LOADING

Type to search

Echa Warszawskich Salonów 26 października 2024

Kultura

Echa Warszawskich Salonów 26 października 2024

Share

W CZERWIENI

„Koniec czerwonego człowieka” – najnowsza premiera w Och-Teatrze nie nastraja optymistycznie, za to budzi wiele refleksji. Daniel Majling, słowacki dramaturg, pisarz i twórca komiksów sięgnął do książki Swietłany Aleksijewicz zatytułowanej „Czasy secondhand”, by pokazać studium psychologiczne społeczeństwa współczesnej Rosji. Jest to adaptacja bardzo udana, uwypuklająca najważniejsze wątki akcji i charakterystykę postaci, co w połączeniu z mistrzowską reżyserią Krystyny Jandy i świetną grą aktorów daje dynamiczny efekt sceniczny. Sztuka ukazuje rozterki ludzi, zagubionych w nowym świecie, który wcale nie okazał się bardziej przyjazny od poprzedniego układu; jest po prostu inny, ale rządzące nim reguły pozostały takie same. W tym aspekcie są to problemy ponadczasowe, uniwersalne. Z jednej strony „Koniec czerwonego człowieka” osadzony jest bardzo konkretnie w miejscu i czasie; pozwala zastanowić się, skąd bierze się sentyment do minionych czasów, skoro były szare, zgrzebne, ponure, nieciekawe. Jednak dotyczy to wielu społeczeństw w krajach, gdzie nastąpiła zmiana władzy i ustroju, gwałtownie odsłaniając różnice ekonomiczne, intelektualne, zawodowe. Autorka książki wydaje się być zaskoczona, że jej bohaterowie tęsknią za dawnym porządkiem lub alienują się od reszty świata. A już na pewno nie podzielają entuzjazmu do zdobyczy rewolucji. W ich życiu nic nie zmieniło się na lepsze, czują się bezsilni. Wolność, nowoczesność to dla nich puste slogany, które nic nie mówią i nie wnoszą niczego do ich mikroświata. Poza tym życie toczy się dalej, pewne reguły wciąż obowiązują. Dyskusje ideologiczne toczą się gdzieś daleko, bardziej konkretne są perypetie uczuciowe i… domowe obiady, skupiające przy stole całą rodzinę. Tak więc ogłoszenie tytułowego „końca czerwonego człowieka” wydaje się mocno przedwczesne – w każdym razie dopóty, dopóki wciąż żyją ci, którzy pamiętają, jak było. I nie jest to kwestia wyłącznie mentalności. Dramat rozgrywa się w ciekawej, chociaż dość ascetycznej scenerii Zuzanny Markiewicz, która przygotowując projekty scenografii przejrzała dziesiątki archiwalnych fotografii. Niektóre z nich można obejrzeć w programie do spektaklu. Ilustrują przykłady mody z przełomu XX/XXI wieku, wystroju wnętrz, wyglądu ulicy. Dziś wydają się jakby naprawdę z innej epoki: futra i baranie kożuszki, zamotane chustki na głowach starszych kobiet, półki w pokojach wypełnione szczelnie bibelotami, stoły przykryte koronkowymi serwetami, portretowe fotografie w ramkach, wiklinowe meble na daczach. Jednak gruba kreska między „wczoraj” i „dziś” wydaje się być bardziej umowna niż konkretna. Najważniejsze jest to, co tkwi wewnątrz w człowieku: balast wspomnień, przeżyć, doświadczeń, co daje dystans do teraźniejszości, spokojną ocenę i rodzi obawę o przyszłość.

NAGRODY FOLK

Nagrody im. Oskara Kolberga należą tradycyjnie do moich ulubionych wydarzeń w kalendarzu kulturalnych spotkań w stolicy. To najważniejsze wyróżnienie w dziedzinie kultury ludowej w Polsce, przyznawane od 1974 roku za całokształt twórczości artystom, badaczom i popularyzatorom w różnych regionach etnograficznych. Patronem nagrody jest Oskar Kolberg (1814-1890) – etnograf, kompozytor, badacz kultury ludowej obszaru dawnej Rzeczypospolitej. Podczas corocznej Gali na Zamku Królewskim w Warszawie zaproszeni goście poznają laureatów w kilku kategoriach, reprezentujących rozmaite dziedziny twórczości, wciąż żywe i kontynuowane przez młode pokolenie dzięki ich pracy. Tak było i w tym roku podczas Gali, którą prowadził Krzysztof Trebunia-Tutka, muzyk słynnej góralskiej kapeli.

W kategorii „twórcy z dziedziny plastyki i folkloru muzyczno-tanecznego” nagrodzono Annę Dunat (śpiewaczka i gawędziarka z Żywiecczyzny w województwie śląskim), która przekazuje swoja wiedzę i umiejętności, ucząc dzieci gwary i śpiewu. Grażyna i Tadeusz Kruczyńscy (z tego samego regionu) słyną z wyrabiania zabawek ceramicznych: ptaszków, baranków, ćwierkających kogucików i okaryn. A trzeba wiedzieć, że jest to rękodzieło, zatem każdy przedmiot jest niepowtarzalny i ma inny dźwięk. Helena Napierała z Suwalszczyzny popularyzuje tradycje śpiewu i regionalną gwarę. Halina Pajka tworzy mistrzowskie pisanki, palmy, bukiety z papieru, wyrabia tkaniny, haftuje, specjalizując się we wzorach kurpiowskich. Jej misterne wycinanki budzą niekłamany podziw. A Stanisława Ewa Skowysz-Mucha z Podlasia wykonuje pisanki: przez 45 lat uzbierało się ich… kilkadziesiąt tysięcy. Nagrodzono również „Mistrzów tradycji”: Anna Chuda z Biskupizny (woj. wielkopolskie) jest śpiewaczką, tancerką i gawędziarką, a jej uczennica Maria Polowczyk śpiewa, tańczy i haftuje. Za utwory opisujące tradycję, obrzędy i realia życia na wsi wyróżniono poetkę i pisarkę Barbarę Kryszczuk z Ziemi Hrubieszowskiej; za popularyzowanie i badanie folkloru nagrody odebrali: Donat Niewiadomski z Lublina oraz znana z wieloletniej pracy w warszawskim Muzeum Etnograficznym kolekcjonerka i autorka serii „Polskie Stroje Ludowe” Elżbieta Piskorz-Branekova. W kategorii kapel ludowych nagrodzono kapelę z Gniewczyny Łańcuckiej (Podkarpacie), a w kategorii zespołów folklorystycznych – Góralski Teatr Pieśni „Dunawiec” z Dolnego Śląska, który składa się z potomków polskich mieszkańców Bukowiny oraz Zespół Regionalny „Wilamowice” z Ziemi Oświęcimskiej (woj. śląskie) – wielopokoleniowy zespół, w którym występują potomkowie XIII-wiecznych osadników z zachodniej Europy. Nagrodzono także instytucje i organizacje zasłużone w upowszechnianiu kultury ludowej: Gminny Ośrodek Kultury w Podegrodziu (woj. małopolskie) i Muzeum Lubuskie w Gorzowie Wielkopolskim. To była uroczystość kolorowa, roztańczona i rozśpiewana, święto kultury ludowej, podczas którego uczestnicy wystąpili w tradycyjnych strojach. Koronki, hafty, wielobarwne spódnice, spodnie z lampasami, chusty i czepce podziwiali wszyscy goście Gali.

BITWA O TRON

Klasyka jak złoto najwyższej próby – tak można określić utwory Williama Szekspira. Napisał 38 sztuk – komedie i tragedie – uważane za arcydzieła angielskiej literatury. Najpopularniejsze to „Romeo i Julia”, „Makbet”, „Hamlet”, „Król Lear”, „Sen nocy letniej”, „Burza”, „Miarka za miarkę”, „Komedia omyłek”, „Poskromienie złośnicy”, „Kupiec wenecki”, „Wiele hałasu o nic”, „Jak wam się podoba”, „Wieczór Trzech Króli”, „Otello”. Wszystkie wielokrotnie pojawiały się na polskich scenach; w spektaklach kreowali role najwybitniejsi artyści. Aż trudno uwierzyć, ale pod koniec XVI wieku to „Henryk IV” był ulubioną przez widzów sztuką Szekspira: skomplikowana historia walki o tron, jaka rozgorzała między królem i zbuntowaną arystokracją. I oto „Historia Henryka IV z opisem bitwy pod Shrewsbury między księciem Henrykiem a lordem Henrykiem Percym wraz z szelmostwami sir Falstaffa” (reżyseria – Ivan Alexandre) trafiła do repertuaru Teatru Polskiego w Warszawie. Przed udaniem się na spektakl (a trwa prawie 3 i pół godziny) warto sięgnąć do dziejów Anglii, bo jest to dramat przedstawiający zawiłości dynastyczne, a bohaterowie ostatecznej rozgrywki o koronę noszą popularne wówczas imię Henryk. Panujący miłościwie (lub niezbyt miłościwie, co zarzucają mu lordowie) król Henryk IV przejął władzę, ale jego dawni sprzymierzeńcy stają się wrogami. Władza jest kuszącym i niekoniecznie zakazanym owocem, bo dostępnym na wyciągnięcie ręki lub raczej na długość miecza. Król (w tej roli znakomity Andrzej Seweryn) musi wyjść zwycięsko z krwawej rywalizacji z Percym (Modest Ruciński), a ma mu w tym pomóc syn, czyli książę Henryk (Paweł Krucz) – lekkoduch i utracjusz, trwoniący czas i pieniądze na niecne zabawy. W obliczu zagrożenia mobilizuje się: chce udowodnić ojcu, że będzie jego godnym następcą.

Jednak na koronę, którą podaje ojcu w symbolicznej scenie finałowej, jeszcze przez jakiś czas będzie musiał poczekać. „Historia Henryka IV” to dramat historyczny, rodzinny, psychologiczny portret jednostek na tle zbiorowości. Problem odpowiedzialności przed społeczeństwem, prezentowanie subiektywnej oceny sytuacji, podejmowanie trudnych wyborów. Dramat bardzo męski, bo w tym twardym świecie kobiety są tylko uzupełnieniem obrazu mężczyzn. Ale jest też element komediowy, który łagodzi napiętą sytuację: postać Falstaffa (świetna interpretacja – Szymon Kuśmider). Ten opasły opój i samochwała, z pozoru wesołek i hochsztapler zna życie od podszewki i potrafi dowcipnie wyłgać się z każdej opresji. To spektakl dla wymagającego widza, który szuka w teatrze nie tyle relaksu, ile przygody intelektualnej i pragnie delektować się niuansami tekstu Szekspira. Andrzej Seweryn powiedział, że możliwość interpretacji takiej roli jak Henryk IV to dla niego prezent; dla widzów Teatru Polskiego takie przedstawienie jest także prezentem.

MOJE CHAOSY

Warszawska Galeria Ekslibrisu przy Bibliotece Publicznej w Dzielnicy Ochota działa od 1992 roku. Jest jedyną w Warszawie i jedną z nielicznych w Polsce galerii regularnie prezentujących znaki książkowe; zarazem miejsce spotkań miłośników tematu: twórców, kolekcjonerów, bibliofilów, zainteresowanych tą miniaturową sztuką o wielowiekowej tradycji. Galeria nie tylko organizuje wystawy, ale wydaje katalogi i foldery dokumentujące ekspozycje, prowadzi działalność edukacyjną dla dzieci i młodzieży, warsztaty, spotkania z artystami i kolekcjonerami. Przez ponad 30 lat przewinęło się tu niemal dwieście wystaw, popularyzujących dorobek twórców, specjalizujących się w projektowaniu znaków książkowych. Bardzo ciekawym pomysłem są prezentacje tematyczne; na przykład pierwszą wystawą w tym roku były ekslibrisy pod tytułem „Ruszył Ziemię”, plon międzynarodowego konkursu, zorganizowanego w 550. rocznicę urodzin Mikołaja Kopernika. Jest też miejsce na specyficzne pokazy zbiorów, poza ekslibrisami interesujące graficznie druki ulotne: zaproszenia, wizytówki, papiery firmowe, afisze, plakaty, programy teatralne, ulotki reklamowe. WGE gości także członków Towarzystwa Bibliofilów Polskich, bo przecież ekslibris jest nierozerwalnie związany z książką, chociaż współcześnie funkcjonuje również samodzielnie – jako forma małej grafiki. Wielu artystów marzy o wystawie indywidualnej w tym miejscu (warto zapamiętać adres: Warszawa, ulica Grójecka 109); marzyłam i ja. Teraz z ogromną przyjemnością i satysfakcją do końca listopada udostępniam moje projekty ekslibrisów z ostatnich prawie dwudziestu lat oraz – całkowicie premierowo – cykl rysunków tuszem na papierze i płótnie. Wystawę zatytułowałam nieco przewrotnie „Chaosy”, bo wydaje się bardzo uporządkowana. Ale właśnie od chaosu linii i punktów zaczyna się każda praca, efekt końcowy jest już bardzo klarowny. Wernisaż zaszczycili swoją obecnością: Michał Witak (Z-ca Dyrektora Biblioteki Publicznej Dzielnicy Ochota, który zajął się przygotowaniem wystawy oraz druków towarzyszących, czyli zaproszeń i folderów), Monika Kordas-Dziułka (Kierownik Biblioteki), władze Dzielnicy Ochota; przybyło mnóstwo gości – entuzjastów ekslibrisu. Pamiętam doskonale mój pierwszy ekslibris, który zachęcił mnie do dalszych działań w tej dziedzinie. Był to projekt na międzynarodowy konkurs o tematyce kościuszkowskiej, ogłoszony przez Muzeum Narodowe we Wrocławiu (Oddział Panorama Racławicka) w 2010 roku. Przeszłam przez konkursowe sito i moja praca trafiła na wystawę oraz do katalogu. Potem były dziesiątki konkursów w kraju i zagranicą, mnóstwo wystaw pokonkursowych, dyplomy, indywidualna ekspozycja w Frederikshawn Kunstmuseum w Danii (2019 rok), a wreszcie…zostałam przyjęta w poczet członków The New Australian Bookplate Society. Moje „Chaosy” to 186. wystawa w Warszawskiej Galerii Ekslibrisu.

BEATA JOANNA PRZEDPEŁSKA