Wywiad z Margotą Kott
Share
KOLOR MIŁOŚCI I KRWI – powieść o relacji polsko-ukraińskiej, walkach w Donbasie, wyjątkowej miłości i niespodziewanej śmierci.
Wywiad z Margotą Kott, autorką powieści „Kolor miłości i krwi”.
Rozmawiały Miłka Skalska i Dorota Duda, Autorzy Książek w Obiektywie.
Fot. Autorzy Książek w Obiektywie.
Dorota Duda: Dzień dobry Margoto cieszę, że udało nam się spotkać na żywo, możemy chwilę porozmawiać o literaturze i trochę lepiej Cię poznać. Głównym tematem jest Twoja książka „Kolor miłości i krwi”, ale zanim przejdziemy do rozmowy o tej wyjątkowej powieści, spróbujmy ustalić chronologię wydanych dotychczas publikacji. „Kolor miłości i krwi”, to trzecia czy czwarta książka?
Margota Kott: Która to książka? Sama nie mogę się doliczyć. Bo tak naprawdę, powieść, którą napisałam jako pierwszą leży jeszcze w szufladzie. Nie zawsze kolejność pisania oznacza kolejność wydania drukiem.
W każdym razie, pierwszą wydaną publikacją był poradnik o tym jak napisać kryminał, i jak pisać w ogóle pt. „Kompendium wiedzy dla autorów kryminałów”. Tę książkę zaczęłam pisać dla siebie i układać informacje by lepiej pewne rzeczy zrozumieć. Tu jest mnóstwo, ale to mnóstwo przypisów z literaturą przedmiotu. Zebrałam w tej książce wszystkie niezbędne informacje, dzięki, którym młodzi literacko adepci mogą napisać książkę sensacyjną albo kryminalną. Taką, gdy ktoś pada trupem (śmiech). Bo na tym przecież polega kryminał, to przykre, ale jednocześnie niezwykle podniecające.
Miłka Skalska: Ludzie lubią się bać!
MK: Ten temat też podjęłam w książce, rozważając dlaczego ludzie lubią czytać kryminały. Sama sobie zadawałam takie pytanie, i tak do końca nie wiem. Chyba właśnie dlatego, że lubią dreszczyk emocji.
DD: Debiutująca autorka i od razu książka – poradnik dla autorów jak napisać kryminał? Trochę to zaskakujące?
MK: Ta książka to rodzaj encyklopedii, zestawienia informacji zawartej w rozmaitych publikacjach. Trzeba na to spojrzeć jak na pisanie pracy magisterskiej. Moja praca nad Kompendium polegała na zebraniu i przedstawieniu informacji naukowych (w części kryminalistycznej) oraz wiadomości zasięgniętych z rozmaitych podręczników pisania. Z wykształcenia jestem biologiem, poza tym ukończyłam studium podyplomowe z kryminologii i kryminalistyki. Jeśli chodzi o kolejność to wydawnictwo ją wybrało. Zażyczyło sobie, żeby pierwsze było „Kompendium wiedzy dla autorów kryminałów”. Tak się też stało.
MS: Jedna potężna tabelka zamieszczona w książce zatytułowana została: trucizny chemiczne. Więc jeśli szukać konkurencji dla „Arszeniku i starych koronek” [przypis autorki: klasyku powieści kryminalnych Agaty Christie], to tutaj, w tej książce wszystko jest. Z gatunku kryminalistyki jest wręcz encyklopedycznie sformułowana wiedza.
MK: Dziękuję, faktycznie trochę się napracowałam, nazbierałam danych. Książka składa się z dwóch części. Wiedza kryminalistyczna np. naukowe podejście do rozkładu ciała czy szczegóły dotyczące pracy policji. Druga część książki to zasady pisania i tu pozwoliłam sobie na większy luz. Przywołałam moich ulubionych i mniej ulubionych autorów, żeby zilustrować proces tworzenia.
MS: Zanim powstanie Kompendium, jest etap dokumentacji. Dokumentacja jest bardzo istotna. Jak ona wygląda w Twoim przypadku?
MK: Tę książkę pisałam ponad dwa lata. Korzystałam jedynie z najbardziej wiarygodnych źródeł – z podręczników akademickich dla studentów prawa, medycyny i kryminalistyki, zasobów naukowych szkół policji, internetowych stron policyjnych i prokuratorskich. Docierałam do mniej lub bardziej tajnych policyjnych baz, rozmawiałam z prawdziwymi glinami, pracującymi w Firmie od lat. Dodatkowe informacje czerpałam z literatury popularnonaukowej. Dla uatrakcyjnienia treści pozwoliłam sobie na liczne odniesienia do filmów i książek kryminalnych, jako że jestem ich namiętną i wieloletnią fanką. Kocham biblioteki, ale lubię mieć książki we własnej biblioteczce, na wyciągnięcie ręki. Na przykład nocą, kiedy piszę, mogę szybciutko znaleźć dane na temat „sposoby zabijana poprzez zadzierzgnięcie”. (śmiech!)
DD: Bardzo ciekawe. A jak zaczęła się Twoja przygoda z pisaniem, kiedy? Długo te książki leżały w szufladzie?
MK: Och! Zaczęło się jakieś 30 lat temu, ale to były takie książki niedokończone. To były teksty, które pisałam, wkładałam do szuflady i one sobie tam leżały, a ja ciągle się bałam, że jestem niewystarczająca. Ciągle nie miałam tej siły, tej energii, takiej wiedzy o sobie, nie widziałam siebie jako pisarki. Cały czas myślałam, że to jeszcze nie jest to, że inni piszą takie piękne, długie powieści. A potem doszłam do wniosku, że trzeba zaczynać od czegoś małego, a później dopiero iść w stronę powieści. Tak też zrobiłam. Zaczęłam od pisania krótkich form, opowiadań. Zresztą wiele z nich zostało uhonorowanych rozmaitymi nagrodami, w rozmaitych konkursach.
DD: Co spowodowało, że nabrałaś odwagi?
MK: Poszłam na kursy pisania. Od tego się zaczęło, to był zastrzyk adrenaliny, zastrzyk dobrej energii. Wtedy poczułam, że mogę, tak samo jak inni. Czasami lepiej, czasami inaczej, a czasami i gorzej, ale to mnie jeszcze bardziej mobilizowało, szlifowałam swój warsztat. Warsztaty pisania polecam każdemu.
MS: Pisałaś dla siebie czy z myślą o czytelniku?
MK: Tak naprawdę, najpierw pisze się dla siebie. Bo wszystko co piszemy, każdy bohater, każda sytuacja, to jesteśmy my. Możemy mówić: nie ja nie jestem tym mordercą, ja jestem ten dobry, nie mam w sobie niczego złego. Figa z makiem. Jesteśmy jak dwie strony księżyca – ta jasna i ta ciemna. Jesteśmy mieszanką. A autor, pisarz, pisarka, ma tę moc i może to z siebie uwolnić dzięki pisaniu.
DD: Wspomniałaś, że twoja pierwsza powieść jeszcze się nie ukazała.
MK: Tak to prawda, pierwsza niedługo zostanie wydana drukiem. Jeszcze tego lata.
DD: Bardzo jestem ciekawa, co to za książka, jaki będzie miała tytuł i o czym ona jest. Przypuszczam bowiem, że właśnie w tej pierwszej jest najwięcej Margoty Kott?
MK: Miał być tytuł „Melisę poproszę!”. Ale moja bohaterka, to opiekunka z piekła rodem. „Opiekunka”. Właśnie taki tytuł będzie miała ta książka. Okładka została zaprojektowana. Obecnie trwają ostatnie prace nad tekstem. Książka jest już w przedsprzedaży, w wydawnictwie Ezooneir.
DD: Jestem bardzo ciekawa tej książki, przede wszystkim dlatego, że to twoje pierwsze literackie dziecko. Z przyjemnością przeczytam ale dzisiaj mamy inną bohaterkę, powieść „Kolor miłości i krwi”.
MS: Akcja tej książki dzieje się na pograniczu polsko-ukraińskim, w Bieszczadach. Bohaterką jest pisarka, autorka bardzo poczytnych romansów, która zatrudnia ukraińskiego żołnierza. Jemu się wydaje, że zatrudnia go w roli ochroniarza. Rzeczywistość okazuje się zgoła inna. Bohater zaczyna odkrywać przeszłość swoich dziadków. Pojawiają się tematy, z którymi zmagamy się dziś. Jest wątek wojenny. Jest wątek polsko-ukraiński, nie tylko współczesny, ale również z czasów drugiej wojny światowej. Dlaczego w tej książce poruszyłaś temat trudnej relacji polsko-ukraińskiej?
MK: Nie ma zbrodniczych narodów, są zbrodnicze organizacje. Tak myślę, dlatego napisałam tę książkę. W tym czasie, kiedy ją pisałam panował w Polsce nieco inny, chłodniejszy klimat w stosunku do Ukraińców. Nie mieliśmy im powodu pomagać, ponieważ nie było takiej potrzeby. To, że ta książka została wydana teraz, to jest jakieś zrządzenie losu. Myślę, że ona zupełnie inaczej byłaby odebrana w spokojnych czasach, czasach pokoju. W czasach, gdy wojna w Ukrainie, ta hybrydowa, nadal by się toczyła. Bo dla nas ona – nie była wojną. To, co się wydarzyło w Ukrainie w 2014 roku przeraziło nas, ale nie w taki sposób jak teraz. Kiedy wróg stoi niemalże u naszych bram.
Leżało mi na sercu, by powiedzieć o odwadze, walce o swoją niepodległość, czyli o niepodległość kraju. Książka zaczyna się od walki o Donieck. Wybierając tę narrację, doszłam do wniosku, że gdzieś w mojej literackiej duszy jest sporo miejsca dla młodego chłopaka z Ukrainy. Nawet więcej niż dla autorki poczytnych romansów, która jest właściwie Polką.
Bez tego, co wtedy się stało, nie byłoby całej tej historii, dlatego wszystkie korzenie zostały splątane. I wszystko, co zostało powiedziane wiąże się z tym, co się dzieje w książce. Akcja toczy się w 2015 roku, rok po Donbasie. Nie mam czarnego kota i szklanej kuli, nie jestem jasnowidzem, więc nie wiem, co będzie dalej. Nikt tego nie wie.
Tak bardzo zżyłam się z tym „moim” Ukraińcem, że miałam wrażenie, że on jest, że istnieje naprawdę. Pisząc o nim płakałam. Cały czas przeżywałam, jakby to była moja rodzina. Bo pisząc książki, nie piszę ich dzień, dwa, tylko dużo dłużej. Bohaterowie cały czas są ze mną. Idą ze mną na spacer, żyją ze mną i we mnie Są moimi przyjaciółmi. Stąd później nie mogę mówić bez emocji o mojej książce. Chciałabym by te uczucia były bardzo dobrze widoczne w powieści i żeby bardzo mocno udzielały się czytelnikom. Książka musi poruszać. Może kogoś denerwować, może kogoś brzydzić związek starszej kobiety z młodszym mężczyzną. Może komuś się nie podobać ukazany przeze mnie układ Ukraina – Polska, pomoc uchodźcom wojennym. Ale to jest moja historia. Ja to tak właśnie widzę, a czytelnik jest po drugiej stronie. Koniec końców i tak sam odbierze to przez filtry swojego doświadczenia. Na to już nie mam żadnego wpływu.
MS: Margoto jako pisarka prowokujesz, żeby spojrzeć na historię z innej perspektywy. Są piękne, szlachetne postawy po obu stronach granicy. Ale z drugiej strony w trudnej historii żaden z tych narodów nie jest bez skazy. I jeśli mówimy o banderowcach, musimy również wspomnieć o akcji „Wisła”. Spotkałyśmy się w setnym dniu okrutnej, strasznej wojny wywołanej agresją rosyjską na Ukrainę i to nie jest dobry czas rozliczeń. Ale może przyjdzie dzień, że zaczniemy rozmawiać ze spokojem o trudnych sprawach polsko–ukraińskich. Uważam, że w tym przypadku prowokacja, a może inspiracja – to obowiązek prawdziwego pisarza.
MK: Dziękuję za to podsumowanie, to jest kwintesencja. Ja uwielbiam wkładać kij w mrowisko.
DD: Główny bohater Marko Berezowski jest barwną postacią i choć zdecydowanie nie jest idealny, zapewne każdy czytelnik go polubi. Przystojny, silny, odważny, niezwykle wrażliwy, ukraiński bohater – Cyborg. Podczas wojny traci najbliższą rodzinę, przeżywa traumę. To pozytywny obraz Berezowskiego, ale kiedy ginie jego ukochana, to wstępuje w niego wściekłość, jest przepełniony nienawiścią, dominuje w nim chęć zemsty i walczy zaciekle o pomszczenie swojej ukochanej, do tego stopnia, że gotów jest zginąć. Zbudowałaś tę postać na kontrastach.
MK: Nie lubię postaci papierowych. Chcę by moi bohaterowie byli żywi, pełnokrwiści. Bo to są moje ulubione kolory. Czerwień i czerń. Lubię cechy krańcowe. Lubię stawiać sprawę na ostrzu noża. I to samo zrobił Marko. Ze wszystkich scen największe wrażenie wywarła na mnie ta, gdy przedziera się on przez las bieszczadzki. To mój ulubiony motyw. Kiedy pisałam tę scenę, dosłownie było mi zimno. Kibicowałam mu i czekałam, aż dotrze do ciepłego miejsca, gdzie będzie mógł się napić gorącego napoju i porządnie odpocząć. To jest mój bohater. Bohaterowie się nie poddają. Walczą do końca.
DD: Gdyby był narodowości polskiej też by tak walczył?
MK: Trudno mi powiedzieć, naprawdę nie wiem. To bardzo trudne pytanie. Marko to po prostu Marko!
DD: Czy będzie druga część książki „Kolor miłości i krwi”? Dla mnie jest to powieść z otwartym zakończeniem. Pewne etapy się zamykają, ale finał pozostaje wciąż otwarty.
MK: Wielu czytelników o to pyta. Szczególnie ci, którzy polubili moich bohaterów. Na ten moment jeszcze nie wiem. Jedno jest pewne. Zamierzam dalej tworzyć. Mam szeroko zakrojone plany i głowę pełną rozmaitych pomysłów. Teraz nic tylko siadać i pisać. I znaleźć na to czas.
DD: Czekamy zatem na kolejne powieści. Powodzenia.
Dziękujemy za rozmowę.
AUTORZY KSIĄŻEK W OBIEKTYWIE