Beata Joanna Przedpełska – Echa Warszawskich Salonów
Share

Fot. Ewa Krasucka – z folderu wydanego przez Teatr Wielki
ZAWÓD: TANCERZ
Tancerz baletu to zawód niezmiernie wymagający, przede wszystkim kondycji fizycznej, chociaż nie tylko. Absolwenci szkół baletowych nie są pewni czy ich umiejętności są wystarczające, by skutecznie rywalizować z innymi, równie utalentowanymi kolegami. Ich praca to kwestia nie tylko opanowania technicznego zadań scenicznych, ale także aktorskich. To wszystko składa się na efektowną interpretację roli. Do historii polskiego baletu przeszli słynni tancerze: Witold Gruca, Stanisław Szymański; Waldemar Wołk-Karaczewski, Gerard Wilk i Wojciech Wiesiołłowski, którzy występowali w słynnym Balecie XX wieku Maurice’a Bejarta. Wśród pierwszych tancerzy w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej w Warszawie przez ostatnie sezony publiczność podziwiała kreacje Patryka Walczaka. Absolwent warszawskiej Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej im. Romana Turczynowicza zadebiutował jako solista (po zdobyciu kolejnych stopni w karierze tancerza) w roli carewicza Nikiego w „Jeziorze Łabędzim” w choreografii Krzysztofa Pastora. Tak rozpoczęła się seria wspaniałych kreacji scenicznych; niestety, na zakończenie sezonu w czerwcu tego roku artysta postanowił pożegnać się z widzami, występując po raz ostatni w tytułowej roli w balecie „Prometeusz” – również Krzysztofa Pastora. Walczak (rocznik 1991) zaskoczył tą decyzją, bo wydaje się, że przede nim jeszcze wiele sukcesów. Jest laureatem wielu nagród, w tym tak prestiżowych jak Teatralna Nagroda Muzyczna im. Jana Kiepury dla najlepszego tancerza klasycznego za rolę Armanda Duvala w „Damie Kameliowej” i Nagroda im. Cypriana Kamila Norwida za rolę Księcia Alberta w „Giselle”. Patryk Walczak ceniony jest za doskonały warsztat taneczny, talent aktorski i wysublimowaną osobowość artystyczną. Sprawność techniczna to jedno, ale ruch, gest, mimika odzwierciedlają emocje, muzykalność – idealne dopasowanie do choreografii, umiejętność porozumienia z innymi tancerzami – to nieprzeciętne walory tego artysty. Walczak podkreślał w wywiadach: „mam szczęście!”. Mówił, że uwielbia próby, pracę nad rolę, specyficzne zmęczenie, dające satysfakcję, z której czerpie energię. Wspominał, że już w dzieciństwie zainteresował się baletem, pasjonował zajęciami ruchowymi. Nauka w szkole baletowej dała mu mnóstwo radości (i nagród!), a kiedy zaangażowano go do zespołu Polskiego Baletu Narodowego obserwował innych solistów, doskonalił umiejętności i uczył twórczej współpracy z kolegami. Walczak już 20 lat tańczy klasykę i zapewnia, że jeszcze mu się nie znudziła. Czy teraz poświęci się pracy pedagogicznej, a może choreografii? Karierę tancerza porównuje do symbolicznego prometejskiego ognia, bo jest błyskotliwa, lecz krótka. Jego kreacja w „Prometeuszu” pozostanie w pamięci, bo jest wyjątkowa dla widzów i dla artysty, który staje przed nowymi wyzwaniami – pełen nadziei.
MUZYCZNY WIECZÓR

Andres Jaramillo, kolumbijski pianista i dyrygent, obecnie wykładowca na uczelni muzycznej w Kalifornii (fortepian, kameralistyka, teoria muzyki) cieszy się ogromną popularnością i jest artystą dobrze rozpoznawalnym wśród melomanów. Występuje w krajach Ameryki Południowej, RPA, Hiszpanii, w Chinach i USA, prezentując urozmaicony repertuar: zarówno klasyczny, jak i kompozycje współczesne, latynoamerykańskie – często premierowe, popularyzując młodych twórców. Słynie z tego, że z łatwością przechodzi od tak monumentalnych form jak chorały Bacha do Chopina i Rachmaninowa, zabierając słuchaczy w muzyczną podróż przez epoki i kontynenty. Skalę jego talentu mogli ocenić goście Ambasadora Kolumbii w Polsce, kiedy J. E. Assad Jose Jater Pena zaprosił do Uniwersytetu Muzycznego na recital tego pianisty. Koncert w stolicy poprzedził występ w pałacu Żeleńskich w Grodkowicach pod Krakowem, zorganizowany przez Fundację im. Władysława Żeleńskiego. Właśnie tam urodził się Władysław Żeleński (ojciec znanego pisarza, Tadeusza Boya-Żeleńskiego). Chociaż kompozytor upamiętniony jest w wielu miejscach (na elewacji pałacu w Grodkowicach – miejscu urodzenia, kamienicy w Krakowie, gdzie mieszkał oraz na fasadzie Starego Teatru) i chociaż jego utwory cieszyły się niegdyś sporym uznaniem, dziś jest już nieco zapomniany. Jednak Andres Jaramillo włącza je do swojego repertuaru – może dlatego, że jego muzyczna biografia jest związana z Polską. Kiedy studiował na Juan Corpas University w Bogocie, uczył się pod kierunkiem przebywającej wówczas w Kolumbii pianistki Ludmiły Weber-Zarzyckiej. Zrozumiały jest więc specyficzny most artystyczny Polska-Kolumbia, kiedy wykonuje utwory Chopina i Żeleńskiego oraz twórców kolumbijskich. W programie warszawskiego recitalu znalazł się również Luis Antonio Calvo – jeden z najbardziej cenionych kompozytorów kolumbijskich, romantyk w stylu salonowym, twórca różnorodnych utworów (tańce, hymny, intermezza, piosenki, walce, marsze, tanga). German Dario Perez łączy tradycję Kolumbii z… jazzem; jego kompozycja „Ancestro” została nagrana na albumie „Bogota Philharmonic Orchestra, 50 years playing for you”, który zdobył nagrodę Latin Grammy. Jorge Alejandro Salazar tworzy pejzaże dźwiękowe, w których centrum znajduje się – jak piszą – dusza Ameryki Łacińskiej. A Paola Marquez jest nie tylko muzykiem, ale także pracownikiem socjalnym. Szerzy edukację muzyczną w społeczności miast – m. in. wśród imigrantów, do których skierowała swoje etiudy fortepianowe, przekładając emocje na nuty. Ten wyjątkowy wieczór był doskonałą okazją do spopularyzowania muzyki kolumbijskiej w Polsce.
POLSKIE LALKI

Przed laty była w pewnym momencie moda na stroje ludowe – być może na fali popularności zespołów „Mazowsze” i „Śląsk”, które zachwyciły publiczność na różnych kontynentach. Dziewczynki marzyły o tym, by ubrać się jak mała krakowianka. Takie stroje sprzedawano w „Cepeliach”, podobnie jak popularne góralskie skórzane kierpce, w których elegantki wychodziły na ulicę. Elementy strojów ludowych niejednokrotnie wracają, przypominane przez kreatorów mody: szerokie, suto marszczone spódnice w kwiaty lub paski, chusty z frędzlami, rzędy czerwonych korali, hafty i koronki, bufiaste bluzki, sznurowane trzewiczki.
Pamiętam też lalki w strojach ludowych (najczęściej krakowianki i łowiczanki) kupowane, a nawet kolekcjonowane szczególnie przez Polaków, mieszkających poza ojczyzną jako sentymentalne pamiątki z kraju. Pani Irena Mostowska-Waś wspomina, że od dziecka fascynowały ją te galowo wystrojone lalki, ale postanowiła wykonywać je sama. Szyje, haftuje i ozdabia lalki, studiując polskie stroje regionalne. Każdy strój konsultuje z ekspertami i muzealnikami, aby oddać wiernie detale, charakterystyczne dla danego miejsca na mapie Polski. Większość swoich dzieł udostępniła na wystawie „Tradycją odziane”, prezentowanej w siedzibie Narodowego Instytutu Kultury i Dziedzictwa Wsi w Warszawie. Na ekspozycji znalazło się 50 eksponatów, reprezentujących wszystkie województwa. Kroje i elementy ubiorów, wzory i kolory zostały oddane w misternej, a zarazem mistrzowskiej formie. Artystka zabiera swoją kolekcją (pokazywaną w różnych miejscach przy rozmaitych okazjach) w podróż w stylu folk po Polsce w oryginalny sposób, pomysłowy i efektowny, promując kulturę ludową. A jest to temat wart poznania, bo na przykład samych tkanin, używanych do szycia ubrań można wymienić kilkadziesiąt, w tym: adamaszek, atłas, aksamit, barchan, batyst, brokat, flanela, kreton, muślin, perkal, plusz, płótno, ryps, satyna, tiul, welur i wojłok – by wyliczyć tylko te najpopularniejsze. Wiele nazw, określających poszczególne elementy strojów przeniknęło do codziennej polszczyzny, jak portki, kitel, stanik (tu oznacza gorset bez rękawów), chodaki, łapcie, kiecka, gacie, czółenka (płytkie pantofelki), paciorki, baranica. Te nazwy mają źródło w folklorze. Jak mówią znawcy tematu, wygląd stroju ludowego zmieniał się wraz z czasem, zależał od warunków klimatycznych i geograficznych, a także od losów historycznych: czasami ulegał obcym wpływom. Związany był też ze statusem materialnym, stosowany w święta różnił od codziennego. Dziś jest bardziej reprezentacyjnym i scenicznym kostiumem, oglądanym przy okazji wyjątkowych, galowych wydarzeń i… w salach muzealnych. Wystawa „Tradycją odziane” inspiruje do zgłębienia fascynującej historii tych strojów.
PIĘKNO ANTYKU

„Sztuka antyczna była i jest dla mnie ideałem, a także wiąże się z nostalgią za utraconym rajem” – mawiał Igor Mitoraj. Sławny polski artysta rzeźbiarz (1944-2014) od młodości przebywał poza granicami kraju; w 1979 roku zamieszkał w małym miasteczku Pietrasanta (w jego pracowni powstaje obecnie muzeum) i właśnie we Włoszech rozpoczęła się jego światowa kariera. W 1985 roku w Zamku Świętego Anioła w Rzymie odbyła się pierwsza wielka wystawa jego prac, które tak spodobały się publiczności, że zapoczątkowała serię kolejnych ekspozycji: we Francji, Włoszech, Hiszpanii, Niemczech, Szwajcarii i Stanach Zjednoczonych. W 2004 roku na Zamku Królewskim w Warszawie na wystawie „Urok Gorgony” znalazło się 13 odlanych w brązie dzieł, odwołujących się do mitologii (m.in. Ikar, Gorgona, Eros, Wenera, Hypnos). Jego prace znajdują się w Paryżu, Rzymie, Mediolanie, Lozannie, Londynie, także w Polsce. W Poznaniu, w Starym Browarze – aż trzy: słynny „Blask Księżyca” oraz „Tors nad jeziorem” i „Eros skrzydlaty”. W Warszawie – również trzy: „Ikar uskrzydlony” (przed Centrum Olimpijskim), „Anielskie Drzwi” (wykonane na 400-lecie Sanktuarium, przed Kościołem p.w. Matki Boskiej Łaskawej na Starówce) i „Wielki Toskańczyk”. Teraz do Warszawy przywieziono monumentalną rzeźbę „Tintaro”: czterometrową głowę, ważącą 2,6 tony, odlaną z brązu. Artysta wykonał ją w 1997 roku; przez 20 lat ozdabiała biznesową dzielnicę Paryża: La Defense, będąc przykładem udanego mariażu sztuki i architektury. Obecnie rzeźba stanęła na Placu Trzech Krzyży, a ponieważ wystawiona jest na aukcji, może stać się własnością multimilionera. Styl Mitoraja jest rozpoznawalny: artysta tworzył prace monumentalne, inspirowane antykiem. Fascynowało go klasyczne, idealne piękno, doskonałość urody i proporcji ciała. Zarazem jednak destrukcyjny wpływ czasu, kruchość materii, przemijanie. Stąd postacie, które rzeźbił są jakby okaleczone, fragmentaryczne, niedokończone, uszkodzone – tak jak posągi starożytne, sprzed wieków. Wzniosłe, majestatyczne, dumne i zarazem zadumane nad światem i ludzkim losem. To zewnętrzne wrażenie nie jest jednak jednoznaczne i proste. Mitorajowi zależało na tym, aby widzowie próbowali poszukać głębszego sensu, dotrzeć do kwintesencji przesłania. Jego sztuka miała intrygować swoją tajemnicą, autodestrukcją, złożoną strukturą. Uosabia kondycję współczesnego człowieka, jego lęki, frustracje, dramaty. Niesie refleksję, że piękno jest mimo wszystko nieprzemijające.
BEATA JOANNA PRZEDPEŁSKA