Z Polski Na Gorąco – Siewcy chaosu
Share
Fot. Screen Reuters
W niedzielę doszło do zamachu terrorystycznego na plaży w Sydney, w Australii. Dzień później, w Polsce służby poinformowały o zatrzymaniu mężczyzny przygotowującego zamach w czasie jarmarku bożonarodzeniowego. Dwa odległe od siebie wydarzenia, a podobne. Siewcy chaosu i strachu są wszędzie.

Kim są
Zamachowcy z Australii, ojciec i syn, od dziesiątków lat żyli spokojnie wśród wielonarodowościowej społeczności. Ojciec, emigrant z Syrii, mieszkał w Australii od 1998 roku i zajmował się handlem owocami, jego syn, który tu się urodził był murarzem. W niedzielę podjechali na plażę i otworzyli ogień do zgromadzonych Żydów, którzy zapalali chanukowe świece.
Z kolei niedoszły zamachowiec z Polski, to 19-letni student pierwszego roku prawa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Z informacji Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego wynika, że gromadził materiały wybuchowe, które chciał użyć w tłumie, czasie przedświątecznego jarmarku. Gromadził wiedzę łatwo dostępną w internecie. Był zafascynowany tzw. Państwem Islamskim.
Terrorystyczne, nieuznawane państwo
W pierwszym, opisanym przypadku ofiarami są wierzący Żydzi. W drugim śmierć podniosłyby osoby polskiej narodowości. Oba zdarzenia są odległe o ponad 15 tysięcy kilometrów, a łączy tzw. Państwo Islamskie. W Australii ujawniono, że młodszy z zamachowców miał wcześniej kontakty z tą organizacją, ale służby stwierdziły, że nie stanowi żadnego zagrożenia.
Polski, niedoszły zamachowiec dopiero szukał kontaktów z tą organizacją.
Czy jest bezpiecznie?
Media podają, za światowymi agencjami, że zamachów terrorystycznych nie było w Australii od 30 lat (w 1996 r. W Port Arthur uzbrojony terrorysta zastrzelił 35 osób). To nieprawda. W 2024 roku w Melbourne podpalono synagogę, a w Sydney koszerną restaurację. Za oboma zamachami stali terroryści. A od 2014 r., jak podaje Biała Księga Polityki Zagranicznej Australian Goverment z 2017 r., gdy podniesiono poziom ochrony przed takimi aktami, doszło i tak do kilku zamachów i wielu udaremnionych spisków. Okazało się, że wszystkie zastosowane środki okazały się niewystarczające.
Również Polska nie jest wolna od zamachów na tle ideologicznym (pomijam czysto kryminalne). 19 października 2010 roku 62-letni taksówkarz w Łodzi, w biurze poselskim Prawa i Sprawiedliwości zastrzelił Marka Rosiaka i ranił Pawła Kowalskiego, działaczy partii. Celem był Jarosław Kaczyński, ale zamachowcowi nie udało się do niego dotrzeć.
Ideologicznie motywowany był także zamach na prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza z Platformy Obywatelskiej, 13 stycznia 2019 r. zginął od ciosów nożem zadanych w czasie finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Zadziwiający jest przypadek doktora chemii, wykładowcy uniwersyteckiego, który szykował zamach na gmach parlamentu. Chciał go zaatakować wojskowym transporterem wypełnionym ładunkiem wybuchowym. Zatrzymano go i skazano go na 9 lat więzienia, chociaż nie podjął się jeszcze realizacji swojego planu. Nie dysponował też transporterem.
W 2016 r. W czasie Światowych Dni Młodzieży odbywających się w Krakowie, w których brał udział papież Franciszek, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymała w Łodzi obywatela Iraku posiadającego materiały wybuchowe. Został jedynie wydalony z Polski. Potem były jeszcze kolejne, udaremnione na wczesnych etapach, różne próby terrorystycznych ataków, głównie związanych z konfliktem arabsko-żydowskim.
Rosyjski ślad
Wraz z agresją Rosji na Ukrainę i mocnym zaangażowaniem Polski po stronie napadniętych, zaczęły się nasilać próby ataków i zamachy powiązywane przez polskie służby z Sowietami.
„Za akty dywersji w Polsce odpowiada Rosja” – mówił w Sejmie, w listopadzie premier Donald Tusk. Przypomniał najgłośniejszą, w ostatnim czasie sprawę, gdy pod pociągiem towarowym linii Warszawa – Puławy wybuchł zamontowany pod torami ładunek. Na szczęście nie doszło do wykolejenia. Natomiast w okolicy Puław inny pociąg z 475 pasażerami musiał gwałtownie hamować z powodu uszkodzonej trakcji elektrycznej. Obaj sprawcy, mieszkańcy Ukrainy, uciekli na Białoruś. To może najbardziej drastyczny, ale jeden z licznych przykładów dywersji, lub ich prób w ciągu ostatnich dwóch lat, gdy toczy się wojna za naszymi wschodnimi granicami.
– Pierwszy akt dywersji w Polsce miał miejsce w styczniu 2024 roku we Wrocławiu, gdzie podpalono skład farb. Bardzo groźnym zdarzeniem było także podpalenie kompleksu handlowego przy ul. Marywilskiej w Warszawie. W sumie, jeśli chodzi o akty dywersji, zatrzymaliśmy do tej pory 55 osób, w tym 23 osoby zostały aresztowane. 28 osób zostało wydalonych. W ostatnim czasie zatrzymano także 8 osób za próby rozpoznania różnych obiektów strategicznych – wyliczał Premier.
Chociaż sprawcami rzadko byli Rosjanie, a przede wszystkim obywatele innych państw, najczęściej Ukraińcy, Białorusini, także Polacy, to według naszych służb, za każdym z tych aktów stała Rosja.
Chodzi o chaos, strach i… rozgłos
Państwowy terroryzm jest elementem brudnej wojny z innym państwem. W opisanych, ostatnich, polskich przypadkach wynikał on ze sprzedajności sprawców. Terroryzm „prywatny” jest natomiast silnie nacechowany przekonaniami zamachowców, często skrajnych, gdyż gotowi są oni stracić życie dla realizacji przyjętego celu. Jednak z punktu widzenia ofiar i społeczeństwa nie ma większego znaczenia, czy atakuje nas państwo, nielegalne organizacje, lub jednostki. Zawsze niosą grozę.
Co najgorsze, coraz częściej akty przemocy skierowane są na przypadkowe osoby. Tak było w niedzielę, w Sydney i tak miało być w opisanym na początku, zamachu szykowanym przez polskiego studenta na uczestników kiermaszu bożonarodzeniowego. Ofiary nie były ważne. Chodziło o to by reprezentowały odpowiednią społeczność – w tych dwóch przypadkach mieli to być wierzący Żydzi i Polacy – tradycyjnie chrześcijańscy. Liczyło się, by ofiar było tak dużo, by dzięki mediom przerazić cały świat.
Arabom, którzy w Sydney dokonali okrutnego mordu to się udało. O ich czynie usłyszeli lub przeczytały miliardy na całym świecie. Przerażeni mogą być nie tylko Żydzi, ale też wszyscy którzy mają z nimi bliskie kontakty. Student z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, który również chciał dokonać okrutnej masakry w imię islamu, na szczęście szybko zostanie zapomniany.
W zamachach chodzi przede wszystkim o to, by za pomocą mediów, wywołać strach i spowodować chaos u wroga. Mogą nim być globalistyczne społeczeństwa, konkretne narodowości albo rządy. Niekiedy terrorystom chodzi o to, by zastraszone rządy wprowadziły państwo policyjne, a zniewolone narody zbuntowały się i obaliły istniejącą władzę ustanawiając nową, zgodną z ich interesami. U nas strach przed chaosem i utrata zaufania do dwuwładzy PO i PiS, powoduje, że coraz większe poparcie zyskuje skrajna prawica, która wydaje się być skłonna do pragmatycznego dogadania się z Rosją.
Wrogość do… ofiar
W Polsce coraz więcej osób jest niechętnych wobec Ukraińców, bo to przez nich musimy wydawać ogromne kwoty na zbrojenia i bać się wojny, zamiast przeznaczyć pieniądze na poprawę warunków życia i żyć w spokoju, bez obaw. Do tego, nie bez powodu, to ich wynajmuje się do dokonywania dywersji. Narasta wobec nich wrogość.
Niewidzialni
Współczesny terroryzm działa inaczej niż zamachowcy z ubiegłego wieku. Nie ma on często jednej organizacji, która jednoczy jego sprawców. Ideologowie, ale także państwowi zleceniodawcy, są niewidzialni, ukrywają się w internecie, gdzie szukają podatnych na manipulację ofiar. Często nie mają z nimi żadnego fizycznego kontaktu. Po prostu sączą jad. Przyszli sprawcy, na wzór dawniejszych uśpionych szpiegów, poddani są indokrynacji, a potem często umieszczani w różnych miejscach świata, gdzie wtopieni w lokalną społeczność, niczym się nie wyróżniający, czekają na polecenie. Dlatego trudno ich wyśledzić.
Manipulacje
Rosji zależy nie tyle na bezpośrednim efekcie dywersji, ale na konsekwencjach społecznych i politycznych. Chodzi o wprowadzanie dezorganizacji, chaosu, paniki i niepewności. Stąd apele rządu byśmy się jednoczyli i wezwanie do Prezydenta, by …podpisywał wszystkie ustawy uchwalone przez rządzącą koalicję. Gdy tego nie będzie robił, służy interesom wroga, czyli Rosji. Tak wprost sugerują politycy aktualnie rządzący Polską. To manipulacja. Łatwiej polaryzować społeczeństwo niż z nim rozmawiać.
Podobnie, po ataku na plaży w Sydney, postępuje rząd Izraela.
„Oto skutki antysemickich ataków na ulicach Australii w ciągu ostatnich dwóch lat, wraz z antysemickimi i podżegającymi hasłami globalizacji intifady” – powiedział po zamachu w Sydney Gidon Saar, izraelski minister spraw zagranicznych, (podała Agencja Reutera). Zapewne był oburzony tym, że Australia we wrześniu uznała państwo palestyńskie, a za antysemityzm uznał protesty przeciwko (nie Żydom) państwu Izrael, wywołane wymordowaniem dziesiątek tysięcy cywili, w tym dzieci, w strefie Gazy. Zamach więc wykorzystał do swoich, politycznych celów, jakimi są: zamknięcie ust wszystkim krytykom Izraela i uniknięcie odpowiedzialności za zabitych palestyńczyków. Tymczasem państwo tak chronione jak Izrael, chyba najlepiej na świecie, nie potrafiło obronić się przed zamachem palestyńskiego Hamasu z 7 października 2023 roku, w rezultacie którego zabitych zostało 1200 osób, a porwanych – 251. Trudno zatem mieć pretensje do rządu Australii, że nie przewidział zamachu i nie unieszkodliwił sprawców.
O Żydach mówi się w Polsce więcej niż zwykle – na dwa sposoby. Z jednej strony rząd przygotował uchwałę o szczególnej ochronie osób narodowości żydowskiej. Z drugiej, Grzegorz Braun uważany za czołowego polskiego antysemitę, w sondażach wyborczych ma już dwucyfrowe poparcie. To reakcja na odczuwalne zagrożenie, pragnienie silnej władzy i spokoju… za każdą cenę.
Krzysztof Zając
Polska, Łódź


