Po raz pierwszy przyjechałem do Białowieży jako dziecko. Był przełom lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Jako harcerz wędrowałem podczas wrześniowych rajdów przez Puszczę. Pamiętam hotel Iwa i restaurację Żubrówka. Nieliczne miejsca, gdzie można było coś zjeść.
Dziś nocleg można znaleźć w prawie co drugim domu. Nie brak przydrożnych barów, kawiarni, oraz najbardziej wykwintnych restauracji. Jest i agroturystyka, jest też hotel z basenem. Są galerie sztuki, wypożyczalnie rowerów, rejsy statkiem po rzece, kajaki, drezyny, konie pod siodło. Ba! Nawet browar mają i własne piwo warzą.
Zmierzam do cerkwi. Murowana świątynia stoi w samym centrum miasteczka. Tuż obok bramy Parku Pałacowego. Bo niegdyś niedaleko stał pałac cara. To właśnie car Aleksander ufundował obecną cerkiew. Świątynia z czerwonej cegły stanęła w miejscu dawnej drewnianej. Owa drewniana została przeniesiona do Trześcianki. Służy tam wiernym do dziś.
Przyjechałem do Białowieży, aby zobaczyć porcelanowy ikonostas. Chińską porcelanę sprowadzono aż z Petersburga. Porcelanowe są nie tylko carskie wrota, ale również ramy wokół ikon wiszących na ścianach.
Kiedy zaś wszedłem do cerkwi oprócz pięknej porcelany, zobaczyłem coś jeszcze. Z lewej strony ołtarza stała ikona. Ikona tak wielka, że zasłania część okien.
- To chyba największa ikona na Podlasiu, a kto wie, może i w Polsce? – powiedział ksiądz Piotr.
Tekst pochodzi z książki Wojciecha Koronkiewicza
„Z Matką Boską na rowerze.
Podróż do cudownych obrazów, ikon i świętych źródeł Podlasia”
Wydawnictwo Paśny Buriat 2020