LOADING

Type to search

Filmowe drogowskazy

Kultura

Filmowe drogowskazy

Share

Publikacja pod redakcją profesora Piotra Kletowskiego – filmoznawcy z Krakowa – wydana przez wydawnictwo Dragon, to niezwykłe kompendium wiedzy o historii i współczesności kina, stworzone przez polskich znawców filmu.

To ważne, bo na polskim rynku księgarskim jest kilka pozycji o podobnym kształcie (np. wznowiona nie tak dawno książka „1000 filmów, które musisz zobaczyć” Stevena Schnaidera), jednak są to głównie tłumaczenia pozycji, pisanych przez autorów z przede wszystkim anglojęzycznego kręgu kulturowego i dla takiego czytelnika przeznaczone. Tak więc tym bardziej dla Polaków i osób polskiego pochodzenia w Australii, jest to rzecz cenna. Także dlatego, że są w niej opisane filmy polskiej produkcji.

Efektem jest anglo- czy raczej amerykanocentryczność tych pozycji, nie uwzględniających w wystarczającym stopniu klasycznych czy współczesnych pozycji z innych stron świata, zwłaszcza reprezentujących kinematografie Europy Środkowej. To bardzo istotne, bo wielu twórców, zwłaszcza kina klasycznego, tworzących swoje projekty za żelazną kurtyną, nie mogło – z wielu względów – przebić się do świadomości miłośników kina za granicą. Publikacja pod redakcją Kletowskiego stara się, więc wypełnić tę lukę, umieszczając w swym zestawieniu – prócz rzeczywiście pozycji „kanonicznych” – również filmy mniej, albo w ogóle nieznane, a przecież, co widać z perspektywy rozwoju sztuki filmowej, znaczące. Na przykład film Grzegorza Królikiewicza „Na wylot”, z 1973 r. w zasadzie odkrywany dopiero dziś! Był ten twórca pionierem w zakresie wykorzystania choćby takich, wyprzedzających swoją epokę zabiegów filmowych jak „przestrzeń poza kadrem”, czy asynchronia audio-wizualna, wynalezienie których przypisuje się takim reżyserom – gigantom jak Coppola, twórca „Rozmowy” (1974), czy Kurosawa, reżyser „Sobowtóra” (1980), filmów późniejszych, a przecież powtarzających tylko metodę twórczą polskiego reżysera. Przykłady można by mnożyć, ale siłą książki, współtworzonej przez grono znawców kina, zarówno wywodzących się z kręgów akademickich, jak i filmowej blogosfery czy dziennikarzy, jest jej bogactwo treściowe oraz niepodważalna wartość merytoryczna wynikająca ze współpracy unikatowego zespołu autorów, których redaktorowi udało się zebrać. Kletowski zastosował tu prostą metodę – sięgnął po prostu po specjalistów zajmujących się określonymi zjawiskami filmowymi. Dlatego np. o filmowej animacji pisze Jerzy Armata – wybitny znawca kina animowanego; o kinie operowym Lesław Czapliński – autor książki „W kręgu operowych mitów”; o kinie bolywoodzkim i pakistańskim – prof. Agnieszka Kuszewska – wykładowczyni, znawczyni kulturowej problematyki tego rejonu; a o szokujących dokumentach Mondo – Paweł Hapka, filmoznawca, specjalizujący się w gatunkowym kinie włoskim. Efektem książka tyleż nośna informacyjnie, co po prostu „pisana sercem”. Znać, że filmy, o których czytamy, były wielokrotnie oglądane, analizowane, przemyślane i rozczytywane w różnych kontekstach. Ale, co chyba najważniejsze, nie jest książka pod redakcją Kletowskiego, pozycją przeznaczoną li tylko do czytania przez specjalistów. Autorzy zadbali, by wszystkie opisy dalekie były od hermetyczności naukowych publikacji, bliższe zaś popularnonaukowej narracji, choć wzbogaconej o – nie występujące raczej w popularnonaukowych pozycjach – historyczne, kulturowe czy po prostu filmoznawcze konteksty.

W dzisiejszych czasach, kiedy „rząd dusz”, zwłaszcza dusz młodych „konsumentów kultury”, przejęły platformy streamingowe, często wrzucające w interfejs serialową, bądź filmową „sieczkę”, taki przewodnik, zachęcający do sięgnięcia – również po dostępne w Netflixie, HBO, czy po prostu na YouTube – kinematograficzne dokonania Kurosawy, Felliniego, Pasoliniego, Jansco, Hasa, Peckipaha, ale też Ophülsa, Kar-Waia, Sembene, Kierostamiego, czy Luv Diaza jest wprost niezbędny. Stanowi prawdziwie książkową „propozycję nie do odrzucenia”. I nawet jeśli, z niewiadomych przyczyn, książka nie posiada indeksu tytułów i nazwisk, i nie uchroniła się od błędów (na szczęście niemerytorycznych, a typu literówki) to i tak jest to unikalna rzecz; przy czym bywa momentami i kontrowersyjna, co widać w niektórych recenzjach. Ten przewodnik po kinie będzie pomocny w poruszaniu się po bogatej ofercie dostępnej online. Ale czasem będzie skłaniać do dalszych poszukiwań i zarazem odkryć. I ma to sens mimo przebogatej oferty internetowych baz, które zdają się być wystarczające, co jest jednak tylko pozorne.

Zapytałem profesora Kletowskiego o filmy produkcji australijskiej obecne w tym dziele: „Powiem tak; staraliśmy się oddać sprawiedliwość takim kinematografiom, jak blisko i daleko-wschodnie, afrykańskie czy wywodzące się z Ameryki Południowej. A tym samym pokazać, że światowe kino to zbiór naczyń połączonych, gdzie często zjawiska tworzone na końcu świata znajdują swoje odbicie w kinie mainstreamowym! Dlatego znalazło się w zestawieniu i miejsce dla dzieł filmowych z Antypodów. Opisane są trzy filmy, będące kamieniami milowymi filmu australijskiego: „Walkabout” Nicholasa Roega, „Piknik pod Wiszącą Skałą” Petera Weira i oczywiście „Mad Max” George’a Millera. Pierwszy z tych filmów ukazujący wędrówkę dziewczyny z wielkiego miasta i jej brata z młodym Aborygenem, choć zrealizowany przez angielskiego twórcę, dał asumpt do powstania Australijskiej Komisji Filmowej, umożliwiającej rozwój tego kina w latach 70. i 80. Z kolei „Piknik (…)” stał się symbolem australijskiego kina artystycznego najwyższej próby. Zaś „Mad Max” wyznaczył ogólnoświatowe standardy kina akcji w osnowie SF (szczególnie w wersji postapokaliptycznej) oraz był przepustką do wielkiej hollywoodzkiej sławy Mela Gibsona. Warto wspomnieć, że na rozwój kina australijskiego wpływ mieli emigranci z Polski – jak choćby profesor Jerzy Toeplitz – współzałożyciel Szkoły Filmowej w Sydney, (której wychowankami było wielu współczesnych filmowców z Antypodów). W naszej książce nie brakuje również opisów filmów z Nowej Zelandii – jak choćby dzieł Jane Campion czy Petera Jacksona, umiejscowionej w przebogatej historycznej i kulturowej mozaice tworzonej przez sztukę filmową”. Jak widać warto zapoznać się z pracą polskich filmoznawców, bo jest ona odkrywcza i uwzględnia zupełnie nowe perspektywy poznawcze nieobecne w anglojęzycznym piśmiennictwie na temat X muzy.

Trzy filmy australijskie to mało? Bardzo możliwe, ale proszę pamiętać, że mówimy o wyborach łączących poglądy subiektywne (zwłaszcza redaktora) i obiektywne, próbujące stworzyć coś – jeśli nie nowego – to odświeżającego. Mocno! I o sztuce mającej już 125 lat (w lutym „stuknęła” ta rocznica) i realizowanej od jakiegoś czasu na absolutnie całym świecie!

Na koniec. Wszędzie, w tym w Polsce mamy coraz lepszy dostęp do filmów z całego świata, w tym made in Australia. Ostatni jaki widziałem to „Barany” („Rams”, 2020). Jest to komediodramat w reżyserii dość zdaje się znanego w Australii reżysera i aktora Jeremy’ego Simsa. Ale na początku tego nie wiedziałem. Za to od razu się zorientowałem, że to remake, remake znanego mi już poruszającego dzieła (koprodukcji europejskiej, w tym polskiej, ale jednak przede wszystkim islandzkiej). Islandczykiem jest jego reżyser i scenarzysta i tamże dzieje się akcja. Premierę miał on w 2015 r. Sądziłem, że to kolejny remake hollywoodzki. A to dlatego, że zwykle tak to się dzieje, no i jednej z ról głównych obsadzono Sama Neilla. To znany aktor pracujący od lat głównie w USA, ale urodził się w Irlandii, a wychował w Nowej Zelandii. Jednak tę „powtórkę” nakręcono na drugim końcu świata. Polecam porównać te dzieła, różnią się znacznie, nie tylko miejscem akcji. Dzięki „1000 filmów” można dokonać multum różnorakich odkryć i to znacznie większego kalibru.

Łukasz Dziatkiewicz

1000 FILMÓW, KTÓRE TWORZĄ HISTORIĘ KINA, RED. PIOTR KLETOWSKI, WYD. DRAGON, BIELSKO-BIAŁA, 2020, S. 448.

Artykuł ukazał się w nr 9/21 „Tygodnika Polskiego” z dnia 28 kwietnia 2021 r.