Z Polski Na Gorąco
Share

Fot. Marcin Bosacki z Ministerstwa Spraw Zagranicznych pokazujący, na forum Rady Bezpieczeństwa Organizacji Stanów Zjednoczonych, zdjęcie budynku zniszczonego rzekomo przez rosyjskiego drona. Fot.Marcin Bosacki/portal X
Czy boimy się apokalipsy, czyli sowieckie drony nad ojczyzną
Na teren Polski wleciało co najmniej 21 rosyjskich dronów. Trzy zestrzeliliśmy. W czasie obrony polskiego nieba pocisk, a może jego odłamki, trafił w dom na Lubelszczyźnie. Jak się okazuje był to – mówiąc piłkarskim językiem – samobójczy gol i to podwójny: militarny i polityczny.
Incydent, który mógł doprowadzić do trzeciej wojny światowej miał miejsce nocą z 9 na 10 września. Na teren Polski wleciały sowieckie – jak cały czas twierdzi nasz rząd – drony. Ile ich było, dokładnie nie wiemy. Początkowo podawano, że kilkanaście, by ostatecznie sprecyzować, że 21. Tyle przynajmniej odnaleziono po długich i intensywnych poszukiwaniach. Na niektóre trafiali rolnicy pracujący w polu i grzybiarze. Rząd podał, że trzy zostały strącone przez broniące naszego nieba polskie i natowskie samoloty.
Dlaczego tylko zestrzelono trzy, a pozostałym pozwolono lecieć dalej? Jeden dotarł aż do wsi Mniszków koło Opoczna w województwie łódzkim, prawie 300 km od granicy z Białorusią, gdzie spadł tylko dlatego, że skończyło się paliwo? Oficjalne komunikaty są enigmatyczne. Ponoć zestrzelono, te które należało zestrzelić. Co to konkretnie znaczy, nie wiadomo. Ofiar w ludziach na szczęście nie było.
Tajemnicza, do tej pory, jest też sprawa pocisku, który w czasie nalotu uderzył w dom we wsi Wyrki, na Lubelszczyźnie. Jeszcze trzy dni po tym zdarzeniu, Marcin Bosacki, sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, reprezentujący Polskę na zwołanym, z powodu ataku dronów na Polskę, nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych, pokazywał zdjęcie mocno uszkodzonego budynku, oskarżał o to rosyjskie drony. „Wiemy -powtarzam – wiemy, że to nie była pomyłka. ” – mówił na posiedzeniu.
A jednak to była pomyłka. Tyle, że nasza. Szybko pojawiły się w internecie informacje, że dom zniszczyła rakieta z polskiego samolotu broniącego nieba. Powtarzały ją kolejne, wielkie portale informacyjne i media. Rząd nie dementował, ale i nic nie wyjaśniał twierdząc, že trzeba czekać na ustalenia prokuratury. Do tej pory nie ma w tej sprawie oficjalnego oświadczenia.
Bosacki przyznał, że się pomylił. W mediach zaś pojawiły się przecieki od anonimowych informatorów. Pisano, że w dom trafiła rakieta wystrzelona z polskiego F-16, w innych za winnego wskazywano norweskiego albo holenderskiego pilota NATO. Do tej pory nie ma oficjalnych wyjaśnień ze strony rządu, a prokuratura oświadczyła jedynie, że to nie był dron.
Dyskusję, w absurdalny sposób, chciał przeciąć premier Donald Tusk twierdząc, że cała odpowiedzialność spada na Rosję, autora dronowej prowokacji. Na portalu X (dawny Twitter) należącym do Dolna Muska, najbogatszego człowieka świata, napisał ostro, zamykając wszystkim gęby: Łapy precz od polskich żołnierzy – chociaż nikt nie miał do nich pretensji. Nawet najlepszym zdarzają się samobójcze gole.
Sprawa jest jednak poważna. Statki powietrzne wdarły się na teren naszego kraju, a my – obywatele nie wiemy, które z informacji na temat tego incydentu są prawdziwe. Szczególnie że kilka dni temu Wołodymir Żełenski , prezydent Ukrainy, poinformował na konferencji prasowej, że opisywanej nocy w kierunku Polski leciały 92 rosyjskie drony, tyle że większość zestrzelili właśnie oni! Podały to wszystkie najważniejsze media, nawet rządowa Polska Agencja Prasowa. Sam rząd konsekwentnie milczy, chociaż gdyby to była prawda, gdyby wszystkie te drony dotarły do Polski… mogłoby to doprowadzić do wojny z Rosją, a w konsekwencji trzeciej wojny światowej – jeżeli poważnie traktować zobowiązania NATO.
Nalot dronów na Polskę przykryłyby inne tematy, ale podejrzane statki powietrzne pojawiły się także na niebach innych europejskich państw. Może więc nie skończy się na groźnym marszczeniu brwi i nakładaniem kolejnych mało skutecznych sankcji – było ich już 18.
A na razie polski rząd będzie rozsyłał do wszystkich mieszkańców pięćdziesięciostronowy poradnik jak zachować się w czasie kryzysu i wojny. Można z niego m.in. dowiedzieć się, że każdy powinien mieć specjanie wyposażony plecak ewakuacyjny.
Wielka sieć marketów, korzystając z okazji, oferuje już takie plecaki wraz z niezbędnymi narzędziami, nawet linką z haczykiem do łowienia ryb. Lista zaproponowana przez Rządowe Centrum Bezpieczeństwa jest skromniejsza. A co do zaleceń dotyczących zagrożeń to są przerażające. Mamy przygotować się na sytuację, gdy nie mamy w mieszkaniu wody, prądu i gazu, ogrzewania, nie działają telefony, drogi są zablokowane, komunikacja nie działa, sklepy są nieczynne. Oczywiście, nic takiego nie musi się zdarzyć. Gdyby doszło do katastrofy, w całej Polsce schrony mogą pomieścić zaledwie 300 tys. osób. A z resztą z 36 milionów?
Rząd przeznacza 5 miliardów złotych na remont starych lub budowę nowych schronów. W ofercie handlowej są też już do kupienia gotowe schrony dla właścicieli domów jednorodzinnych lub działek. Najtańsze, kosztują od 120 tyś złotych. Lepiej chroniące są w cenie 2-3 razy wyższej.
Wydaje się, że należy, wzorem poprzednich pokoleń przewidujących wojny w 1956, 1968, 1970, 1980 -1981 r., zaopatrzyć się w worek mąki, worek cukru, beczkę wody i grubą pierzynę , by chociaż głowę schować w czasie bombardowania. Oby nie było to potrzebne.
Krzysztof Zając, Polska, Łódź