Pogoda w Melbourne

Polecane Strony

 

20 marca 1870 roku ks. Leon Rogalski dopłynął do Melbourne po trzech miesiącach żeglugi z Anglii, oczekiwany przez polskich osadników w Australii Południowej, którym bardzo brakowało polskiego kapłana. W lipcu tego samego roku wybuchnie wojna francusko-niemiecka, a tak się składa, że wielu Polaków emigrowało wtedy na antypody, by uniknąć poboru do armii pruskiej. Byli i tacy (jak Matys i Kozłowski), co zadawali sobie rany, by nie wysłano ich na wojnę z Francją. Potem znaleźli się na antypodach. Ojciec Leon Rogalski urodził się w r. 1830 w powiecie tarnopolskim w zubożałej rodzinie szlacheckiej, edukację odebrał we Lwowie i tam też studiował teologię na uniwersytecie lwowskim. W r.1855 otrzymał święcenia kapłańskie, a potem był kapelanem polowym podczas wojny austriacko-francuskiej (1859) w okolicach Vicenzy. Po wojennych przeżyciach wstąpił do zakonu jezuitów, w Tarnopolu złożył śluby zakonne i pomagał w kościele jako kaznodzieja. Następnie w Innsbrucku przez dwa lata studiował teologię dogmatyczną, a po powrocie pracował w Tarnopolu, Starej Wsi i Łańcucie wyróżniając się talentem kaznodziejskim. W tych latach poszukiwano duszpasterza dla Polaków w Australii, gdzie od 1848 działała misja prowincji austriackiej i los sprawił, że postanowiono wysłać tam ks. Rogalskiego. Zasmuceni tym parafianie łańcuccy wysłali suplikę do przełożonego prowincji prosząc o pozostawienie go na miejscu i podnosząc jego zalety: „osobliwie gorliwy o chwałę Bożą i zbawienie nasze, (...) i przenikający serca nasze” , lecz niestety dla tych zalet właśnie wybrano go na misjonarza.

Podróż z Europy do Australii była wtedy sporym ryzykiem, bo – jak odnotował ks. Leon – „straszne burze rzucały naszym okrętem jak piłką. Trzeba się było dobrze trzymać łóżka, aby z niego nie wylecieć i nie skaleczyć się do reszty. (...) każdy myślał wtedy już o śmierci, modlił się, spowiadał i sprawdzały się te słowa „Qui nescit orare, pergat ad mare” (kto się nie umie modlić, niech na morze idzie). Ks. Leon cierpiał na chorobę morską, zawroty głowy i brak apetytu. Po zejściu z pokładu w Melbourne przez cały tydzień nie mógł utrzymać się na nogach, chwiał się ustawicznie i myślał, że jest dalej na kołyszącym się statku jak pisał w liście do brata ks. Jana Rogalskiego proboszcza w Krasna na Bukowinie. Powiedzmy od razu, że urokliwą książkę pt. „Leon Rogalski SJ Duszpasterz polskich emigrantów w listach z Australii”, pióra Andrzeja Pawła Biesia SJ, wydało Wydawnictwo Naukowe Akademii Ignatianum w Krakowie (2020) w wytwornej szacie graficznej. W oparciu o zachowane listy ks. Rogalskiego (w sumie 20) autor stworzył opowieść o jego misji wśród polskich osadników, którzy zaczęli napływać do Australii Południowej. Większa grupa Polaków ze wsi Dąbrówka Wielkopolska (31 osób) osiedliła się w pobliżu Tanundy, jednak z braku katolickiego kapłana stopniowo ulegali asymilacji. W latach 1853-58 dotarli emigranci z Ziemi Lubuskiej i Wielkopolski, a w r.1856 prawie setka Polaków przypłynęłą z Hamburga. Kiedy ks. Rogalski stanął w Seven Hill, po wizycie u biskupa w Adelajdzie, oczekiwała go liczna polska kolonia, spragniona duchowej opieki w języku ojczystym. Na tych terenach żyli też osadnicy angielscy, niemieccy, Irlandczycy, Włosi, Szkoci a nawet Francuzi.  Przybycie ojca Rogalskiego ucieszyło też 26 polskich rodzin, zamieszkałych kilka mil dalej w dolinie Hill River, gdyż nareszcie mogli uczęszcząć na nabożeństwa odprawiane po polsku. W sumie ponad 300 Polaków witało duszpasterza z dalekiej ojczyzny, który zaraz po przyjeździe ofiarnie zabrał się do pracy, głosząc podczas Wielkiego Tygodnia w Sevenhill rekolekcje przygotowując rodaków do przeżycia świąt Wielkanocnych. Potem chrzcił, spowiadał, wyjeżdżał do chorych i umierających, aby pojednać ich z Bogiem. A konne podróże bywały nieraz długie i uciążliwe. W jednym z listów ( str.88) opisuje jak ciemną nocą jechał do umierającego 25 mil i jak Opatrzność boska ocaliła mu życie. List ten drukował miesięcznik „Misje Katolickie”. Ojciec Rogalski był tytanem pracy, zawiązywał też bractwa i stowarzyszenia. Miewał też nauki dla Niemców i Irlandczyków. W osadzie Hillriver – gdzie Polacy mieli swój kościółek św. Stanisława – założył czytelnię, sprowadzał polskie książki i pisma, a w szkole polsko-angielskiej uczył polskie dzieci katechizmu, historii biblijnej, pacierza, pieśni religijnych, a także czytania i pisania po polsku jak czytamy w liście z 12 marca 1892 (str. 79). Piękna książka o ojcu Rogalskim nie jest jednak tylko zbiorem cytatów z jego listów, ale kroniką tamtej epoki, przybliżonej licznymi zdjęciami, które ukazują nam jak w fotoplastikonie krajobrazy, kościoły, kaplice, szkoły, księży, parafian czy jezuitów z Aborygenami, bo ówcześni księża czuli się misjonarzami i głosili Ewangelię także autochtonom, co nie było zadaniem łatwym. Ksiądz Leon poświęcał wiele godzin dziennie na edukację polskich dzieci, niestety nie udało mu się sprowadzić do pomocy polskich zakonnic. Za to w latach 1874-1877 pomagały mu siostry z australijskiego Zgromadzenia Św. Józefa od Najświętszego Serca, założonego w 1868 r. w Adelajdzie przez św. Mary MacKillop. Lektura książki o misji ks. Leona to wycieczka w lepszy świat.

O rosnącym prestiżu polskiej społeczności w Sevenhill świadczyły też wizyty australijskich hierarchów, którzy odwiedzali kaplicę w Hill River jak np. biskup Adelajdy Christopher Reynolds, który parokrotnie odprawiał tam Msze, słuchał polskich pieśni, udzielał sakramentu bierzmowania i bywał zapraszany potem do polskich domów. Podczas wizyty w r.1883 biskup Reynolds celebrował nawet mszę świętą w intencji zmiłowania Bożego dla polskich ziem pod pruskim i rosyjskim zaborem (str. 49/50). Rozrzewnieni Polacy cisnęli się tłumnie do zakrystii dla ucałowani rąk biskupa. Biskup Reynolds podarował też polskiej kaplicy w Sevenhill statuę Serca Jezusowego. Polacy wręczyli mu potem piękny medal Matki Boskiej Częstochowskiej i kilka medali na pamiątkę rocznicy oswobodzenia Wiednia. Wielkim wydarzeniem była także w r.1888 wizyta prymasa Australii i arcybiskupa Sydney, kardynała Patricka Francisa Morana, który po mszy świętej „w przecudnych słowach odmalował dziejową przeszłość naszą, tak ścisle związaną z wiarą i Kościołem, przypomniał zastępy naszych Świętych, uczonych i bohaterów i wezwał, abyśmy szli wytrwale w ich ślady...” (str. 52). X.Kardynała żegnano jeszcze goręcej niż witano, jak czytamy w relacji zamieszczonej w „Misjach Katolickich”. Australijscy biskupi zauważyłi również wielki kult maryjny u Polaków, a pisał o tym i ks. Rogalski: „...moi australscy Sarmaci odznaczają się szczególną żarliwością w objawach czci i miłości ku Matce Najświętszej” (str. 55).

Wyspa polskości rozkwitała w latach misji ks. Leona, jednak pracował ponad siły i w liście z r. 1888 on sam prosił prowincjała w Krakowie o zastępstwo. Dobiegał sześćdziesiątki, w czasie upałów doznawał osłabień, a więc w r. 1889 powierzono mu pod opiekę tylko ośrodki położone na wschód od Sevenhill, z najkrótszymi dojazdami. Częściowy paraliż w r. 1894 jeszcze bardziej utrudnił mu jego duszpasterstwo. Pod koniec życia pracował jednak w konfesjonale i na ambonie w trzech językach – polskim, niemieckim i angielskim. Odwiedzał chorych i zaniedbanych. Niestety, drugi wylew (w r. 1901) wywołał trwały paraliż, nie mógł już odprawiać Mszy św. i odtąd pozostawał w sevenhillskim klasztorze zdany na pomoc innych. Nie przeżył trzeciego wylewu, zmarł 6 czerwca 1906 roku. Pochowano go w krypcie pod kościołem św. Alojzego Gonzagi w Sevenhill obok innych jezuitów, którzy od pół wieku trudzili się w Australii Południowej. Ojciec Karol Haendl, minister domu zakonnego w Sevenhill, w tych pieknych słowach oddał cześć ks. Leonowi: „Misjonarzem był pełnym zapału apostolskiego. Wiele się natrudził, wiele napracował, dużo dokonał. Mieszkał – że tak powiem – w konfesjonale. Kazanie jego polskie i niemieckie tchnęły ogniem, którym jego serce było przejęte(...) W samą niedzielę Zielonych Świątek oddał ducha Bogu.  Ojciec Leon Rogalski był dobrym, prawym jezuitą, gorliwym misjonarzem”.

Wielką zasługą ks. Leona było, obok troski o życie religijne, podtrzymanie polskiej tożsamości i wrodzonego patriotyzmu osadników z Hill River. Osiągnąl swój cel, lecz z początkiem wieku XX-tego ta wysepka polskości zaczynała się kurczyć z dwóch powodów – ustał napływ imigrantów z ziem polskich, a także część osadników przenosiła się na inne tereny z przyczyn ekonomicznych. Polska szkoła funkcjonowała jednak do lat 20-tych XX wieku. Ale ks. Leon, apostoł polskości, nie doczekał się następcy z dalekiej ojczyzny. Opuszczony kościołek „misji polskiej” popadał w ruinę, w Polonii przechowano jednak pamięć o wiernym jego kapelanie i od r.1980 jest on kościołem-muzeum, wpisanym do rejestru obiektów dziedzictwa narodowego Australii Południowej. Non omnis moriar.

Marek Baterowicz

Redakcja:
19 Carrington Drive,
Albion Vic 3020
Australia
Tel. + 61 3 8382 0217
E-mail

Polecane Strony

Redakcja:
19 Carrington Drive,
Albion Vic 3020
Australia
Tel. + 61 3 8382 0217
E-mail

© Tygodnik Polski 2020   |   Serwis Internetowy Sponsorowany przez Allwelt International   |   Admin