Jerzy Leszczyński – Od Europodów dla Antypodów – 80. rocznica Hiroszimy i Nagasaki
Share
Zdjęcie ilustracyjne pexels.com
Życie atomowe (Świat na głowicy atomu)
ZACZYNAŁ SIĘ PONIEDZIAŁEK 6 sierpnia 1945 roku. O godzinie 2.45 według tamtejszego czasu z amerykańskiej bazy lotniczej na wyspie Timian w archipelagu Marianów jeden po drugim wystartowało siedem bombowców, biorąc kierunek w stronę Japonii celem zbombardowania w Hiroszimie na wyspie Honsiu ważnej japońskiej bazy wojskowej, będącej siedzibą marszałka polnego Shunroku Hata. Pośród eskadry znajdował się Boeing B-29 nazwany Enola Gay, pilotowany przez trzydziestoletniego pułkownika Paula Warfielda Tibbetsa Juniora pochodzącego z Quincy w stanie Illinois. Lot trwał ponad sześć godzin wliczając godzinę różnicy z japońskim czasem JST. Bombardowanie Hiroszimy rozpoczęło się o 8.09. Dokładnie o 8.15, z wysokości 9400 metrów pułkownik Tibbets odczepił ostatnie bomby, poczem skierował się na południe, z powrotem ku okupowanej przez Stany Zjednoczone Okinawie. Specjalną Misję 13 zakończono. Po czterdziestu czterech sekundach silna fala wstrząsnęła jego samolotem, a też pozostałymi. Dopiero po powrocie do bazy dowiedział się, co zaszło: pomiędzy jego bombami ukryta była jedna szczególna: Little Boy (Chłopczyk) zawierająca 64 kilogramy Uranu-235. Bomba atomowa. Pułkownik Tibbets do końca swego życia, a żył 92 lata twierdził, że on nic o takowej nie wiedział, dopóki nie zdarzyła się opisana tragedia. Raczej nikt mu w owe bajki nie wierzył.
Trzy dni później, 9 sierpnia 1945 roku o godzinie 3:47, z tejże samej bazy lotniczej na wyspie Timian wystartowała eskadra złożona z sześciu samolotów, pośród nich bombowca B-29 Bockscar pilotowanego przez 25-letniego majora Charlesa Williama Sweeneya. Celem ataku tym razem było uprzemysłowione miasto Nagasaki, położone na południu wyspy Kiusiu, jeden z najważniejszych portów Japonii. Bomba Fat Man (Grubas), wypełniona plutonem 239 spadła na miasto dokładnie o 11.02. Precyzyjnej liczby ofiar obu ataków nigdy nie ustalono. Szacuje się, że bomba Little Boy zabiła w Hiroszimie od 90.000 do 166.000 ludzi, Grubas w Nagasaki pomiędzy 60 tys. a 80 tys. To szacowane liczny ofiar bezpośrednich, nie uwzględniające dalszych tysięcy zmarłych z przyczyny późniejszego napromieniowania. Dokładna liczba ofiar nie jest możliwa do ustalenia.
Stany Zjednoczone, a konkretnie ich prezydent Harry S. Truman, w roku 1945 liczący sobie 61 lat, przygotowany miał plan dalszych ataków atomowych na Japonię, ale do nich nie doszło, ponieważ 2 września rząd Japonii się poddał, zapobiegając dalszym podobnym tragediom w swoim kraju. Mocarstwowy prezydent Truman tłumaczył, iż o ataku na Japonię rozmyślał już w styczniu 1945 roku, od kiedy był wiceprezydentem USA, bowiem chciał się zrewanżować za atak japońskiego lotnictwa na bazę wojskową w Pearl Harbor na Hawajach w dniu 7 grudnia 1941 roku, jeszcze za kadencji Franklina Delano Roosevelta. Rozważał cztery warianty: (1) nasilenie konwencjonalnych bombardowań japońskich miast; (2) frontalny atak na Japonię i zajęcie jej terytorium; (3) zrzucenie bomby atomowej na którąś z bezludnych japońskich wysepek, dla zademonstrowania swej przewagi i wreszcie (4) zrzucenie takiej na teren zaludniony. Wybrał ów czwarty, choć doskonale zdawał sobie sprawę z jego tragicznych konsekwencji. Warto w tym miejscu przypomnieć, że japoński atak na Pearl Harbor przyniósł 2471 ofiar z czego 68 cywilów, dwie bomby atomowe być może nawet ponad ćwierć miliona, głównie cywilnych.
*
HENRI BECQUEREL, paryski fizyk, w roku 1896 odkrył właściwości promieniotwórcze pierwiastka zwanego uranem, co skłoniło polskiego pochodzenia badaczkę, Marię Skłodowską-Curie, wówczas trzydziestoletnią i zamężną, do bliższego zainteresowania się owym zjawiskiem. Becquerel efekty uranowego promieniowania obserwował na kliszy fotograficznej, dla Marii jej mąż, Pierre Curie, wraz ze swym bratem skonstruowali bardzo czuły aparat nazwany elektrometrem, który pozwalał na pomiar natężenia owego promieniowania. Wkrótce oboje współmałżonkowie Curie odkryli dwa nowe pierwiastki promieniotwórcze, które nazwali polonem i radem. W roku 1903 wspólnie z Henrim Becquerelem otrzymali za badania nad zjawiskiem promieniotwórczości Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki. W latach 1936-1939 austriacka fizyk, Lise Meitner, razem z Otto Robertem Frischem prowadzili w laboratorium Otto Hahna w Berlinie badania nad rozszczepianiem jąder ciężkich pierwiastków przez zderzanie ich z innymi cząsteczkami, co prowadziło do wytwarzania wielkiej ilości energii. Rezultaty swoich badań austriacka para przedstawiła w roku 1939 w Sztokholmie. Obecny na prezentacji duński fizyk Niels Enrik David Bohr jeszcze w tym samym roku o prowadzonych w Berlinie badaniach poinformował uniwersytet Harward, w ten sposób rozszczepianiem atomów ciężkich pierwiastków interesując fizyków amerykańskich. Tych, zgodnie z tamtejszą doktryną wojenną, znacznie bardziej zainteresowało zastosowanie pionierskiego odkrycia nie dla ratowania ludzi w różnych operacjach medycznych, lecz dla zabijania ich potężnymi bombami o niemożliwej do poskromienia energii.
Detonatorem stał się wspomniany już japoński atak na bazę w Perl Harbor na amerykańskiej wyspie Oahu w archipelagu Hawajów. Japończycy zatopili tam albo poważnie uszkodzili, 16 amerykańskich okrętów wojennych i zniszczyli 188 samolotów bojowych. Prezydent Roosevelt takiego wstydu nie zdzierżył. Wezwał przed swe oblicze do Białego Domu dwóch generałów: Jamesa Marshalla i Kennetha Davida Nicholsa, stanowczo powierzając obu stworzenie programu badań nad skonstruowaniem amerykańskiej bomby nuklearnej, zdolnej zadawać śmierć z przeogromną mocą. Tak oto, zaraz w roku 1942, powstał w uniwersytecie Los Angeles zespół kilkudziesięciu naukowców nazwany Manhattan Project (Projekt Manhattan), nad którym nadzór ze strony armii otrzymał generał Leslie Richard Groves, zaś dyrektorem naukowym mianowany został zdolny amerykański fizyk żydowskiego pochodzenia Robert Oppenheimer, urodzony w roku 1904 w nowojorskiej dzielnicy Manhattan (stąd też nazwa programu). Do naukowej współpracy generał Groves, za zgodą prezydenta Roosevelta, zaprosił też fizyków brytyjskich i kanadyjskich. Po z górą trzech latach trud naukowców zwieńczył dzieło i dyrektor Oppenheimer postanowił przeprowadzić próbę generalną nazwaną Trinity, na pustynnym poligonie w pobliżu Alamogordo, w stanie Nowy Meksyk. Z laboratorium do stacyjki Pope na początek wieziono nuklearną maskotkę specjalnym pociągiem, a dalej traktorem z przyczepą, bo przecież ważyła sporo. Wyniki testu zadowoliły wszystkich, zwłaszcza nowego prezydenta Harry S. Trumana. Ten, kolejne dwa testy, postanowił przeprowadzić z udziałem żywych ludzi w Hiroszimie i w Nagasaki, znacząc w historii ludzkości całkiem nową erę, nuklearną.
*
ZWIĄZEK Socjalistycznych Republik Radzieckich z początku na to wszystko zdrętwiał. Józef Stalin pojął, że nagle oto Harry Truman z całą resztą swoich Sojedinnionnych Sztatów zyskał nad nim i nad jego CCCP przeogromną przewagę. Natychmiast wezwał przed swoje kremlowskie oblicze niejakiego Igora Wasiljewicza Kurczatowa, pochodzącego z uralskiego Somskiego Zawodu, zdolnego, czterdziestodwuletniego fizyka, któremu zamknięto moskiewskie laboratorium w 1941 roku, kiedy wybuchła radziecka wojna z hitlerowskimi Niemcami. Teraz inżynier Kurczatow nagle powrócił do łask dyktatora. W roku 1943 mianowany został dyrektorem Instytutu Energii Atomowej Akademii Nauk ZSRR w Moskwie (aktualnie Narodowe Centrum Badawcze, Instytut Kurczatowa). W tym okresie szpiedzy pracujący na rzecz ZSRR, głównie Klaus Fuchs, zdołali wyrwać Amerykanom szczegóły programu Manhattan, Kurczatow był wszak przeciwny próbom z bombą atomową. Pomimo tego, iż stalowy Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili stanowczo nakazał mu zajęcie się konstruowaniem „bomby z jądrami”, szlachetny Igor na początek zajął się zbudowaniem reaktora atomowego dla pierwszej na świecie elektrowni atomowej i wykorzystaniem energii nuklearnej dla celów pokojowych, a nie dla pozbawiania ludzi życia. Elektrownia taka powstała w roku 1946 w Obninsku, na terenie obwodu kałuskiego. Stalowy Stalin wszak nie popuszczał. Naciskany przez nieustępliwego Gruzina akademik Kurczatow skonstruował dlań w końcu bombę atomową RUS-1, której detonacji dokonano 29 sierpnia 1949 roku, na poligonie w okolicach kazachskiego Semipałatyńska.
Kiedy w dniu 21 września 1955 roku przeprowadzono na arktycznej Nowej Ziemi (o wyspie pisaliśmy w wydaniu Tygodnika Polskiego z 6 lutego 2025) podwodną próbę z atomową torpedą Obiekt 700, którą wraz z Igorem Kurczatowem i jego asystentem Andriejem Sacharowem obserwował Nikita Chruszczow, sekretarz generalny Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, 52-letni fizyk oznajmił mu, że chciałby energię atomową wykorzystywać jedynie dla dobra ludzkości. W odpowiedzi usłyszał: „Ty lepiej zajmuj się swoją nauką. O politykę zadbamy my”. Igor Kurczatow, nazywany „ojcem rosyjskiej bomby atomowej” zmarł w Moskwie 7 lutego 1960 roku, przeżywszy zaledwie 57 lat. Jego następcą został Andriej Sacharow, późniejszy konstruktor pierwszej rosyjskiej bomby wodorowej. Tak oto ZSRR stał się drugą potęgą nuklearną świata.
*
PRZYJĘCIE w dniu 12 marca 1947 przez Kongres USA Doktryny Trumana głoszącej, że „Stany Zjednoczone powinny pomagać narodom, które przeciwstawiają się (…) przejęciu siłą władzy (prezydentowi USA chodziło w niej przede wszystkim o politykę zagraniczną ZSRR wobec krajów Europy Wschodniej) zaostrzyło napięcie pomiędzy obu mocarstwami. Wejście dwa lata później przez Związek Radziecki w posiadanie bomby atomowej jeszcze bardziej wzmogło owo napięcie. Historycy powiadają, że to owego dnia rozpoczęła się Zimna Wojna, która potrwać miała aż do roku 1991, a ponieważ sytuacja stawała się coraz bardziej niebezpieczna, kolejne kraje podjęły prace nad skonstruowanie własnych bomb atomowych. Pierwsi przystąpili do dzieła BRYTYJCZYCY. Nie bacząc na podpisaną w Montrealu konwencję ze Stanami Zjednoczonymi oraz z Kanadą o niepodejmowaniu samodzielnych prób nuklearnych, jeszcze w roku 1948 rozpoczęli prace nad własną bombą atomową. Pod kierunkiem marszałka Royal Air Force Sir Charlesa Frederica Portala i profesora Williama George’a Penney w roku 1948 przystąpili do pracy, zakończonej sukcesem. Cztery lata później, 3 października w 1952 roku, w ramach Operacji Hurricane dokonali eksplozji Hurricane, pierwszej brytyjskiej bomby atomowej z wykorzystaniem plutonu. Miało to miejsce w głównej zatoce niezamieszkanej wysepki Trimouille w archipelagu Montebello, 140 kilometrów od Karratha, miasta portowego w Zachodniej Australii. Wkrótce Wielka Brytania objawiła, iż jest trzecim mocarstwem atomowym świata, po Stanach Zjednoczonych i Związku Radzieckim.
FRANCJA stała się kolejnym, czwartym w historii państwem posiadającym oręże atomowe. Pracą nad jego powstaniem kierował paryski chemik Bernard Goldschmidt, syn belgijskiego Żyda, mający ku pomocy trzech innych uczonych, którymi byli Pierre Guillaumat, Yves Rocard i z ramienia francuskiej armii generał Charles Ailleret. Zbożny trud się powiódł i wspólne dzieło nazwane Gerboise bleue (Niebieski myszoskoczek) opuściło laboratorium w styczniu 1960 roku. Zaraz bombę przewieziono na afrykańską Saharę, dla przeprowadzenia próby, co miało miejsce w algierskim regionie Reggane, przy granicy z Mali i Mauretanią. W okresie późniejszym wszak Francuzi testowanie swoich bomb atomowych przenieśli na archipelag Kerguelen, położony na południowym Pacyfiku, w jego obszarze antarktycznym, gdzie dokonują ich do dziś.
*
W PODĄŻANIU śladami bomby atomowej trzeba nam teraz przenieść się na kontynent azjatycki, konkretnie zaś do CHIN Mao Ze-Donga (dawniej MaoTse Tunga). Mao, po chińsku kocur, też koniecznie chciał mieć swoją atomową bombkę, ażeby móc zabawiać się nią niczym myszką. Najchętniej raz jeszcze przywaliłby Japończykom w Hiroszimę, a trzy dni później w Nagasaki, bo nie za bardzo przypadali mu do gustu, choć też oczy miewają ukośne. Realizację zamysłu Mao powierzył fizykowi o nazwisku Deng Jiaxian, do tego zaś doszusowali trzej inni: Quian Sanqiang, Guo Yonghuai i jeszcze Peng Huanwu. To, co się z owego wspólnego trudu zrodziło, zapewne obdarzone zostało płcią żeńską, ponieważ bombce nadano imię Miss Qiu. Pierwszej w swej historii próby nuklearnej Chińczycy dokonali 16 października 1964 roku na poligonie Lop Nur w prowincji Xinjiang. Atomowy wyścig zbrojeń ani na chwilę nie ustawał.
HINDUSI na widok chińskiej Miss Qiu na początek jakby nieco oślepli, później rząd ich zbiorowo doznał palpitacji komór sercowych, zaś na koniec trzepotania wszystkich kiszek naraz. Jakże to!? Ich odwieczny wróg zza Himalajów ma bombę atomową? Zacna Indira Priyadarshini Gandhi zaraz na początku swojego pierwszego premierowania, w roku 1967 postawiła kwestię bomby przed całym gabinetem jasno: skoro kocur Mao ma swoją Miss Qiu, to my musimy mieć swojego Mistera, żeby wzajemnie na siebie nastawali! Pani premier Gandhi, owładnięta mocarstwowymi żądzami, zarzuciła sieć, do której złowiła wówczas 42-letniego naukowca nazwiskiem Raja Ramanna, pochodzącego z Mysuru w stanie Karnataka, ale doktoryzowanego w londyńskim King’s College. Poleciła utworzyć dlań w Bombaju centrum badawcze Bhabha Atomic Research Centre, w którego laboratoriach uczony prowadził swoje badania w asyście armii podwładnych. Po siedmiu latach doktor Raja Ramanna stworzył najnowsze w historii indyjskich religii wyobrażenie Buddy: Smiling Buddha („Roześmianego Buddę”) – takim kryptonimem nazwany został cały program badawczy, a też test atomowy przeprowadzony 18 maja 1974 roku na pustyni w Radżastanie, niedaleko granicy z islamskim Pakistanem. Wszak indyjski „ojciec bomby atomowej” na imię miał Raja, a to się wymawia Radża. Fala uderzeniowa zatrzęsła całym Pakistanem.
TYMCZASEM 22 września w 1979 roku jeden z grupy amerykańskich satelitów szpiegowskich, okrążających ziemię w ramach programu Vela Hotel, zarejestrował dwa niezwykle silne błyski na południowym Atlantyku, w okolicach niezamieszkanego archipelagu Prince Edward Islands, usytuowanego pomiędzy Republiką Południowej Afryki, a Antarktydą. Dokładniejsza analiza wykazała, iż chodziło o eksplozję atomową na powierzchni oceanu. Z początku o niecny incydent posądzano Brytyjczyków, a nawet Hindusów, ale wkrótce dokładniejsze analizy wykazały, iż samolot z bombą nadleciał z północy. Podejrzenie padło na IZRAEL, choć jego rząd nigdy nie przyznał się do nielegalnej próby atomowej. I cóż się okazało? Oto w roku 1959 Izrael, z błogosławieństwem Davida Ben Guriona, premiera drugiej kadencji uruchomił Soreq Nuclear Research Centre na południe od Tel Avivu, pomiędzy miejscowościami Palmachim i Yavne. Wkrótce na pustyni Negew, po której przez czterdzieści lat wędrowali Izraelici po wyjściu pod wodzą Mojżesza i Aarona z Egiptu, powstało Negev Nuclear Research Centre of Dimona, kierowane przez doktora chemii Ernsta Davida Bergmanna, nazywanego ojcem izraelskiego programu nuklearnego. Dziś nikt nie ma wątpliwości, że Izrael oręże atomowe posiada co najmniej od Vela Incident, od roku 1979.
WSTRZĄŚNIĘCIE, jakiego doznał islamski PAKISTAN po próbie Roześmianego Buddy w indyjskim Radżastanie sprawiło, że rząd owego kraju natychmiast przystąpił do badań nuklearnych, bo też chciał mieć taką samą bombkę, a najlepiej jeszcze silniejszą, żeby wrogą Indię móc nią znieść z powierzchni ziemi, najlepiej aż po Indonezję, skuteczniej niż tsunami. Ambitne owo zadanie powierzył instytucji nazwanej The Pakistan Institute of Nuclear Science & Technology z siedzibą w Nilore, nieopodal Islamabadu, istniejącej od roku 1965. Dyrygentem programu pakistański rząd oraz prezydent Hazal Ilahi Chaudhry uczynili fizyka Abdula Qadeera Khana, ale to nie im dane było oglądać rezultaty jego prac, bowiem te przeciągały się ponad dwadzieścia lat. Jedenastego i trzynastego maja w roku 1998, dla zademonstrowania swej siły Indie przeprowadziły0 Operation Shakti, detonując na pustkowiach Radżastanu aż pięć bomb nuklearnych. W odpowiedzi Pakistan, w dniu 28 maja tegoż roku, w ramach operacji Chagal-1 dokonał detonacji również pięciu bomb atomowych, co miało miejsce w górzystych terenach Tas Kuh na terenie Beludżystanu. Całą ową akcją, co zrozumiałe, kierował „tata” Abdul Qadeer Khan. Dzień 28 maja obchodzony jest w Pakistanie uroczyście jako Youm-e-Tarbeer (Dzień Wielkości).
OSTATNIM jak dotychczas krajem posiadającym ładunki nuklearne jest KOREAŃSKA REPUBLIKA LUDOWO–DEMOKRATYCZNA. W lipcu 1964 roku, jeszcze za czasów Kim ir-Sena, założyciela KRL-D uruchomiono tam pierwszą elektrownię atomową w Yongbyon, niecałe dwie dekady później, z udziałem specjalistów z Niemieckiej Republiki Demokratycznej, a też Polaków dokończono budowanie Yongbyon II. W owych czasach energia nuklearna w Korei Północnej wykorzystywana była wyłącznie dla celów pokojowych. Podobno sam Kim ir-Sen, na krótko przed swą śmiercią w roku 1994, miał wyrazić z siebie dumę, że nie zgodził się na podjęcie prac nad wyprodukowaniem takiej bomby, choć nań nalegano. Sytuacja zdecydowanie zmieniła się za rządów jego syna, Kim Dzong-Ila (1994 – 2011). Zaraz po dojściu do władzy ów nakazał zbudowanie w Yongbyon centrum badań nuklearnych, a w Yongdok-tong, 45 kilometrów dalej na północ, wielkiego ośrodka dla przeprowadzania prób nuklearnych. W obu instytucjach zatrudnieni zostali wysokiej klasy specjaliści, którzy wcześniej studiowali w Związku Radzieckim – co zrozumiałe w wypadku hermetycznie zamkniętej północnej Korei, ich imion ani nazwisk się nie ujawnia. Tak czy owak w dniu 9 października 2006 roku, w obecności wodza Kim Dzong Ila, przeprowadzony został pierwszy próbny wybuch bomby atomowej w tym kraju i w ten sposób Korea Północna weszła do grona państw dysponujących owym niszczycielskim orężem. Często zdarza się, że swe nuklearne pociski detonuje w wodach Morza Japońskiego, wywołując powszechne oburzenie. Ogromniaste głowice nuklearne z dumą prezentuje się na ogromnych lawetach w stołecznym Pjongjangu (Phenianie), podczas uroczystej defilady w dniu 9 września, narodowego święta KRL-D, dla upamiętnienia założenia ludowo-demokratycznej republiki.
*
DZIEWIĘĆ KRAJÓW na razie posiada arsenały nuklearne, ale jestem pewien, że wkrótce będzie ich znacznie więcej, bowiem światowi przywódcy, a też lokalni kacykowie, w pokoju i spokoju żyć nie umieją, ani też nie chcą. W czasach dzisiejszych świat cały, a już zwłaszcza dziennikarzy, niepokoi IRAN. Kraj ten tymczasem posiada zaledwie jedną elektrownię atomową (Bushehr) i buduje dwa nowe reaktory oraz centrum wzbogacania uranu. Tymczasem ponad dwa i pół razy mniejsza UKRAINA posiada piętnaście elektrowni atomowych z dwudziestoma reaktorami. A dlaczegóż zagiąłem akurat na Ukrainę? Albowiem w październiku 2024 roku jej prezydent przedstawiając w Brukseli na spotkaniu z przywódcami paktu NATO swój „plan zwycięstwa” jak zwykle zażądał więcej uzbrojenia wspominając, iż gdyby miał to atomowe, szybciej zakończyłby wojnę (!) To jedynie dowodzi, jakiego pokroju przywódców hoduje się w szerokim świecie polityki.
W dniu 27 lipca 1957 roku powstała Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (IAEA) z siedzibą w Wiedniu, tuż na brzegu pięknego, modrego Dunaju i zrzeszająca aktualnie 180 państw, nawet od roku 1957 Państwo Miasto Watykan (!) I teraz proszę sobie wyobrazić: owa szlachetna organizacja nie posiada mocy kontrolowania arsenałów nuklearnych państw posiadających uzbrojenie masowego rażenia (!) Te kontrolują się albo i nie, zawierając pakty dwustronne. O ile wiadomo, takowych nigdy z nikim nie zawarły Indie, Izrael, Korea Północna ani Pakistan, mogą zatem w świetle międzynarodowego prawa czynić, cokolwiek żywnie się mi podoba. Proszę też zwrócić uwagę, że ja w podobnych jak dzisiejsza kwestiach nie używam zakłamującego terminu „broń masowego rażenia” (masowej zagłady), lecz uzbrojenie (oręże) masowego rażenia (zagłady), pociski nuklearne nie są przecież żadną bronią, nie służą do bronienia się natomiast do napadania, atakowania i masowego siania śmierci. Czyż w Hiroszimie i w Nagasaki Amerykanie się bronili? Że też jeszcze nikomu nie przyszło do głowy zweryfikowanie wojennego słownictwa!
A tymczasem uzbrojenie atomowe opisanych dziewięciu krajów z roku na rok staje się coraz bardziej wyrafinowane. Na samym początku chodziło o zwykłe bomby i bombki o ogromnej sile, podczepiane do samolotów i nimi przewożone. Szybciutko wszak znaleziono dla podobnych miejsce pod wodą; w dniu 2 stycznia 1954 roku w porcie Groton w amerykańskim stanie Connecticut zwodowano w wody podwodny okręt USS Nautilus, który wyposażono w torpedy atomowe. Wyścig zbrojeń przeniósł się w głąb mórz i oceanów. Wkrótce śladami wielkiego rywala zza Czukotki podążył Związek Socjalistycznych Republik Rad. W sierpniu roku 1957 w Mołotowsku (aktualnie Siewierodwińsk) w obwodzie archangielskim rozpoczął służbę okręt K3 Leninskij Komsomoł, pierwsza jadiernaja podwodnaja łodka ZSRR. W tych samych dniach na poligonie Bajkonur w Kazachstanie przetestowano pierwszą rakietę R7 Siemiorka, zdolną przenosić nuklearne pociski nawet na inne kontynenty. Czwartego października 1957 roku taka sama rakieta, z tego samego miejsca wyniosła na orbitę Sputnika 1, pierwszego sztucznego satelitę Ziemi. Zanosiło się, że wyścig atomowy szybko przeniesie się w przestrzeń kosmiczną.
Bywa niekiedy, że niektóre potęgi posiadające atomowe oręże porozumieją się i podpiszą jakieś rozsądne porozumienie. Tak stało się 27 stycznia 1967 roku. Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Związek Radziecki podpisały Outer Space Treaty (Traktat o Przestrzeni Kosmicznej) zakładający pokojowe jej wykorzystywanie i zakaz przenoszenia do niej pocisków nuklearnych. Podpisaną przez owe trzy mocarstwa umowę, sporządzoną po angielsku, francusku, rosyjsku, hiszpańsku, chińsku i arabsku w dalszych miesiącach sygnowało 117 innych państw; weszła ona w życie 10 października w 1967 roku. O ile mi wiadomo, przynajmniej na razie postanowienia traktatu są respektowane. Nawet przesławne United States Space Force (Siły Kosmiczne Stanów Zjednoczonych) na razie nie rozmieściły głowic nuklearnych na poczciwym Księżycu.
Na ziemi jednak moratoria atomowe między państwami wyglądają wszak różniście. Prawda, są podpisywane, ale w każdej chwili można je zerwać, kiedy sytuacja staje się nieco bardziej napięta. Przykładem te podpisywane pomiędzy dwiema super potęgami: Stanami Zjednoczonymi Ameryki Północnej i Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich, przejęte przez Rosyjską Federację. Oba mocarstwa podpisały ich pięć, ostatnie w 2010 roku. Do wzrostu napięcia w czasach Zimnej Wojny doszło szczególnie w latach 1983 i 1991, kiedy oba kraje postawiły swe floty atomowe w stan najwyższej gotowości bojowej. Na początku sierpnia 2025 roku zacny Donald Trump, prezydent Stanów Zjednoczonych zagroził zmobilizowaniem swej floty atomowej przeciwko Rosji, jeśli jej prezydent Wladimir Putin nie zgodzi się na podjęcie rozmów na temat zakończenia wojny w Ukrainie. Czym się to skończy, czas wkrótce pokaże. Na razie wielcy światowi politycy jąder używają jedynie podczas poczynań seksualnych, a nie nuklearnych, co świat napawa pewną otuchą choć to przecież szybko może się zmienić. Każde porozumienie może stać się nieporozumieniem.
*
NA ŚWIECIE działają aktualnie 374 elektrownie atomowe z 440 reaktorami, najwięcej w Stanach Zjednoczonych (94), Chinach (58), Francji (57), Rosji (37), Korei Południowej (26), Indii (20), Kanadzie (19), Ukrainie (15) oraz w Japonii (14). Wszystkie elektrownie atomowe dostarczają około dziesięciu procent zasobów światowej energii, w Stanach Zjednoczonych około dwudziestu procent, podobnie w Rosji, we Francji zaś 68 procent. Francja bez wątpienia jest aktualnie najbardziej nuklearnie zelektryfikowanym krajem świata. Po tragedii w elektrowni atomowej w Fukuszimie (marzec 2011) niemiecka kanclerz Angela Merkel tak przeraźliwie przestraszyła się prądu wytwarzanego przez zaledwie osiem reaktorów atomowych w jej kraju, że w te pędy postanowiła obezwładnić je wszystkie, co też uczyniono i dziś Republice Federalnej Niemiec pozostaje alternatywa: albo powracać do świec, albo potajemnie, może za pośrednictwem nieunijnej Albanii kupować polski węgiel z Turoszowa i Bogatyni, bo przecież ciągle, wbrew unijnym zakazom się go tam wydobywa? Czternaście z dwudziestu siedmiu krajów Unii Europejskiej: Austria, Chorwacja, Cypr, Dania, Estonia, Grecja, Irlandia, Litwa. Luksemburg, Łotwa, Malta, Polska, Portugalia i Włochy ani jednej elektrowni atomowej na swoich obszarach nie posiadają. Iberyjska Hiszpania aktualnie wykorzystuje pięć elektrowni atomowych: w Almaraz (prowincja Cáceres), Asco (prowincja Tarragona), Cofrentes (Walencja), Trillo (Guadalajara) i Vandellòs (znów Tarragona). W Almaraz i w Asco aktualnie są po dwa wytwarzające energię reaktory. Wszystkie siedem reaktorów zapewniają Hiszpanii dwadzieścia procent potrzebnej jej energii elektrycznej.
W Nowej Zelandii, 8 czerwca 1987 roku, na wniosek rządu Davida Lange tamtejszy Parlament przyjął decyzję o utworzeniu owego państwa „nuclear free zone, disarmament and arms control acts” czyli „strefą wolną od uzbrojenia nuklearnego, [obszarem] rozbrojenia i kontroli działań zbrojnych”. Owo antypodowe państwo nie dość, że nie posiada nawet jednego reaktora atomowego to jeszcze nie zezwala na utworzenie na swoim obszarze żadnej obcej bazy nuklearnej ani na wpłynięcie na swoje wody terytorialne żadnego okrętu atomowego. Australia w roku 1958 uruchomiła centrum badawcze w Lucas Heights, południowym przedmieściu Sydney, z brytyjskim reaktorem atomowym HIFAR. W dniu 12 sierpnia 2006 roku wysłużony reaktor zastąpiono nowym, australijskim o nazwie OPAL. Australijski reaktor atomowy używany jest jedynie do badań i testów naukowych, zwłaszcza dla medycyny (diagnostyka i radioterapia), nie zaś do wytwarzania bomb. Dodam, że zarówno Australia jak też Nowa Zelandia są członkami paktu wojskowego ANZUS (Australia – New Zealand – United States), jednakże nie ugięły się pod amerykańskim naciskiem.
Od 4 stycznia 1955 roku swój Instytut Badań Jądrowych imienia profesora Andrzeja Sołtana, polskiego fizyka jądrowego, zlokalizowany w Świerku (aktualnie dzielnica Otwocka) ma też Polska. Za mej młodości wmawiało się naiwnym obywatelom, że jego pierwszy reaktor EWA podarował Polsce szczodrobliwy Związek Radziecki tymczasem wcale nie tak to było. Radziecki rząd wystawił do sprzedaży krajom socjalistycznym swój reaktor jądrowy typu WWR-S, żądając zań piętnaście milionów ówczesnych dolarów USA, na co nie znalazł się nikt chętny. W roku 1956 polski premier Józef Cyrankiewicz wysłał do Moskwy delegację rządową celem podjęcia negocjacji, w rezultacie których Radzieccy zniżyli wartość zabawki do 5,5 miliona dolarów USA i za taką cenę trafiła ona do Polski w roku 1958. Tu nazwano reaktor Eksperymentalnym Wodnym Atomowym, w skrócie EWA. Reaktor wiernie służył Polsce przez 37 lat; w roku 1995 wyłączono go z przyczyny nadmiernego zużycia licznych jego elementów. W latach późniejszych na jego podobieństwo zbudowano w Polsce inne reaktory: Maria (nazwany na cześć Marii Skłodowskiej-Curie), Anna, Maryla, Agata i na koniec reaktor UR-100 Wanda. Aktualne Narodowe Centrum Badań Jądrowych w Świerku a też powstałe w roku 1983 Instytut Problemów Jądrowych oraz Instytut Chemii i Techniki Jądrowej pracują jedynie dla wykorzystania energii nuklearnej w celach pokojowych. Jedyny działający aktualnie reaktor Maria wytwarza też prąd elektryczny na lokalne potrzeby. W dniu 31 maja roku 1982 roku na miejscu częściowo zrównanej z ziemią wsi Kartoszyno w powiecie puckim rozpoczęto budowę Elektrowni Jądrowej „Żarnowiec”. Prace postępowały w przyzwoitym tempie niestety znacznie hamowane były przez protesty aktywistów a też miejscowej ludności, zwłaszcza po historycznym wybuchu reaktora w ukraińskim Czernobylu (1986). Ostatecznie, w roku 1989 budowanie wstrzymano i niedoszła elektrownia znajduje się w stanie likwidacji choć kilkakrotnie – po raz ostatni w roku 2014 próbowano powrócić do jej budowania. Wtedy to z inicjatywy pani premier Ewy Kopacz trud podjęty został na nowo, z planem ukończenia budowy w roku 2024. Powoli dobiega końca 2025, a o Żarnowcu ani w Polsce, ani poza nią nic nie słychać. A świat tymczasem coraz bardziej się atomizuje.
* * *
Z HISTORII LUDZKOŚCI wynika, że człowiek nie potrafi a przede wszystkim nie chce żyć w stosunkach pokojowych z bliźnimi, a już zwłaszcza z tymi, co to władają inną mową i wyznają inną religię. Bezustannie też udoskonala swoje oręża, ażeby mieć je lepsze, badrziej śmiercionośne od innych. Zaczęło się od ostrego kamienia; większość biblistów wyznaje pogląd, że Kain zabił swojego brata Abla takim narzędziem zbrodni. Wkrótce bitwy i wojny toczono nożami, mieczami, łukami, kopiami, lancami i kuszami, zaś do oblegania miast powszechnie stosowano machiny oblężnicze oraz wszelkie inne katapulty miotające rozpalone pochodnie i olej, a także kamienie rozmiarów ludzkiej głowy. Postępem w technice wojennej okazał się rydwan, zwłaszcza ten egipski, do którego kół mocowano niezwykle ostre, stalowe obosieczne kosy zdolne na kawałki posiekać przeciwnika. Pierwszych „lancy miotających ogień” Chińczycy używali już w X wieku. Były nimi jednolufowe strzelby bambusowe albo metalowe, zdolne celnie strzelać na odległość kilkunastu metrów. Trzy stulecia później Arabowie udoskonalili owo oręże produkując rodzaj drewnianych, wzmocnionych żelazem armat ciskających w przeciwnika płonącymi kulami. W Europie oręże palne zaczęto stosować w drugiej połowie czternastego stulecia, choć sporo czasu upłynęło zanim najróżniejszego rodzaju armaty weszły w powszechne wyposażenie artylerii oraz flot wojennych. Z przebiegu historii wynika, iż do rozwoju typów uzbrojenia przyczyniła się Wielka Wojna (Pierwsza Wojna Światowa) podczas której, od samego początku zaczęto używać opancerzonych, miotających pociski pojazdów nazywanych wozami bojowymi, czyli po polsku czołgami. Namnożyło się też rozlicznych innych transporterów a w końcu dla zrzucania z powietrza bomb zaczęto używać aeroplanów. A w bombach stosować poczęto zabójcze gazy i środki biologiczne. Doprawdy okropność! Dziś do zabijania wykorzystuje się bezzałogowe drony.
Biuro Organizacji Narodów Zjednoczonych do Spraw Rozbrojenia doniosło w styczniu obecnego nam roku 2025, że wedle jego szacunków dziewięć „atomowych” krajów aktualnie posiada w swych arsenałach nuklearnych 12 241 bomb atomowych (!) Chodzi zarówno o te przeznaczone do zrzucania z samolotów, podczepiane do okrętów podwodnych, jak również wysyłane na wielkie odległości za pomocą potężnych rakiet balistycznych. Największą potęgą nuklearną świata jawi się aktualnie Rosja (5 580 bomb i głowic atomowych), za nią truchtają zawsze demokratyczne Stany Zjednoczone Ameryki Północnej (3 748) – w obu tych arsenałach gromadzi się łącznie 76 procent atomowych zasobów świata. A gdzie Wielka Brykania? A gdzie Francja? A gdzie Chiny? A gdzie Indie? A gdzież Pakistan? O Izraelu ani Korei Północnej wspominać nie warto bowiem one nigdy, nigdzie i nikomu skontrolować się nie pozwoliły.
Świat nasz naprawdę zasiadł na głowicy atomu. Oręża jądrowego nagromadziło się tyle, że wystarczy go do wysadzenia w przestrzeń kosmiczną całej planety Ziemi razem z jej jądrem. Jeden Pan Bóg wiedzieć raczy, co też się z owym arsenałem stanie. Ja sam pewny jestem jednego: każdy z przywódców owej atomowej dziewiątki wobec świata gra rolę potulnego, demokratycznego baranka, ale w zanadrzu z całą pewnością skrywa plan wykorzystania swojego nuklearnego arsenału przeciwko komuś, kto zajdzie mu w drogę. Tak przecież zachował się w sierpniu 1945 roku, osiemdziesiąt lat temu szlachetny Harry S. Truman, uśmiercając w Hiroszimie i w Nagasaki niemal ćwierć miliona niewinnych ludzi. I żaden trybunał sprawiedliwości nie wydał nań sprawiedliwego wyroku. A w świetle wszelkich praw ludzkich i Boskich jaśniejący na amerykańskim firmamencie prezydent Truman jak najbardziej zasługuje na miano wojennego zbrodniarza pierwszej klasy. To on przecież zainicjował rozpętanie w świecie wyścigu atomowych zbrojeń, który nie wiadomo, czym się skończy. A na razie pozostaje nam żyć w nieustającym strachu, w dzień i nocą.
Jerzy Leszczyński
5 października 2025


