Z Polski Na Gorąco – Próbowali wysadzić pociąg. Nieudany zamach terrorystyczny
Share
Fot. Screen:X/MSWiA
Czegoś takiego w czasie pokoju nie było w Polsce od stu lat. Doszło do zamachu terrorystycznego na magistrali kolejowej łączącej Warszawę z Lublinem, a dalej z Ukrainą.
– Mamy do czynienia z aktem dywersji – stwierdził w poniedziałek Marcin Kierwiński, szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Minister uznał z góry, bez jakichkolwiek dokładnych ustaleń, że odpowiedzialna za zamach jest Rosja, chociaż nie powiedział tego wprost.
W miniony weekend na trasie Warszawa–Lublin doszło do uszkodzenia magistrali w trzech miejscach. W okolicach miejscowości Mika, w powiecie garwolińskim, część szyny została wysadzona w powietrze, natomiast w okolicach Puław przerwano trakcję elektryczną. Na szynach założono też metalową obejmę, która miała spowodować wykolejenie pociągu.
W niedzielę, koło godziny 7:39 maszynista jednego z pociągów, ostrzeżony po wcześniejszych zgłoszeniach z innych składów o nierówności na torach, zauważył uszkodzenie szyny i natychmiast zatrzymał skład. Przekazał wiadomość do dyżurnego ruchu. Jednak pierwsze informacje dotyczące huku na bliżej nieokreślonym terenie mieszkaniec wsi zgłosił policji w sobotę ok. godziny 22.00. Wysłano patrol, który nie znalazł niczego podejrzanego. Tymczasem to wówczas doszło do wybuchu ładunku pod szyną. Według najnowszych ustaleń, miał on miejsce o 20.58 podczas przejazdu pociągu towarowego. Ładunek wybuchowy, wojskowy, plastyczny C4 został wyzwolony poprzez 300 metrowy kabel elektryczny. Wybuch spowodował wyrwanie metrowego kawałka szyny i lekko uszkodził podłogę wagonu. Maszynista nawet tego nie poczuł i jechał dalej. Przez uszkodzony tor w nocy przejechał potem co najmniej jeden pociąg. Szczęśliwie nie wykoleił się.
Na tej samej linii kolejowej odnotowano dwa kolejne incydenty: uszkodzenie około 60 metrów trakcji energetycznej oraz, kilkaset metrów dalej – metalową obejmę założoną na torach. W pierwszym przypadku zerwany kabel energetyczny uderzył w wagon przejeżdżającego pociągu, w którym było 475 pasażerów i rozbił szybę w jednym z wagonów. Nikomu nic się nie stało. Również obejma na torze nie spowodowała wykolejenia pociągu.
Na miejscu zamachu, w poniedziałek rano obecni byli m.in. premier Donald Tusk, szef MSWiA Marcin Kierwiński i minister koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak oraz szef Komendy Głównej Policji Marek Boroń.
Wszystkie te zdarzenia bada specjalny zespół. W jego skład weszli prokuratorzy, funkcjonariusze CBŚP oraz ABW.
Z ustaleń służb wynika, że zamachowcami (szczęśliwie nieskutecznymi) byli dwaj Ukraińcy. Jesienią przedostali się do Polski z Białorusi. Jeden z nich był skazany we Lwowie, w maju, również za akty dywersji. Obaj od dłuższego czasu mieli współpracować z rosyjskimi służbami – jak już we wtorek, w Sejmie poinformował premier Donald Tusk.
Niestety terroryści uciekli do Białorusi przez przejście w Terespolu. Służby polskie nie zdążyły ich zatrzymać. Na ekstradycję zapewne nie mamy co liczyć. W środę rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Jacek Dobrzyński poinformował natomiast o pierwszych zatrzymaniach w Polsce kilku innych osób powiązanych z zamachem. Nieoficjalnie mówi się, że to także Ukraińcy.
Minister sprawiedliwości, prokurator generalny, Waldemar Żurek, już w poniedziałek, gdy jeszcze sprawcy nie byli znani, powiedział na konferencji prasowej, że nie będzie miejsca na ziemi, gdzie oni się ukryją. Chyba nieco poniosły go emocje. Nie ma się jednak co dziwić. Pomijając okres II wojny światowej, nie było jeszcze w Polsce, w czasie pokoju, takiego zamachu. Ostatni miał miejsce w 1924 roku pod Starogardem Gdańskim, gdzie rozkręcono szyny i wykoleił się jadący do Berlina międzynarodowy pociąg. Zginęło wówczas 29 osób.
Nic dziwnego, że dla społeczeństwa wydarzenia z ostatnich dni są wstrząsem, bo wszyscy poczuli się zagrożeni. Ten strach wzmocnił apel Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. „Twoja czujność chroni nas wszystkich. Jeśli zauważyłeś coś niepokojącego, usłyszałeś nietypowy dźwięk lub widziałeś podejrzane zachowanie – nie wahaj się reagować. Każdy sygnał może mieć znaczenie. Zgłoś to odpowiednim służbom. Ktoś robi zdjęcia obiektów użyteczności publicznej? Ktoś podejrzany kręci się wokół jednostki wojskowej, dworca, mostu? Ktoś operuje dronem przy elektrowni czy innym obiekcie infrastruktury krytycznej? Powiadom odpowiednie służby.”
Dodatkowo, w środę premier Donald Tusk wprowadził trzeci (są cztery) antyterrorystyczny stopień alarmowy „Charlie” na określonych liniach kolejowych. Może to utrudnić nam podróże poprzez policyjne i wojskowe kontrole osób i pojazdów, zamknięcie niektórych części dworców itp.
Czy powinniśmy zacząć się bać, że dojdzie do prób kolejnych aktów terrorystycznych? Rząd tak przypuszcza. Do tej pory sabotaże dotyczyły podpalenia obiektów przemysłowych i logistycznych m.in. w Warszawie przy ul. Marywilskiej, magazynów w Markach, obiektów DHL, były próby podpaleń we Wrocławiu, ale tak niebezpiecznie jak w przypadku ostatniego zdarzenia, jeszcze nie było.
Rosja do tych zamachów często wykorzystuje Ukraińców, bo dzięki temu łatwiej ukryć zleceniodawcę. Poza tym, oprócz zastraszania społeczeństwa polskiego uzyskują jeszcze jeden efekt, narastającą niechęć do Ukrainy i dalszej pomocy dla tego państwa.
Terroryzm żywi się strachem. Wszelkie zamachy mają służyć destabilizacji w państwie, poruszeniu społeczeństwa. Ale także wywołują zaostrzenie działań służb policyjnych i ograniczenie wolności … na które zazwyczaj godzimy się w imię bezpieczeństwa. Strach jest jednak mocno nieprzyjemnym uczuciem. Szukamy sposobów jego ograniczenia, znalezienia winnych. W naszym, polskim przypadku tymi winnymi mają być Ukraińcy. Nie tylko dlatego, że są narzędziem używanym przez swoich mocodawców. Gdyby nie prowadzili wojny z Rosją, gdyby nie próbowali nas w nią wciągnąć, byłoby bezpiecznie. I o takie właśnie myślenie chodzi zleceniodawcom zamachowców.
Oczywiście znajdą się tacy, którzy uwierzą, że za aktami terroru stoi państwo ukraińskie, chcące nas w ten sposób wciągnąć w ich wojnę. Wszak wielu z Ukraińców nie lubi Polaków, nie chce darować przymusowych wysiedleń, akcji Wisła… podobnie jak my nie możemy im darować mordów na Wołyniu, odebrania Wilna, Lwowa. Ale niezależnie od naszych sympatii, lepiej mieć granicę z niezależną Ukrainą niż z imperialną Rosją. To powinno być oczywiste.
Patrzmy na każdego obcego jak na potencjalnego wroga naszego świętego spokoju. Przegonimy obcych, a Ukrainę zostawmy samą sobie. To także narracja skrajnie nacjonalistycznych ugrupowań. Tylko gdy nam ktoś będzie zagrażał, nasi sąsiedzi zareagują tak samo.
Jest też druga strona medalu. Już w tym roku mamy wydać na obronność aż 4,7 proc. Produktu Krajowego Brutto (PKB), gdy średnia Unii Europejskiej wynosi zaledwie 2,1 proc. Tak ogromne wydatki uzasadniają konieczność zaciskania budżetowego pasa, a zatem ograniczenia w innych wydatkach dla społeczeństwa. Obietnice wyborcze trafiają zatem do zamrażarki. Przestraszeni, łatwiej to przyjmiemy.
Krzysztof Zając, Polska, Łódź


