publicznej do „umierania za Gdańsk”, klęskę militarną w czerwcu 1940 roku czy doktrynę „zamykania oczu” na prawdziwe oblicze stalinizmu. Kiedyś przedmiot podziwu i wzorzec demokratycznego modelu politycznego, Imperium Francuskie, a wraz z nim język tego kraju, stopniowo traciło prestiż, wpływy i dominującą pozycję w Europie Środkowej. W miarę progresji II wojny światowej, dzięki swej bezkompromisowej walce z faszyzmem i sile gospodarczej, miejsce Francji w Europie Środkowej zajęły Stany Zjednoczone. Nie mogło to nie rodzić frustracji w tym kraju: po wstąpieniu Polski do NATO, Francuzi często oskarżali Polskę o to, że jest „koniem trojańskim” USA w Europie, że zamiast we Francji kupuje sprzęt wojskowy w USA i że preferuje ten kraj w relacjach naukowych i gospodarczych.
Ten paradygmat utrzymał się w mocy aż do końca kadencji prezydenta Joe Bidena. Ponowny wybór Donalda Trumpa na fotel prezydenta USA dosyć mocno wstrząsnął ustalonym porządkiem rzeczy – „Wujek Sam” stał się „Celnikiem Donem”, „jastrzębie” przegoniły „gołębie” z Białego Domu, a uniwersalizm został zastąpiony doktryną protekcjonizmu. Nie jest to nic nowego w historii relacji między Ameryką a Europą, gdyż, jak pamiętamy ze szkoły, polityka Stanów Zjednoczonych już wielokrotnie oscylowała między tymi dwoma biegunami w przeszłości. W tym konkretnym przypadku, konsekwencje zmiany kursu wydają się jednak dosyć poważne: bariery celne, redukcja subwencji dla instytucji międzynarodowych, danie do zrozumienia UE, że nie może bez końca liczyć na hojność USA i że sama powinna sobie radzić w polityce obronnej.
I dlatego z szerszej perspektywy, „Traktat w Nancy” stanowi w pewnym sensie odpowiedź ww. państw UE na niedawne zmiany w polityce amerykańskiej. Władze polskie pokazują w ten sposób, że nie zapomniały o wspaniałej tradycji sojuszu polsko-francuskiego, że przyjęły do wiadomości „nowe rozdanie” w polityce amerykańskiej i że wiedzą, że istnieją inne silne państwa gotowe gwarantować Jej bezpieczeństwo. Z punktu widzenia francuskiego, choć w polityce wewnętrznej opozycja zarzuca prezydentowi Macron, że myśli tylko o „klasach posiadających”, w polityce międzynarodowej jego rządu wyczuwa się silne akcenty „à la De Gaulle”: ambicja, by Francja była „dużym graczem” na arenie międzynarodowej, konsekwentna obrona wartości demokratycznych, ostry kurs wobec imperiów. Po chwilowym „zauroczeniu” Putinem, Prezydent Macron szybko „przejrzał na oczy”. Wielka pomoc wojskowa i humanitarna dla Ukrainy i obecne zbliżenie z Polską niezbicie pokazują, że Francja chce znów zająć miejsce „pierwszych skrzypiec” w „Koncercie Mocarstw”, jakie miała w Europie Środkowej i Wschodniej przed II wojną światową.
Francuski parasol atomowy
Nie wchodząc w szczegóły tego długiego dokumentu, jakim jest „Traktat w Nancy”, możemy stwierdzić, że, podobnie jak w umowie sprzed stu lat, oba kraje zobowiązują się do niesienia sobie pomocy wojskowej w razie agresji ze strony kraju trzeciego. Zupełnym „novum” jest artykuł 4, na mocy którego Francja nie wyklucza użycia broni nuklearnej, by bronić sojusznika! Według słów Ambasadora Polski we Francji, Jana Emeryka Rościszewskiego, to właśnie Vladimir Putin, napadając na Ukrainę, stworzył warunki dla wzmocnienia solidarności europejskiej. Przez analogię, przypomina to sytuację z początku XIX wieku, kiedy po zwycięstwie Napoleona nad Prusami doszło w reakcji do zjednoczenia Niemiec.
Według francuskiej doktryny wojennej, „bomba” może być użyta z chwilą, gdy zagrożne są „żywotne interesy” Francji z tym, że rząd francuski nigdy jasno nie określa co rozumie przez pojęcie „żywotne interesy” Francji, aby utrzymać przeciwnika w niepewności. Natomiast od czasu rządów generała De Gaulle interesy te mają wymiar europejski co w dniu 9 maja 2025 potwierdził Prezydent Macron. W tym miejscu warto przypomnieć, że klauzula o wzajemnej pomocy zapisana jest w Traktacie o UE: „W razie gdyby jedno z Państw członkowskich było przedmiotem agresji na swoim terytorium, inne Państwa członkowskie mają mu przyjść z pomocą i ze wsparciem wszelkimi środkami jakie są w ich posiadaniu”(artykuł 42-7). Tak więc, 86 lat po wybuchu drugiej wojny światowej płynie z Nancy w świat nowe przesłanie:„Francuzi są gotowi umierać za Gdańsk!”.
Prawda li to czy dyplomatyczna retoryka?
22 maja 2025
Jan Kisielewicz
Źródła:
1) Dziennik L’Est Républicain, 10 maja 2025
Zdjęcie ilustracyjne – Premier Donald Tusk i Prezydent Francji Emmanuel Macron po podpisaniu traktatu polsko-francuskiego. Źródło: www.gov.pl